Piechociński: Od uderzania w stół energetykę polską tylko rozboli ręka (ROZMOWA)

23 listopada 2020, 07:31 Atom

Zdaniem byłego ministra gospodarki Janusza Piechocińskiego polska polityka energetyczna powinna być bardziej pragmatyczna. – To lepszy sposób niż uderzenie ręką w stół, po którym ktoś może nas zapytać o to, co załatwiliśmy, a my będziemy mogli tylko stwierdzić, że tylko ręka nas boli – ocenia rozmówca BiznesAlert.pl.

Janusz Piechociński. Grafika: Gabriela Cydejko
Janusz Piechociński. Grafika: Gabriela Cydejko

BiznesAlert.pl: Co zmieniło się w energetyce w ostatnich latach?

Janusz Piechociński: Byłem pierwszym ministrem gospodarki, który mógł stwierdzić, że embargo na dostawy ropy i gazu z Rosji nie rzuci nas na kolana. Pół wieku byliśmy skazani na negocjowanie cen dostaw z pozycji bezalternatywnych. Kolejne rządy III RP, szczególnie w latach 2005-15 starały się, aby to jarzmo przeszłości zrzucić dzięki stabilizacji krajowego wydobycia gazu i poszukiwania go, rozbudowy sieci, magazynów. To były zadania kosztowne i myślenie z innych pozycji o tym jak ograniczyć import. Chodziło nie tylko o suwerenność polityczną i gospodarczą, z którą problem ma dziś na przykład Białoruś. Chcieliśmy także rozwijać przemysł chemiczny potrzebujący gazu, a także przeróbkę ropy. Weszliśmy w duże inwestycje na rzecz wykorzystania asfaltów a potem w raz z rozwojem techniki w budowie dróg weszliśmy  w technologie cementowe. To dorobek grupy ludzi ponad podziałami partyjnymi. Było to możliwe przez szereg procesów światowych na które dobrze zareagowaliśmy. W USA rozpoczęła się rewolucja łupkowa, dzięki której dwa-trzy lata temu stały one się numerem jeden wydobycia ropy i wielkim potencjalnie eksporterem gazu. Rewolucja technologiczna zwiększyła też konkurencyjność ich surowców. Stany dysponują teraz dużymi mocami eksportowymi i rosnącą infrastrukturą umożliwiającą eksport na wiele kierunków.. Kiedy  podczas spotkania petersburskiego ministrów państw bałtyckich z 2013 roku zeszliśmy na temat ceny surowców, premier Miedwiediew był zbulwersowany tezą przytoczoną przeze mnie, że ropa w przyszłości już długo  nie będzie kosztowała ponad 100 dolarów za baryłkę . A on dalej wierzył w prognozę nieustannego wzrostu az do 180 USD za baryłkę  Świat się jednak zmienił i widać to w cenie ropy, która obecnie wynosi mniej niż 50 dolarów. A za niską ceną ropy idzie niska cena gazu. Do tego jeszcze przed covid uruchomienie nowych złóż gazu i na rynku w negocjacjach cenowych przewaga odbiorcy nad dostawcą spowodowały od kilku lat realne bardzo niskie ceny. Kolejny trend to technologie odnawialne. Pierwsze OZE 40 lat temu  były mniej rynkowo realistyczne niż loty kosmiczne. Widać to choćby w transformacji, którą przechodziła i przechodzi fotowoltaika czy geotermia. Teraz widać, ze ich systematycznie koszty spadają i rośnie ich konkurencyjność w stosunku do innych branż Ze względu na brak krajowej technologii w fotowoltaice nie chcieliśmy jej po 2010 rozwijać w oparciu o import ogniw i wysokie dotacje budżetowe. Po pierwsze, budowaliśmy potencjał krajowy w oparciu o polskie możliwości . Dlatego z pełną premedytacją wyhamowałem oczekiwania rynku na to, że wielka ustawa OZE z 2015 roku będzie mocno wspierać fotowoltaikę. Najpierw wsparliśmy energetykę wiatrową bowiem tu potencjał krajowy w technice i technologii był największy i miał duży wymiar. Jeszcze w 2014 wydawało się ze osiągniemy cel klimatyczny udziału OZE w energetyce w 2020. Niestety dramatycznie głupie decyzje z roku 2016 w sprawie lądowej energetyki praktycznie to uniemożliwiły no chyba ze znowu udawać będziemy że współspalanie trocin z importu to też energia ze źródeł odnawialnych.

Jak trendy globalne przełożyły się na Polskę?

