RAPORT: Stan gry w energetyce po wyborach

19 października 2019, 07:31 Energetyka

Kampania wyborcza jest jak jedzenie tortu na rodzinnej imprezie – tak naprawdę nikt tego nie lubi, ale uznaje się to za stały element życia. Ta poprzedająca ostatnie wybory parlamentarne na szczęście była stosunkowo spokojna, a jej wynik był zgodny z przewidywaniami. Jakie pomysły na energetykę mają partie i jakich zmian możemy się spodziewać w nadchodzącej kadencji parlamentu?

Patrycja Rapacka

Burzliwy okres

Wybory wygrało Prawo i Sprawiedliwość ze sporą przewagą nad drugą Koalicją Obywatelską. Po czterech latach przerwy do sejmu wróciła Lewica, pozostało w nim Polskie Stronnictwo Ludowe i zadebiutowała radykalnie prawicowa Konfederacja. O ile obecnie sprawującemu władzę ugrupowaniu udało się ponownie wygrać wybory i utrzymać samodzielną większość w sejmie, to straciło władzę w senacie, który teraz stanie się polem napięć, ale być może także współpracy z opozycją. Niemniej okres następujący bezpośrednio po wyborach dla każdej ekipy rządzącej oznacza niekiedy burzliwy okres kształtowania ładu politycznego na następne cztery lata. W piątkowym podcaście Spięcie BiznesAlert.pl redaktor naczelny naszego portalu Wojciech Jakóbik zastanawiał się która frakcja w gronie Zjednoczonej Prawicy zdoła wynegocjować największy udział w strukturach zarządzających energetyką – szczególnie dużo mają tutaj do ugrania środowiska związane z Jarosławem Gowinem i Zbigniewem Ziobrą. Komu uda się przejąć kontrolę nad spółkami skarbu państwa i czyje stanowisko może zostać poświęcone w imię dalszej współpracy w ramach rządu?

Spięcie BiznesAlert.pl. Energetyka w politycznym interregnum

Zbliżone programy PiS i Konfederacji

Przed wyborami na łamach BiznesAlert.pl przyjrzeliśmy się programom PiS, Koalicji Obywatelskiej, Lewicy, PSL i Konfederacji na energetykę. Program Prawa i Sprawiedliwości dla energetyki nie obfituje w konkrety. W jego centrum znajduje się fuzja PKN Orlen i Grupy Lotos, której nie udało się przeprowadzić w obecnej kadencji. Jeżeli Komisja Europejska się zgodzi, PiS planuje stworzyć regionalnego giganta paliwowego i jest możliwe, że sięgnie on po kolejne aktywa, na przykład chemiczne by radzić sobie lepiej z konkurencją w Europie. Podobny proces przeszedł brytyjski BP i dzięki temu stał się spółką o wpływie globalnym. Ten postulat można ocenić dobrze, pod warunkiem, że jego realizacja nie zaszkodzi rynkowi krajowemu przez zbyt dużą koncentrację. Na to jednak nie zgodziłaby się Komisja. Rozmowy będą trwać w 2020 roku, jeżeli PiS sięgnie znów po władzę.

W programie energetycznym PiS znalazł się zaś niepokojący zapis o stabilizacji cen energii w przyszłości. Oznacza to, że rozwiązanie tymczasowe w postaci zamrożenia cen energii w 2019 roku może stać się stałym elementem wydatków budżetowych, a przez to trwale obciążającym państwo. Nie ma prognoz, które przewidywałyby spadek cen uprawnień do emisji CO2 oraz ambicji polityki klimatycznej Unii Europejskiej, które windują cenę energii w Polsce uzależnionej od węgla. Ta zależność będzie spadać przez dekady, więc ewentualne mrożenie cen energii mające kosztować budżet w tym roku 4 mld zł, będzie kosztować więcej i dłużej, jeżeli PiS faktycznie będzie dalej chciał je mrozić i brać na barki państwa obciążenia, które niekoniecznie powinno przyjmować. PiS nie rezygnuje z planów budowy elektrowni jądrowych, ale dalej nie przedstawił recepty na sukces. Model finansowania takich jednostek pozostaje nadal niewiadomą, a program partii rządzącej nie daje odpowiedzi w tej sprawie.

