Marszałkowski: Rosja nie jest utopią paliwową

24 marca 2021, 07:31 Energetyka

Nie ma chyba państwa na świecie, w którym emocji nie wywoływałby ceny paliw wyświetlane na dystrybutorach. Temat ten często trafia na czołówki mediów, regularnie gości na ustach polityków i króluje w towarzyskich pogawędkach. O ile w państwach-importerach ropy temat wahań cen paliw często jest słusznie tłumaczony cenami ropy naftowej na światowych rynkach czy różnicami kursowymi, o tyle w przypadku państw-eksporterów ropy temat ten jest znacznie bardziej złożony. Jak wygląda to w Rosji? – pisze Mariusz Marszałkowski, redaktor BiznesAlert.pl.

Flaga w ambasadzie Rosji w Niemczech. Fot. Wikimedia Commons.
Flaga w ambasadzie Rosji w Niemczech. Fot. Wikimedia Commons.

Rosja jest jednym z największych eksporterów ropy naftowej. W 2020 roku wydobyła 512,6 mln ton ropy, z czego 232,5 mln ton zostało skierowane na eksport. Pozostała ilość została skonsumowana na rynku wewnętrznym.

Jednak 2020 był rokiem wielu anomalii, również na rynku węglowodorów, gdyż ze względu na niskie ceny ropy na rynkach, rosyjskie koncerny naftowe przeorientowały się na dostawy paliw na rynek wewnętrzny. Pokazują to dane dotyczące udziału eksportu wydobytej w Rosji ropy naftowej. W 2019 roku udział eksportu w stosunku do wydobycia wynosił 47,3 procent, podczas gdy w 2020 roku współczynnik ten spadł do poziomu 44,2 procent.

Od samego początku 2021 roku, na rosyjski rynek paliwowy i rządzących padł blady strach związany z ryzykiem powtórki kryzysu paliwowego z 2018 roku. Wtedy ze względu na znaczny wzrost cen ropy na światowych rynkach w górę poszybowały również ceny hurtowe i detaliczne paliw na rynku rosyjskim. W połączeniu ze wzrostem stawki VAT z 18 na 20 procent, sytuacja ta doprowadziła do wybuchu niepokojów społecznych. Ten element jest szczególnie niepokojący dla Kremla, zwłaszcza w momentach, kiedy zbliżają się wybory czy to lokalne, do parlamentu czy prezydenckie. Na jesieni 2021 roku w Rosji odbędą się wybory do Dumy, co w obliczu coraz słabszych sondaży rządzącej partii Jedna Rosja jeszcze bardziej dopinguje Kreml do reakcji.

Ceny paliw na rynku hurtowym od stycznia do 17 marca wzrosły o 18,5 procent, a rosyjscy analitycy rynku paliwowego szacują, że to nie koniec. Według obliczeń Niezależnego Związku Paliwowego do końca bieżącego roku detaliczne ceny paliw wzrosną znacznie powyżej prognozowanej inflacji – o 14 procent.

Z czego wynika wzrost cen paliw w Rosji?

Odpowiedź jest zapewne oczywista – wynikają z wyższych cen ropy. Ale w odróżnieniu od np. Polski, nie jest to związane z faktem, że my musimy ten surowiec kupować po wyższej cenie. W przypadku rosyjskich koncernów, detaliczny rynek paliw jest regulowany. Oznacza to, że wzrosty cen na stacjach paliw są mocno ograniczone. To powoduje, że chcąc zwiększać swoje dochody, koncerny wybierają sprzedaż swoich produktów (zarówno przetworzonych jak i surowych) poza granicę Rosji. W rezultacie takiego działania, na bardzo chłonnym rynku rosyjskim brakuje paliw na potrzeby wewnętrzne. To z kolei przekłada się na wzrosty cen na rynku hurtowym i w konsekwencji, na detalicznym (jednak z pewnym opóźnieniem). Po przykrych doświadczeniach z 2018 roku władze rosyjskie zdecydowały się wprowadzić mechanizm tzw. „amortyzatora”.

Amortyzator, bądź inaczej „tłumik” ma za zadanie utrzymywać ceny paliw w Rosji z grubsza na jednolitym poziomie. Kiedy ceny ropy na rynkach globalnych są wysokie, a koncernom przyświeca wizja większych zysków opartych na eksporcie, wtedy państwo rosyjskie zwraca rafineriom pracującym na potrzeby rynku wewnętrznego różnice pomiędzy ceną indeksowaną (ustaloną na początku każdego roku), a ceną eksportową. Zwrot ten pochodzi z formy odwróconego podatku akcyzowego. W przypadku, kiedy ceny ropy są niskie (co miało miejsce w pierwszej połowie 2020 roku) i koncernom bardziej opłaca się sprzedawać ropę do miejscowych rafinerii, wtedy rafinerie płacą wyższą akcyzę, która zasila budżet państwa.