Ropa i gaz to przecież główne nasze, polskie pozycje w imporcie. Spadek ich cen i obecnie utrzymujący się ich poziom to jeden z elementów naszego gospodarczego sukcesu, nadwyżki w handlu zagranicznym, konkurencyjności wielu gałęzi i mniejszych wydatków firm transportowych i gospodarstw domowych. Korzystna sytuacja na rynku surowca dała przecież świetne zarobki polskim rafineriom i PGNiG. Dostawcy zabiegają teraz o odbiorców. Lotos w zeszłym roku kupował jeszcze przed embargiem na ropę z Iranu kupował ją nawet za 27 dolarów za baryłkę. Wszystko to dało niesamowite dodatkowe dochody portom, rafineriom, które znacząco podniosły często do rekordowych poziomów swoje marze ale też i dystrybutorom i sprzedawcom paliw bowiem przy cenach detalicznych 4-4.60 zł za litr można  było wrzucić ponad 20-groszowa marze dla klienta który przecież pamiętał ekstremalne ceny detaliczne gdy ropa była ponad 100-110 dolarów. Udało nam się w porę zrealizować rozbudowę Świnoujścia z trudnym podwykonawcą włoskim. Zaczęliśmy rozmawiać z innych pozycji z dostawcami. Mamy wiec dzisiaj zupełnie nowa polska na globalnym i europejskim jakość i pozycję na surowcowym rynku węglowodorów. Warto teraz uwzględnić zmiany na rynku które mogą nadejść choćby traktowanie gazu przez Unię Europejską, która uważa go tylko za paliwo przejściowe. Należy to wszystko uwzględnić w myśleniu strategicznym.

Czy tak jest?

Po 2015 nie uruchomiliśmy kolejnego etapu procesu inwestycyjnego w energetyce i zwiększamy import energii. Rok do roku wzrost wyniósł 33,5 procent. Importujemy więcej i codziennie jest to 28-50 Twh. W 2016 roku ratowaliśmy górnictwo prostymi rozwiązaniami wsparcia budżetowego ( deputaty węglowe , umorzenie części zobowiązań etc)  oraz powiązaniem energetyki z górnictwem. To ulżyło górnictwo i pojawił się nawet sztucznie zysk. Z tego względu wróciły wyższe nakłady inwestycyjne, ale także niekontrolowany wzrost płac niezwiązany z wynikami. Cena węgla krajowego rosła więc stąd wziął się rekord importu węgla w 2018  w wysokości ponad 21 mln ton, z czego trzy czwarte z kierunku Wschodniego. Wyszło na to ze obok siebie dla tej ekipy rządowo-gospodarczej do pogodzenia były tezy: rosyjski gaz i ropa zagrażają suwerenności, ale rosyjski węgiel jest najtańszy, więc może być. Ten węgiel służy Rosji do pozyskiwania dolarów więc jego dostawy na granicę z Polską jest subsydiowany, żeby był najatrakcyjniejszy. Tymczasem my mamy na hałdach dzisiaj prawie 20 mln ton, budujemy centralne magazyny węgla a jednocześnie sprowadzamy energię na niespotykaną skalę. Między węglem a energetyką wytworzył się chaos, błąd popędza błąd i ratujemy tylko na  bieżąco chwilowo płynność finansową zaciskając sobie pętlę zadłużenia coraz mocniej.

Jak ocenia Pan sytuację na rynku energii?

Mamy najwyższą cenę hurtową energii i inflację. Energia dla gospodarstw domowych także podrożała i podnosi inflację do poziomu najwyższego  w Europie. Tego typu czynniki uderzają w najsłabsze gospodarstwa domowe co przenosi się na politykę : bo wybory, bo 13 emerytura etc. Spółki energetyczne państwa idą do Urzędu Regulacji Energetyki z wnioskami o podwyżki, a ten będzie je odrzucał, albo tworzył nowe obciążenia, żeby nie podnosić ceny energii. Jeśli w tym roku ta cena wzrosła w detalu o około 9 procent i rośnie rekordowo jej import bo  wzrost importu to próba stabilizowania cen na rynku krajowym. W efekcie rośnie uniezależnienie od dostaw zewnętrzych energii spowodowane lękiem przed kolejnym impulsem wzrostu cen niszczącym przemysły energochłonne i wywołującym poważne napięcia społeczne i wzrost ubóstwa już nie tylko energetycznego. Mamy więc zupełnie rozregulowany rynek i związki miedzy surowcem , producentami, dystrybutorami i konsumentami energii przy rosnącym udziale obciążenia kosztami emisji CO2 energii, które dodatkowo przy spadku wydobycia węgla , tej  samej wielkości zatrudnienia i rosnącej dla wielu kopalń nieefektywność wydobycia powodują zbliżanie się całego sektora poza Bogdanką i częścią JSW do trwałej nieopłacalności.

