Bojanowicz: Początek końca OPEC? (ANALIZA)

19 grudnia 2018, 07:30 Energetyka

Katar zapowiedział opuszczenie szeregów organizacji. Kryzys wydobycia ropy w Wenezueli oraz wahania jej ceny także nie pomagają jej reputacji. OPEC nie gwarantuje już, tak jak kiedyś stabilności międzynarodowego rynku surowca – pisze Roma Bojanowicz, współpracownik BiznesAlert.pl.

fot. Patrycja Rapacka

Historia odkrycia ropy i gazu na Półwyspie Arabskim zaczęła się pod koniec lat 30-tych XX wieku. Wtedy w Arabii Saudyjskiej, Kuwejcie i Katarze odnaleziono jej bogate złoża. W 1960 roku pięć krajów największych producentów ropy, w tym Arabia Saudyjska, powołało do życia OPEC – Organizację Krajów Eksportujących Ropę Naftową. Rok później dołączył do nich Katar. Jednak to odkryty w latach 70-tych XX wieku na przybrzeżnym polu North Dome, gaz ziemny stał się głównym towarem eksportowym, napędzającym katarską gospodarkę. Złoże to leży na granicy morskiej pomiędzy Katarem, a Iranem (South Pars). Szacuje się, że prawie 99 procent całkowitych, potwierdzonych zasobów gazu w Katarze i 14 procent potwierdzonych zasobów błękitnego paliwa na świecie znajduje się właśnie w tym rejonie. Na początku lat 90-tych Katar postawił na inwestycje w tworzenie i rozwój infrastruktury, służącej do eksportu gazu, zarówno rurociągami, jak i skroplonego gazu ziemnego, co pozwoliło katarskim producentom przez wiele lat dominować na światowym rynku LNG. Sytuacja zmieniła się w listopadzie 2018 roku, kiedy to po raz pierwszy wyprzedziła go Australia.

Kryzys goni kryzys

W kwietniu 2017 roku, spółka Katar Petroleum zniosła 12-letnie moratorium na dalszy rozwój wydobycia gazu ziemnego. Po okresie, w którym badano wpływ szybkiego wzrostu produkcji na stan i zrównoważone zarządzanie polem North Dome/South Pars zwiększono produkcję LNG z 77 mln ton do 110 mln ton rocznie. Po dwóch miesiącach, w czerwcu 2017 roku Arabia Saudyjska, Bahrajn, Zjednoczone Emiraty Arabskie (ZEA) i Egipt oskarżyły Dohę o sprzyjanie islamskim terrorystom w Syrii m.in. Frontowi al-Nusra oraz Bractwu Muzułmańskiemu. Saudyjczycy zarzucili Katarowi współpracę z jemeńskimi rebeliantami, wspieranymi przez Iran. Przedstawiciele władz Kataru zaprzeczyli zarzutom i oświadczyli, że bojkot to zamach na suwerenność Dohy. W efekcie konfliktu rozpoczęła się osiemnastomiesięczna blokada gospodarcza Kataru. Trudno jednak zaprzeczyć, że Katar i Iran muszą ze sobą współpracować, że względu na współdzielone największe na świecie pole gazowe, North Dome/South Pars.

Dwa kroki do przodu, jeden w tył

Mimo obiektywnych trudności wynikających z międzynarodowej izolacji Doha starała się wywiązywać ze swoich zobowiązań biznesowych. Za pośrednictwem rurociągu stale przesyłała do ZEA gaz ziemny, który zaspokajał około jednej czwartej dziennego zapotrzebowania na ten surowiec w Emiratach. 18 czerwca 2017 roku, czyli już po wejściu w życie blokady spółka Qatargas Operating Company Limited podpisała nową umowę na dostawy LNG do Wielkiej Brytanii. Zgodnie z tym pięcioletnim kontraktem, który będzie obowiązywał w latach 2019 – 2024 koncern ma dostarczać 1,1 miliona ton LNG rocznie z terminalu Qatargas IV w Katarze do terminalu Dragon Gate w Wielkiej Brytanii. Kolejnym dużym kontraktem podpisanym przez Qatargas była zawarta we wrześniu tego roku umowa z PetroChina International Co na dostawę 3,4 mln ton LNG rocznie do 2040 roku. Dostawy skroplonego gazu mają wesprzeć energetycznie Pekin, który zrezygnował z węgla, a także pomóc mu w ogólnokrajowej walce ze smogiem.