Taki mechanizm powoduje, że Rosjanie nie odczuwają spadków cen ropy na światowych rynkach poprzez niższe ceny na stacjach benzynowych, ale też, przynajmniej w teorii, nie widzą radykalnych podwyżek, kiedy ceny ropy szybują w górę. W teorii, gdyż obecna sytuacja pokazuje, że pomimo funkcjonowania „tłumika” koncerny dalej preferują wysyłkę swoich surowców do zagranicznych rafinerii.

Problemem mechanizmu jest jego coroczna indeksacja na poziomie pięciu procent. To oznacza, że z każdym rokiem, do 2024 włącznie (końcowy okres obowiązywania) koncerny otrzymują mniejszą „różnicę”. Indeksacja ta nie odpowiada jednak wzrostowi cen paliw na rynku detalicznym. Według szefa Gazprom Nieft, Aleksandra Diukowa, taka sytuacja sprawia, że marża detaliczna stacji paliw staje się coraz mniejsza, co przekłada się na opłacalność prowadzenia tego segmentu biznesu.

Według danych Rosstatu, detaliczne ceny benzyny wzrosły w 2020 roku o 2,5 procent, w 2019 roku o 1,9 procent.

Jaki plan ma rząd?

Aby zahamować wzrost paliw w Rosji, rosyjski rząd planuje zrealizować szereg działań, które pozwolą na ustabilizowanie rynku.

Pierwszym działaniem jest modyfikacja „amortyzatora” i sposób jego corocznej indeksacji. Zamiast stałego, pięcioprocentowego wzrostu ma on być oparty na rzeczywistym wzroście cen detalicznych. To spowoduje, że koncerny nie będą każdego roku tracić na zmniejszającym się poziomie „rekompensat”. Drugim krokiem w celu ustabilizowania sytuacji jest zwiększenie poziomu handlu paliwami na giełdzie. Koncerny naftowe niechętnie sprzedają swoje produkty na giełdzie, ponieważ na standardowym rynku hurtowym mogą zarobić znacznie więcej. Zwiększenie udziału giełdy w handlu paliwami zwiększy dostępność paliwa dla innych uczestników rynku. Trzecim krokiem podjętym przez ministerstwo energetyki jest zwiększenie zapasów paliwa poprzez nakaz większego przerobu ropy przez rafinerie. To zapewnić ma odpowiedni zapas paliwa na okres corocznego, wiosennego okresu remontowego w wielu rosyjskich zakładach rafineryjnych.

Według analityków Wygon Konsulting, rząd na dodatkowe rekompensaty wyda w bieżącym roku nawet 40 mld rubli (540 mln dolarów) i 135 mld rubli (1,8 mld dolarów) w 2022 roku. Ministerstwo finansów, które z reguły protestuje przeciwko wspieraniu branży paliwowej jest obecnie pozytywnie nastawione do wspomnianych propozycji. Wynika to z mniejszej presji finansowej na budżet ze względu na wysokie ceny ropy naftowej na zagranicznych rynkach.

Zaleczenie czy wyleczenie branży?

Działania podejmowane przez władze nie mają charakteru systemowego. Cały czas rynek jest mocno podatny na wahania cen ropy na światowych rynkach. Co istotne na zmianach skorzystają praktycznie wyłącznie duże, pionowo zintegrowane koncerny należące do państwa. Stracą natomiast mniejsze, niezależne rafinerie i firmy naftowe, które i tak z dużą trudnością przetrwały perturbacje z 2020 roku. Firmy te, aby pozostać na rynku, muszą konkurować ceną swoich produktów, nie mając jednocześnie możliwości równoważenia strat z rynku krajowego wpływami z eksportu. To sprawia, że już teraz sytuacja wielu z nich jest bardzo trudna.

Ponadto, kolejną ofiarą są właściciele stacji paliw. Ci muszą kupować paliwa na swoje stacje po bardzo wysokich cenach hurtowych, podczas gdy ceny detaliczne na chwilę obecną nie wzrosły. Może to doprowadzić do jeszcze większego usztywnienia rynku i zabetonowania go przez państwowe koncerny.

Jednak władzy nie zależy na gruntownych zmianach. Wstrzymanie podwyżek cen paliw na stacjach ma mieć miejsce do czasu jesiennych wyborów do Dumy Państwowej. Natomiast sam mechanizm „amortyzatora” jest korzystny również dla rosyjskiego państwa.

W 2020 roku w wyniku niskich cen ropy, koncerny naftowe wpłaciły do budżetu państwa dodatkowe 400 mld rubli (5,3 mld dolarów). Był to potężny zastrzyk finansowy dla budżetu znajdującego się w trudnym położeniu.

Marszałkowski: Kreml przykręca śrubę sektorowi ropy (ANALIZA)