Jeszcze przed lockdownem na koniec 2019 roku największe polskie spółki energetyczne były w stanie zaciągnąć nowe zobowiązania warte 10 mld zł. Wystarczy poczytać o napięciach między rządem a Polską Grupą Górniczą. Spadło wydobycie krajowego węgla a w dalszym ciągu w sektorze pracuje ponad 80 tysięcy ludzi, w tym ponad 70 tysięcy na Śląsku. Nawet jak dostaniemy pieniądze na transformację w ramach Europejskiego Zielonego Ładu z niezłym kosztem pieniądza, to znaczna część pójdzie na osłony socjalne i restrukturyzacje personalne , a nie inwestycje czy w modernizację. Do tego dojdzie opłata za rynek mocy, który dodatkowo obciąży ceny. Nie ma jednego zdrowego miejsca w energetyce węglowej i samej energetyce. Kiedy w 2019 Bogdanka miała dobry wynik, wzrosły i słusznie też  płace. W efekcie nawet w kopalniach bez zysku a wręcz przeciwnie ze stratą wymuszono podwyżki- styczeń o 6 % kiedy było także dla liderów związkowych wiadome ze to gwoźdź do trumny. W ostatnich rozmowach dla spokoju „na dziś”  z górnikami padła deklaracja o tym, że będą mieli gwarancję świadczeń na poziomie dotychczasowej płacy. Tak wyglądało w praktyce spłacenie przez polityków poparcia za zeszłoroczne wybory i przed tegorocznymi za związkowe poparcie. Nadszedł koronawirus i pojawiła się sytuacja kuriozalna, kiedy Bogdanka musiała spowolnić wydobycie pomimo posiadania nowych wyrobisk, bo nie było gdzie magazynować węgla. Nakazano ograniczenie wydobycia tam  gdzie straty nie było aby podtrzymać kopalnie bez rentowności. Jeśli w połowie roku wiceprezes do spraw finansów mówi, że Polska Grupa Energetyczna będzie trzymać w ryzach płynność, a prezes mówi otwarcie, że jeśli nie nastąpi wydzielenie aktywów węglowych z energetyki do końca przyszłego roku to może nawet dojść do likwidacji części spółek. Jednocześnie mamy też deklarację na papierze na temat przejścia energetyki węgla brunatnego i kamiennego na zieloną stronę mocy. Power pointy wyglądają pięknie, ale trzeba spytać skąd wziąć pieniądze.

Jak idzie Polsce gospodarowanie środkami na inwestycje?

750 mld euro z Europejskiego Zielonego Ładu ma iść na efektywność i ochronę klimatu. Pasywne rozwiązania na rzecz utrzymania miejsc pracy w górnictwie chroniące przed wybuchem społecznym zmniejszą tylko bolesność lądowania. Nie zwiększamy jednak potencjału. Zostaje jeszcze kilka trupów w szafie, jak pytanie o Elektrownię Ostrołęka C p[o wydaniu już przecież ponad 1 mld złotych . Łatwo było powiedzieć, że nie będzie węgla, przyjrzymy się przestawieniu jej na gaz. Nic w tej sprawie dotąd nie poszło do przodu. Ile jeszcze wydatków może wziąć na siebie PKN Orlen? Przecież słychać już o rozbudowie Funduszu Trójmorza i Orlen będzie się także w ten sposób internacjonalizował?. Trwają już dyskusje o tym, czy Polacy mogliby kupić złoża w Rumunii których nie chce Łukoil. Do tego dochodzą decyzje o zarżnięciu energetyki wiatrowej. Ustawa odległościowa nie zostanie zmieniona i kładziemy nacisk na morskie farmy wiatrowe. Problemy Finów z atomem i Niemców z lotniskiem w Berlinie pokazują jak trudno będzie dotrzymać terminu 2025 roku. Do tego dochodzą obciążenia finansowe. Energa notuje stratę ponad 0,5 mld zł przez zobowiązania wobec inwestorów OZE, a Orlen nie przekłada tego na swoje wyniki i pokazuje tylko  kwartalny zysk. Czy Orlen nie przejął tych zobowiązań? Tylko połowa tych konfliktów jest rozwiązana. Niektóre firmy musiały wykupywać farmy wiatrowe od tych inwestorów żeby łagodzić konflikty. Słyszymy, że te ugody nie mają wpływu na spółki, ale to tylko zręczny slogan ukrywający prawdziwy wymiar szkód. Skoro spadają nam inwestycje to znacząco osłabił się potencjał firm wykonawczych z Rafako na czele. To brutalne upadłości innych podmiotów. To problemy kolejnych firm z wielkim potencjałem, które musiały teraz przejść restrukturyzację. Zawężając inwestycje, korzystając z dużych graczy międzynarodowych faktycznie dających część finansowania jak przy Polimerach Police, mając problemy z kredytowaniem aktywów węglowych, pogorszamy dodatkowo sytuację. Energetyka jest zaminowana, rządzą nią sprzeczności, nie ma konsekwencji.