Między Moskwą, a Waszyngtonem

Za nieformalnego przywódcę OPEC uważana jest obecnie Arabia Saudyjska, której szarą eminencją jest młody książę koronny Mohammed bin Salman. Monarcha ma ogromne ambicje i głód władzy, a także pomysły na długofalowy rozwój swojego kraju. Pod jego rządami Królestwo coraz bardziej otwarcie prowadzi rozgrywki na światowym rynku ropy i gazu. Aktywnie wspiera blokadę Iranu, manewrując przy tym między Stanami Zjednoczonymi, będącymi jej długoletnim sojusznikiem, a stosunkowo nowym partnerem gospodarczo – politycznym jakim jest Rosja. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że wprowadzone w tym roku przez Waszyngton sankcje wobec Teheranu wspierają amerykański przemysł naftowy, bowiem udało się wyeliminować jednego z konkurentów. Blokada Iranu działa również w interesie Arabii Saudyjskiej. Wzmacnia pozycję Rijadu na Bliskim Wschodzie, jako głównego rozgrywającego sytuację geopolityczną w regionie. Tym bardziej, że cieszy się on poparciem Rosji – kraju posiadającego jedne z największych złóż węglowodorów na świecie, bez pardonu wykorzystującego je do wpływania na sytuację polityczną, gospodarczą i społeczną na całym świecie. Kreml konsekwentnie dąży do tego by długotrwale zwiększyć swoje wpływy w krajach arabskich i jest na dobrej drodze do zajęcia miejsca wycofujących się z tego regionu Amerykanów. O ile nałożenie sankcji na Teheran łatwo da się uzasadnić chociażby wzrostem produkcji ropy z amerykańskich łupków i związanym z tym ryzykiem spadku cen na naftę, o tyle blokadę Dohy trudno jest tak łatwo wytłumaczyć. Jednak przyglądając się dokładniej kondycji gospodarczej Kataru oraz relacjom jakie łączą Arabię Saudyjską z Rosja, można spostrzec ciekawe zależności.

Rosyjska układanka

Do niedawna najbliższymi sojusznikami Moskwy wśród krajów Bliskiego Wschodu i Zatoki Perskiej były Iran i Katar. Obecnie w sferze zainteresowań Rosji znalazły się też inne państwa, takie jak Izrael czy Palestyna. Niezwykle istotnym aspektem rosyjskiej obecności na Bliskim Wschodzie jest również trwający w Syrii konflikt zbrojny. Do niedawna wydawało się, że dzięki poparciu Moskwy rząd Baszara al-Assada jest bliski zakończenia trwającej od 2010 roku wojny domowej. Wynik tego konfliktu najprawdopodobniej ukształtuje nowy układ sił w regionie. Jeśli państwa zachodnie wycofają się, ich miejsce zajmie Rosja z Władimirem Putinem na czele. Sprawujący realną władzę w Arabii Saudyjskiej książę Mohammed bin Salman zdaje się liczyć z takim scenariuszem i już teraz buduje swój sojusz z Kremlem, kosztem mniejszych i słabszych członków OPEC. Wykorzystując organizację do wpływania na sytuację na międzynarodowym rynku węglowodorów, obaj sojusznicy kierują się wyłącznie własnym interesem ekonomicznym. Manipulowanie poziomem produkcji ropy czy blokowanie przy każdej nadarzającej się okazji gospodarek takich krajów jak Iran, czy Katar pozwala oddziaływać na ceny ropy.

Katar jest jednym z najmniejszych, a przez to i najsłabszych państw regionu Zatoki Perskiej. Po doświadczeniach trwającej 18 miesięcy blokady ekonomicznej i dyplomatycznej ze strony swoich sąsiadów w tym dwóch członków OPEC (Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich), Doha rozpoczęła starania o odzyskanie swojej suwerenności ekonomicznej. Ogłoszenie na początku grudnia decyzji o wycofaniu się z członkostwa w organizacji oznacza przyjęcie i rozwój nowej strategii energetycznej Kataru, który zamierza zbudować swoją nową międzynarodową pozycję jako gazowe supermocarstwo. Scenariusz ten wpisuje się w istniejące już plany rozwoju infrastruktury LNG, zdolności produkcyjnych oraz utrzymania 30 procentowego udziału w produkcji gazu skroplonego na światowym rynku. Postanowienie o opuszczeniu OPEC należy również rozpatrywać w kontekście czysto politycznym, jako próbę zerwania współpracy z organizacją, której przywódcy działają na szkodę Kataru.

Wzmocnienie autonomii Kataru i uniezależnienie go od sąsiadów z Zatoki Perskiej, świadczy o totalnej nieskuteczności blokady nałożonej w 2017 roku, która nie tylko nie podcięła Dosze skrzydeł, ale spowodowała zmianę układu sił i wpływów w Zatoce Perskiej. Konsekwencją wprowadzonych w zeszłym roku sankcji wobec Kataru może być znaczące osłabienie pozycji Arabii Saudyjskiej w regionie, a także samego OPEC, a nie tego spodziewał się młody książę bin Salman. Teraz każde państwo stowarzyszone z organizacją będzie uważnie przyglądało się rozwojowi sytuacji. Czy Katar sobie poradzi? Czy odniesie sukces ekonomiczny? Czy może jednak Arabii Saudyjskiej i Rosji uda się pokrzyżować plany Dohy?