Ideowym punktem wyjścia dla narracji konfederatów o tych kwestiach jest założenie, że globalne ocieplenie jest kłamstwem i konspiracją, ponieważ z tego wywodzą się inne ich poglądy, co nie oznacza oczywiście, że nie mają w ofercie żadnych rozsądnych postulatów. W oficjalnym programie wyborczym Konfederacja przestrzega przed „zabobonnym lękiem wobec energii jądrowej”, wspiera „korzystanie z nowszych, bardziej efektywnych i czystszych technologii w energetyce” czy walkę ze smogiem, podobnie jak reszta polskich partii politycznych sprzeciwia się budowie gazociągu Nord Stream 2. Potem zaczyna się robić ciekawiej – jako ugrupowanie wolnościowe, Konfederacja chciałaby, by ceny energii były jak najniższe, jednak sposób, w jaki chcą to osiągnąć z pewnością jest równie oryginalny, co odważny – partia ta chce dążyć do „wypowiedzenia tzw. pakietu klimatycznego Unii Europejskiej, nakładającego na naszą gospodarkę nieuzasadnione obciążenia finansowe i wymuszającego transformację w kierunku droższych źródeł energii”.

Konfederacja w jasny sposób opowiada się za utrzymaniem wiodącej roli węgla w polskiej energetyce, chociaż nie uważa dywersyfikacji miksu za zły pomysł: – Węgiel powinien pozostać podstawowym źródłem energii w Polsce, co nie oznacza, że nie powinniśmy źródeł tych dywersyfikować. Polska powinna przede wszystkim zdecydowanie postawić na rozwój elektrowni atomowych, które są mniej szkodliwe dla środowiska, a także wdrożyć nowoczesne sposoby wydobycia węgla m.in. poprzez podziemne zgazowanie tego surowca – czytamy w komentarzu komitetu w Latarniku Wyborczym.

Jeśli chodzi o stosunek do odnawialnych źródeł energii, według europejskich standardów Konfederacja jest sceptyczna i zdecydowanie prowęglowa, ale jak na polskie warunki, jej stosunek nie wybiega poza główny nurt debaty publicznej. I jako że lider partii KORWiN specjalizuje się szokowaniem obywateli logicznymi łamigłówkami, których coraz ciężej jest bronić nawet jego najwierniejszym fanom, a Grzegorz Braun jest naczelnym badaczem spisków (wiadomo którego) narodu wobec reszty świata i obaj panowie raczej nie są ekspertami od OZE, to oddają tu pole swoim młodszym kolegom z Ruchu Narodowego, Krzysztofowi Bosakowi i Robertowi Winnickiemu. Sądząc po ich wypowiedziach w przedwyborczych telewizyjnych debatach, ich poglądy na ten temat nie odbiegają wiele od tych prezentowanych przez Prawo i Sprawiedliwość – sprzeciwiają się oni nie tyle samym źródłom odnawialnym, co ich gwałtownemu rozwojowi.

Energetyka na wyborach parlamentarnych. Co proponują partie?

Podzielona opozycja

PSL postuluje „przywrócenie stałych taryf na produkcję energii odnawialnej i obniżenie VAT do 8 procent na rozwiązania oparte na OZE”. Jednak w tym roku drogą nowelizacji ustawy OZE przyjęto tzw. pakiet prosumencki. Przedsiębiorcy, którzy wytwarzają energię elektryczną z mikroinstalacji, czyli do maksymalnej mocy 50 kW, dla których wytwarzanie energii elektrycznej dla których nie jest to głównym obszarem działalności, będą mogli być prosumentami energii odnawialnej. Dotyczyć to może także spółdzielni energetycznych, które będą mogły powstawać na wsiach i w gminach miejsko-wiejskich. Natomiast propozycja dotyczącą obniżenia VAT dla instalacji OZE może tylko przyspieszyć rozwoju mikroinstalacji. Byłby to jednak kolejny, ale niejedyny element pomocy dla rozwoju mikroinstalacji. Od września tego roku funkcjonuje program Mój Prąd, a więc dotacje do mikroinstalacji OZE w wysokości 5 tys. zł dla 200 tys. wniosków, które zostaną złożone do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Funkcjonuje także tzw. ulga termomodernizacyjna w tym m.in. na instalację fotowoltaiczną.

