Baca-Pogorzelska: Drogo, drożej, CO2

31 lipca 2019, 15:00 Energetyka

Jeśli ktoś myśli, że prąd w przyszłym roku nie zaliczy skokowej podwyżki, to znaczy, że jest wielkim idealistą – pisze Karolina Baca-Pogorzelska, dziennikarka Dziennika Gazety Prawnej.

Elektrownia Kozienice. Fot. BiznesAlert

28 euro za tonę i nie chce być inaczej. Prawa do emisji dwutlenku węgla uwzięły się na polską energetykę. No za nic nie chce być taniej, a prognozy o tym, że będzie drożej wcale nie są przesadzone. Należy bowiem pamiętać, że datą graniczną dla EU ETS, czyli europejskiego systemu handlu emisjami jest nie przyszły rok, a kolejny, czyli 2021. Wtedy bowiem zacznie obowiązywać zrewidowany EU ETS. W skrócie można powiedzieć, że darmowych uprawnień do emisji będzie mniej w perspektywie 2021-2030 niż w trwającej obecnie. Dla Polski, gdzie nadal 80 proc. energii elektrycznej wytwarza się z węgla kamiennego i brunatnego, oznacza to gigantyczne dodatkowe koszty jeśli weźmiemy pod uwagę, że jeszcze półtora roku temu cena tony CO2 oscylowała wokół 6-7 euro. A magiczne 40 euro za tonę wcale nie musi zostać osiągnięte w okolicach 2025-2030 r., tylko wcześniej.

Ale na to oczywiście też składa się wiele czynników – wiadomo przecież, że gdy przyjdzie spowolnienie gospodarcze, a nawet kryzys, to i ceny praw do emisji będą mniejsze. Bo np., wysokie ich ceny w czerwcu 2019 r. KOBiZE (Krajowy Ośrodek Bilansowania i Zarządzania Emisjami) uzasadnia w swoim raporcie cenami paliw na świecie, na których wycenę wpływ miały z kolei oczekiwania co do poziomu stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych. 
Ale wysoka cena uprawnień może mieć swoje plusy.
Jak przypomina KOBiZE w tym samym raporcie o CO2, 12 czerwca KE poinformowała, że Polska ma zamiar sprzedać na aukcjach w przyszłym roku 49,52 mln polskich uprawnień EUA niewykorzystanych w ramach derogacji z art. 10c dyrektywy EU ETS w latach 2013-2018. W obecnym okresie rozliczeniowym EU ETS (2013–2020)osiem państw członkowskich, w tym Polska, skorzystało z odstępstwa od pełnej sprzedaży uprawnień EUA w drodze aukcji (tzw. derogacja) i przeznaczeniu ich na potrzeby sektora energetycznego w celu jego modernizacji.

Co do zasady uprawnienia, które nie zostały wykorzystane w ramach derogacji mogły zostać sprzedane na aukcji lub przeniesione na następny okres rozliczeniowy (2021–2030).Polska w tym roku skorzystała z prawa sprzedaży na aukcjach swoich niewykorzystanych w ramach derogacji z lat 2013-2017 uprawnień EUA – pula aukcyjna na 2019 r. uwzględnia dodatkowo do sprzedaży 55,8 mln tych uprawnień. W 2020 r. pula aukcyjna ma się powiększyć o kolejne 49,52 mln uprawnień nieprzydzielonych w latach 2013-2018, a w 2021 r. ma zostać sprzedana pozostała część uprawnień(nieprzydzielonych w okresie 2013-2019).

Sprzedaż tak ogromnej puli przy dzisiejszych cenach to niemal 1,4 mld zł, a więc bardzo konkretnie pieniądze. Szkoda tylko, że u nas nadal nie zostały dołożone do zielonej transformacji, a rząd cały czas forsuje budowę węglowej Ostrołęki C o mocy 1000 MW, choć mimo wszelkich analiz nawet podczas 20-letniego użytkowania ta inwestycja się nie zwróci.

Dlaczego o cenach CO2 warto mówić? Bo jeśli tendencja cenowa się utrzyma, to w przyszłym roku za energię zapłacimy o kilkadziesiąt procent więcej – szanse na kolejną ustawę o rekompensatach są znikome. Nawet jeśli węgiel na światowych rynkach będzie taniał, jak obecnie, to i tak przeważająca większość energetyki opiera się na surowcu krajowy, który jest droższy. Drogi węgiel i drogie prawa do emisji CO2 to mieszanka wybuchowa. A na efekty naprawdę nie trzeba będzie wcale długo czekać.