Powodzenie Kataru może spowodować dalszą erozję OPEC i OPEC+, zwłaszcza jeśli ich nieformalni liderzy nadal będą samodzielnie kształtować sytuację na międzynarodowym rynku ropy nie licząc się z potrzebami oraz głosem innych państw członkowskich. Jeśli organizacja przestanie skutecznie wpływać na decyzje o poziomie produkcji ropy i nastąpi gwałtowny wzrost liczby baryłek na rynku może to poważnie zachwiać jej ceną. Co wtedy zrobi Arabia Saudyjska i Rosja? Czy zgodzą się one na utratę dotychczasowych rynków, czy jeszcze bardziej zwiększą wydobycie i w ten sposób czasowo zaleją rynek tanim surowcem, sprzedając go dużo poniżej kosztów produkcji? W przypadku realizacji takiego scenariusza, mogłyby pozbyć się konkurencji i ponownie podnieść ceny surowca i w ten sposób odrobić poniesione wcześniej straty.

Gazprom kontra LNG

Sytuacja na rynku LNG ma się jednak zgoła inaczej. Rosji będzie bardzo trudno zrealizować ambitne plany zaistnienia w tej branży. W prawdzie jednym z głównych towarów eksportowych Moskwy jest gaz, ale nie gaz skroplony. Wieloletnia dominacja Gazpromu w Europie uśpiła czujność rosyjskiej spółki, przez co przegapiła ona dynamiczny rozwój światowego sektora LNG. Wydaje się, że Moskwa relatywnie niedawno zaczęła doceniać możliwości jakie ono daje. Mimo to zamiast budować kolejne terminale do skraplania błękitnego paliwa, stawia na kosztowne projekty infrastrukturalne jak gazociągi Nord Stream II, Turkish Stream, czy Siła Syberii.

Efektem wieloletnich zaniedbań rozwoju infrastruktury LNG, jest spadek rynkowej pozycji Gazpromu zarówno na arenie globalnej jak i w samej Rosji. Z czołowego światowego koncernu, którego kapitalizację szacowano w 2008 roku na poziomie 365 mld dolarów, Gazprom przekształcił się w „średniaka” z kapitalizacją na poziomie 54 mld dolarów. Spółka będąca niegdyś „okrętem flagowym” rosyjskiej gospodarki, jest dziś czwartym największym przedsiębiorstwem. Jej najpoważniejszy konkurent na rosyjskim rynku gazu to Novatek. Koncern, który został stworzony od zera i dysponował nieporównywalnie mniejszym potencjałem do Gazpromu, zanotował we wrześniu tego roku wyższą od niego kapitalizację. Rosyjscy inwestorzy wyrazili w ten sposób swoją dezaprobatę wobec strategii rozwoju Gazpromu, czyli braku inwestycji w infrastrukturę. Z kolei zaangażowanie Novateku w rozwój zaplecza dla LNG spotkało się z entuzjazmem inwestorów. Dynamiczna intensyfikacja produkcji gazu skroplonego przede wszystkim w Australii, Katarze, USA, Malezji oraz bliskość azjatyckiego rynku zbytu, powoduje, że rosyjskim producentom będzie trudno znaleźć miejsce na rynku dla pochodzącego z arktycznych złóż LNG. Nawet bezpośrednie i pośrednie wsparcie państwa – jak to się dzieje w przypadku rozpoczynającego produkcję Yamal LNG – może się okazać niewystarczające.

Moskwa wspierając Saudów w działaniach zmierzających do osłabienia Kataru, będącego do niedawna największym eksporterem LNG na świecie, chce zmienić układ sił na rynku. Może to pomóc wzmocnić pozycję Moskwy i jej sojuszników w regionie Zatoki Perskiej i Bliskiego Wschodu, ale okaże się jeszcze, czy wzmocni również pozycję rosyjskich firm, jako dostawców skroplonego gazu. Z kolei saudyjski następca tronu testuje nowe formy sprawowania władzy o czym może świadczyć zabójstwo nastawionego krytycznie wobec Rijadu dziennikarza Dżamala Chaszukdżiego. Jego przypadek przypomina morderstwo na polityczne zlecenie rosyjskiej dziennikarki Anny Politkowskiej, która nie szczędziła słów krytyki pod adresem Putina i działań Rosji podczas wojny w Czeczenii.

Od 2014 roku jesteśmy świadkami zbliżania się Arabii Saudyjskiej do Rosji. Kreml lubi mieć przygotowane scenariusze na różne okazje. Dlatego Moskwa z jednej strony zapraszała Arabię Saudyjską do współpracy przy produkcji LNG (projekt Arctic LNG-2), a z drugiej prowadziła i być może nadal prowadzi rozmowy dotyczące sprzedaży systemu przeciwlotniczego S-400 Katarowi. Wzbudza to zrozumiałe zaniepokojenie Rijadu.