Zdaniem PSL Polacy nie mogą być zaskakiwani coraz wyższymi rachunkami za energię.”Trzeba oddać produkcję energii w ręce Polaków, powrócić do stałych taryf dla prosumentów oraz upustu do 50 kW również dla firm i przedsiębiorców.” Kolejny punkt programu Ludowców był realizowany w tej kadencji Sejmu, w postaci noweli OZE, za którą zresztą PSL głosował. W przypadku cen energii należy jednak pamiętać, że inwestycje w OZE także kosztują i nie chodzi tu o źródła OZE, a tzw. źródła bilansujące, takie jak bloki gazowo–parowe. Te inwestycje także będą kosztować, o niskich cenach energii należy zapomnieć, a rosnące koszty energii można obniżyć poprzez posiłkowanie się własnymi źródłami OZE. PSL opowiada się zresztą za blokami gazowymi. – Dla zintegrowania energetyki zawodowej, rozbudowania systemów OZE i sieci krajowego systemu energetycznego konieczna jest budowa bloków gazowych, które stopniowo zastąpią bloki węglowe. Bloki te powinny być zlokalizowane w północnej części kraju – czytamy w programie. Nie ma jednak wzmianki o tym, ile mocy miałoby być w gazie i z jakich kierunków go pozyskiwać. Ani słowa o LNG czy Baltic Pipe.

Lewica pozostaje podzielona odnośnie do polityki energetycznej, co pokazuje, że nie jest to sektor najważniejszy z punktu widzenia polityków partii składających się na te koalicję. Partie Lewicy dzieli stosunek do atomu. Popiera go Razem Adriana Zandberga. Przeciwko niemu opowiada się Wiosna Roberta Biedronia obstająca za szybką transformacją ku odnawialnym źródłom energii. Wiadomo, że historyczna polityka energetyczna Sojuszu Lewicy Demokratycznej była obroną sektora węglowego przed zmianami. Z tego zestawienia powstaje misz masz, który trudno przełożyć na faktyczny program Lewicy dla energetyki. Jeżeli to ugrupowanie doszłoby do władzy, o kierunku polityki energetycznej zdecydowałby podział sił między poszczególnymi frakcjami w wyniku głosowania. Jeżeli stery przejąłby SLD, rewolucje atomowe i odnawialne trafią do lamusa i będzie się można spodziewać polityki kontynuacji względem działań obecnego rządu. Z resztą złagodzenie tonu widać także u Roberta Biedronia, który wybrawszy się do Katowic opowiedział się za „mądrą transformacją”, która „nie będzie likwidowała miejsc pracy”. Jeszcze w lutym 2019 roku chciał zamknąć kopalnie węgla do 2035 roku, obecnie mówi, że może się to stać dopiero po odnalezieniu alternatywy.

Środowisko to jeden z filarów programu Koalicji Obywatelskiej. Problemy sektora energetyki są niestety elementem filaru „Polska ekologia”, a nie jednym z osobnych bloków programu. Postulaty ekologiczne są modne w obecnych kampaniach, dlatego włączenie energetyki do filaru o ekologii świadczy o tym, że hasła o walce z importem węgla z Rosji czy ze smogiem mają raczej charakter populistyczny, ponieważ środowisko i energetyka mają inne problemy.

W większości postulatów KO brakuje konkretnych rozwiązań. W ramach walki o czyste powietrze proponuje darmową wymianę pieców oraz niższe koszty ogrzewania. Niestety zgodnie z popularną zasadą „nie ma darmowych obiadów”, kto miałby zapłacić za wymianę trujących „kopciuchów”? Skąd wziąć dofinansowanie? KO stawia na preferencyjne pożyczki, ale czy one są jedynym rozwiązaniem? Polscy obywatele mogą nie zechcieć się zadłużać nie mając pewności, czy inwestycja się zwróci. W programie można znaleźć zapowiedź, że trujące ogrzewanie węglem ma być zastąpione pompami ciepła i ciepłem sieciowym. Pomysł jest dobry, ale co z programami wsparcia dla tego rodzaju źródeł?