Dlaczego?

Legislacja potrzebna z punktu widzenia tego sektora, także suwerenności energetycznej, także przebiega powoli bo Sejm utracił zdolność poważnej analizy przez konflikty polityczne wykluczające głosowanie ponad podziałami partyjnymi. Widać wyraźnie częste zmiany kadrowe, a z kadrami nie jest najlepiej. Skala rotacji w radach nadzorczych i zarządach spółek jest zdumiewająca. Sprawy kadrowe na Śląsku zostały oddane związkowcom, a nie zawsze ulubieńcy związków nadają się do pracy merytorycznej. Trzeba czasem iść pod prąd, a nie podnosić sztywno pensje o sześć procent. Lepsze byłyby już jednorazowe nagrody i nie usztywniać na trwale Funduszu Płac.

URE będzie pod presją polityki aby nie godzić się na  znaczące podwyżki w 2021 i będzie kolejny problem w efekcie spółki energetyczne będą ciąć  wydatki inwestycyjne i wyprzedawać swoje mienie albo wymuszać na Polskim Funduszu Rozwoju dodatkowe zaangażowanie. W konsekwencji jeszcze więcej będziemy drukować pustego pieniądza w coraz wyższych nominałach – wystarczy przypomnieć ze tylko w tym roku przyrost pieniądza papierowego jest rekordowy. Mamy najwyższy wzrost deficytu budżetowego w Europie. Bieżąca gospodarka przedsiębiorstw wygląda źle. Jeśli w połowie roku mieliśmy ponad 20 mln ton na hałdach i dopiero drugi miesiąc sprzedaliśmy nieco więcej niż wydobyliśmy, to będzie trudno to poskładać. Do tego cena energii z węgla jest niemożliwa do zaakceptowania przy tych obciążeniach przy braku zgody Regulatora rynku na podwyżki.

Może zatem pomoże atom?

Dramatyczne problemy mamy już dziś a atom w realizacji przecież ciągle się przesuwa. Byliśmy krytykowani za przygotowania do atomu, które dużo kosztowało w 2015 roku. Gdzie jesteśmy w 2020 roku? Gdzie posunęliśmy się naprzód? Nigdzie. Trwa rozważanie czy będziemy budować z Amerykanami czy innym inwestorem. W dalszym ciągu w sferze dyskusji mamy rozważania czy chcemy duży atom czy małe reaktory modularne. Mamy ogólniki o kosztach 60-80 mld zł. Byliśmy na tym poziomie w 2015 roku. Mieliśmy grupę lokalizacji i ruszyły badania oraz konsultacje społeczne. Nie mamy żadnej decyzji do dzisiaj. Mamy szereg spotkań symbolicznych, które nie przynoszą rozstrzygnięć. Nie mamy lokalizacji, która pozwoliłaby zabezpieczyć krajowe plany zagospodarowania, żeby nie powstały tam zaraz dzielnice mieszkaniowe.

Za to będzie gazociąg Baltic Pipe.