Należy pochwalić to, że KO nie bagatelizuje wagi termomodernizacji budynków. Chce przeznaczyć około 25 miliardów euro na ocieplanie domów. Pojawia się także postulat „miliona instalacji prywatnego wytwarzania prądu do 2025 roku”. Brakuje odpowiedzi w jaki sposób należałoby zachęcić Polaków do inwestycji w OZE? Co będzie zabezpieczeniem dla energetyki rozproszonej? Gaz? Raczej nie węgiel, gdyż Koalicja Obywatelska proponuje usunięcie go z energetyki do 2040 roku. Temat górnictwa wraca przy każdych wyborach i praktycznie w programach wszystkich ugrupowań. KO deklaruje, że nie będzie zamykać kopalń, „dopóki będzie w nich węgiel, a koszty wydobycia pozwolą na utrzymanie godnego życia górników i ich rodzin”. „Nie będziemy zamykać elektrowni węglowych, dopóki będą w stanie pracować. Przyjdzie moment, że w kopalniach skończą się złoża, a elektrownie okażą się przestarzałe. Dlatego udział węgla w polskiej gospodarce będzie spadać w sposób naturalny” – czytamy w programie. Oczywiście, surowce naturalne się wyczerpują, ale węgiel jest obecnie podstawowym surowcem w miksie energetycznym Polski i odpowiada za prawie 80 procent produkcji energii. Jak w ciągu niespełna 20 lat zapewnić energię niepochodzącą z węgla? KO deklaruje, że „w ciągu najbliższych dziesięciu lat co najmniej 1/3 energii pochodzić będzie ze źródeł odnawialnych, czyli z natury: wiatru i słońca”. Dzięki temu w Polsce ma powstać 10 GW energetyki słonecznej, 10 GW energetyki morskiej i 10 GW z elektrowni wiatrowych zlokalizowanych na lądzie (3×10 dla OZE) do 2030 roku.

Wygrana Prawa i Sprawiedliwości

Jak wiemy, wygrało Prawo i Sprawiedliwość. Z punktu widzenia sektora energetycznego może to oznaczać przedłużenie funkcjonowania ustawy o cenach energii o rok, bo jej zniesienie mogłoby oznaczać kilkudziesięcioprocentowy wzrost cen na rachunkach mszczący się spadkiem poparcia wyborców. Być może walka o głosy w pokaźnym okręgu siedlecko-ostrołęckim sprawi, że rozbudowa Elektrowni Ostrołęka o blok węglowy C pozostanie priorytetem ministerstwa odpowiedzialnego za energetykę. Dopiero wyniki poszczególnych kandydatów partii rządzącej pokażą rozkład sił poszczególnych frakcji. 239 mandatów to tylko o 9 więcej od większości zwykłej potrzebnej do forsowania ustaw, a zatem silniejsze frakcje (zapewne tzw. Ziobrzyści, Gowinowcy i ludzie Patryka Jakiego) będą mogły w istotnym stopniu wpływać na kierownictwo partii u sterów polskiej polityki, szantażując je wycofaniem poparcia poszczególnych rozwiązań.

Jakóbik: Superministerstwo energetyki czy dekompozycja?

Przełoży się to na okup w postaci istotnego udziału w podziale stanowisk w resortach oraz spółkach. Jeżeli PiS uzyska jednak jeszcze mniej mandatów, efekt będzie silniejszy. Natomiast może go niwelować poprzez zapraszanie do partii niezdecydowanych posłów opozycji, znów za pomocą obietnic uzyskania atrakcyjnych stanowisk w systemie władzy. – Z tego względu warto poczekać na ostateczne wyniki, a potem przyglądać się planom Prawa i Sprawiedliwości w nowej kadencji odnośnie do ministerstwa energii. W przestrzeni publicznej pojawiały się już różne koncepcje: powrót do superministerstwa wchłaniającego kompetencje ministra środowiska w zakresie koncesji wydobywczych, utrzymanie stanu obecnego albo dekompozycji resortu i powrotu ministerstwa skarbu państwa. Każda z tych opcji mogłaby promować innego polityka, który otrzymałby pieczę nad energetyką w wyniku wypadkowej sił poszczególnych frakcji PiS – pisał w swoim powyborczym komentarzu redaktor naczelny BiznesAlert.pl Wojciech Jakóbik. – Być może znaczenie ma fakt, że podczas konwencji wyborczej partii rządzącej ze sceny przemawiali Premier RP Mateusz Morawiecki i prezes PiS Jarosław Kaczyński, a niedaleko za nimi w tle stał minister energii Krzysztof Tchórzewski. Partie wodzowskie przywiązują wagę do symbolicznego znaczenia ustawienia polityków wokół wodza. Czy Kaczyński chciał wysłać wyraz poparcia dla Tchórzewskiego, którego przez cztery lata nie udało się usunąć jego przeciwnikom? – zastanawiał się Wojciech Jakóbik.

Jaki będzie skład Komisji ds. Energii i Skarbu Państwa?

W swoim komentarzu dziennikarz BiznesAlert.pl Bartłomiej Sawicki zastanawiał się nad przyszłym składem Komisji ds. Energii i Skarbu Państwa. – Patrząc na aktualny skład Komisji ds. Energii i Skarbu Państwa z list Prawa i Sprawiedliwości dostali się: dotychczasowi przewodniczący Maciej Małecki (w Płocku otrzymał ponad 34 tys. głosów), Ewa Malik (w Katowicach otrzymała blisko 47 tys. głosów), Wojciech Zubowski (w Wałbrzychu zyskał blisko 13 tys. głosów), Iwona Arent (w Olsztynie otrzymała blisko 18 tys. głosów), Małgorzata Janowska (w Piotrkowie Trybunalskim zyskała ponad 11,5 tys.), Wojciech Kossakowski (w Olsztynie zyskał ponad 11 tys. głosów), Ewa Kazanecka (w Bydgoszczy uzyskała 13,3 tys. głosów), Wisław Krajewski (w Tarnowie zyskał 16,7 tys. głosów), Beata Mateusiak-Pielucha (w Sieradzu otrzymała ponad 13 tys.), Robert Telus (w Piotrkowie Trybunalskim zyskał ponad 27 tys. głosów), Wojciech Kozik (w Krakowie zyskał ponad 12 tys. głosów), Jan Warzecha (w Rzeszowie zyskał blisko 19 tys. głosów), Ireneusz Zyska (w Wałbrzychu zyskał 10,6 tys. głosów), Grzegorz Matusiak (w Bielsku Białej zyskał ponad 11 tys. głosów), Piotr Król (w Bydgoszczy otrzymał ponad 30 tys. głosów).

Sawicki: Kto w Sejmie będzie zajmował się energetyką? W PiS stara gwardia, a w opozycji wielka niewiadoma

– Włodzimierz Karpiński, dotychczasowy wiceprzewodniczący tejże komisji, nie startował w tegorocznych wyborach. Zdzisław Gawlik, który był odpowiedzialny za Energię w tzw. Gabinecie Cieni Platformy Obywatelskiej, z wynikiem ponad 14 tys. głosów w Rzeszowie nie otrzymał mandatu. Trzeci poseł, Andrzej Czerwiński, podobnie jak Karpiński, odpowiedzialny także za energetykę z wynikiem ponad 12 tys. głosów w Nowym Sączu nie otrzymał mandatu. Pozostali członkowie Komisji z ramienia tej partii, jak Krzysztof Gadowski (w Bielsko-Białej zyskał blisko 12 tys. głosów), Mirosława Nykiel (w Bielsko-Białej otrzymała blisko 47 tys. głosów) oraz Tadeusz Aziewicz (w Słupsku otrzymał 9,3 tys. głosów) zyskując mandat mogą ponownie zasiadać w ławach. Warto także wymienić osobę Moniki Rosy, która co prawda w lipcu tego roku przestała zasiadać w komisji, ale przez prawie całą kadencję Sejmu zajmowała się m.in. energetyką. Otrzymała mandat zyskując w Katowicach poparcie bliskie 14 tys.  głosów. Kto może zasilić skład komisji? Niewykluczone, że Bogusław Sonik, który otrzymał mandat poselski z Krakowa. W przeszłości był on europosłem, zajmującym się m.in. gazem łupkowym czy postępowaniem przeciwko monopolistycznym praktykom Gazpromu wobec krajów Europy Środkowo–Wschodniej – pisał Bartłomiej Sawicki.