Dominuje myślenie polityczne o Baltic Pipe. Nie mówimy o kosztach i celach budowy. To obecny obóz rządowy swego czasu rozbudził nadzieje na to, że ropa i gaz łupkowy da nam niezależność. Ostrzegałem, że standardy środowiskowe podnoszą koszty bo widać to było w Wielkiej Brytanii. Trump przyspieszył rewolucję łupkową ściągając te ograniczenia w USA. Należy się cieszyć, że Polacy znaleźli złoża w Morzu Północnym, ale na spokojnie i nie przestawać myśleć pragmatycznie. Należy podpisywać umowy strategiczne o dostawach z tamtego kierunku i kupować na spocie gaz z różnych innych tam, gdzie jest okazja kupić tanio. Jeśli cena będzie dobra, to powinniśmy sprowadzać z Norwegii jak najwięcej tego gazu, ale jeśli będzie dużo drożej to kupuję z kierunku najtańszego. To dlatego obecna władza pragmatycznie zwiększa import ropy z Rosji i to jest słuszna postawa. Przykładowo, jeśli Libia będzie chciała wejść na rynek, to trzeba porozmawiać. Irak chciał dostarczać węglowodory do Polski i nikt się nim nie zainteresował. Chociaż USA wprowadziły sankcje na Huawei, to Samsung został już dawno amerykańską decyzja zwolniony i może sprzedawać podzespoły Chińczykom. Amerykanie odbierają bez przeszkód paliwo jądrowe z Rosji i podpisali ostatnio umowę na dostawy do 2040 roku. Czas na pragmatyzm w energetyce i nie wchodzenie w propagandowe wojny tam, gdzie nie trzeba. Bez emocji powinniśmy realizować nasze scenariusze. Możemy i chcemy być solidnym partnerem w NATO i Unii Europejskiej, a jednocześnie mieć stosunki z innymi graczami na rynku. Jeśli mamy kontrakt z Katarem, nowe dostawy z USA, warto patrzeć kto kolejny wejdzie na rynek gazowców, gdzie sprzedać ten gaz w Europie Środkowo-Wschodniej. Suwerenność energetyczna musi być zawsze oceniana z uwzględnieniem ceny. Nie możemy nigdy padać na kolana, ale jeśli suwerenność ma kosztować dwa, trzy razy drożej z jednego kierunku tylko dlatego, że chcemy sprowadzać z innego. Jesteśmy za mało konsekwentni i pragmatyczni. Po co narzekanie na ropę z Rosji, skoro jej import rośnie bo jest najtańsza, ropa irańska spadła z rynku, a libijska jeszcze nie wróciła. Kiedy stawiamy sprawę tak ostro, mniej zyskujemy. Dania zyskała wiele na Baltic Pipe, dając niewiele w zamian. Mówimy o budowie hubu gazowego i kolejnego terminala w Zatoce Gdańskiej, a jednocześnie budujemy za ponad 10 mld zł duży gazociąg na południe w nadziei, że nasz gaz rozładowywany w Świnoujściu popłynie do krajów Grupy Wyszehradzkiej. Czy mamy umówione z odbiorcami na Południu jakieś listy intencyjne czy umowy? Jeśli chcemy dać alternatywę Węgrom, to warto spojrzeć z kim podpisały nowe umowy? Z Gazpromem na dostawy gazociągowe i LNG z Chorwacji. Jeśli nasza infrastruktura pozostanie pusta, to przyniesie jedynie gigantyczne koszty. Apeluje więc  o racjonalność i pragmatyzm.

Warto przytoczyć przykład z innego obszaru. W 2016 roku wielu piało z zachwytu nad repolonizacja , kiedy kupowaliśmy aktywa węglowe EDF za 4,3 mld , a teraz modernizacja pod regulacje europejskie kosztuje miliard złotych rocznie. Nawet przy ostatnim spadku cen uprawnień do emisji CO2 warto zapytać jaki zrobiliśmy biznes, tak samo jak na kupnie starych farm wiatrowych. Kupowaliśmy „stare” aby dokładać do ich modernizacji zamiast budować nowe aby zwiększać potencjał i podnosić efektywność. Łatwo jest uruchomić w deklaracjach program budowy morskich farm wiatrowych na Bałtyku, a potem szukać gorączkowo konsultanta do budowy przyłączenia na ląd. Po drodze zaś doprowadzić do upadku firmę w Szczecinie która budowała konstrukcje stalowe. Z drugiej strony ostatnio płynie szeroki potok oskarżeń stygmatyzujący kluczowego naszego partnera niemieckiego zamiast spokojnego  przypomnienia Niemcom, że są nadal największym emitentem CO2 i sięgają po coraz więcej węgla brunatnego i w Zielonym Ładzie powinni rozumieć lepiej polskie dylematy i problemy.? Ich transformacja energetyczna będzie kosztować więcej od szacunków. Polska nie chce popełnić tych błędów, my zmniejszamy emisje, ale mamy mniej czasu i musimy wyciągnąć wnioski także z błędów niemieckich. To lepszy sposób niż uderzenie ręką w stół, po którym ktoś może nas zapytać o to, co załatwiliśmy, a my będziemy mogli tylko stwierdzić, że ta ręka nas boli.

Rozmawiał Wojciech Jakóbik

Piechociński: COP24 jak wielka Barbórka (ROZMOWA)