Rosyjskie służby mogły wesprzeć Donalda Trumpa w kampanii prezydenckiej

26 lipca 2016, 07:50 Alert

(Bloomberg/Wojciech Jakóbik)

Donald Trump. Źródło: Flickr

Podejrzewana o powiązania z Kremlem agencja Wikileaks ujawniła w zeszłym miesiącu korespondencję elektroniczną z kampanii kandydatki na prezydenta USA z Partii Demokratycznej – Hillary Clinton. Czy hakerzy rzucają koło ratunkowe Donaldowi Trumpowi, kandydatowi Partii Republikańskiej?

Do ujawnienia korespondencji doszło tuż przed konwencją wyborczą Demokratów. Maile pokazują kontrowersyjne praktyki mające na celu pozyskanie poparcia wyborców. Członkowie sztabu wyborczego Clinton stosowali brudne chwyty w celu zaszkodzenia kontrkandydatowi w prawyborach, senatorowi Berniemu Sandersowi.

Bob Gourley, były pracownik jednej z agencji wywiadowczych w USA, z którym rozmawiał Bloomberg, przekonuje, że wykorzystane przy kradzieży danych z kampanii Demokratów oprogramowanie świadczy o tym, że hakerzy pochodzili z Rosji. Gourley mówi, że w jego środowisku panuje przekonanie, że Wikileaks otrzymała dane od rosyjskich hakerów.

To samo źródło wskazuje firma Crowdstrike odpowiedzialna za badanie przyczyn wycieku informacji. Ta sama grupa hakerów zaatakowała systemy Departamentu Stanu, Białego Domu i Pentagonu w 2015 roku. – W obu przypadkach doszło do zaawansowanego szpiegostwa politycznego i ekonomicznego na korzyść rządu Federacji Rosyjskiej, które można powiązać ściśle z silnymi i wysoce wydolnymi służbami wywiadowczymi jej rządu – podaje spółka.

W sondażu CNN z 25 lipca Donald Trump uzyskał poparcie 44 procent ankietowanych. Hillary Clinton otrzymała 39 procent głosów. Był to pierwszy sondaż, w którym na prowadzenie wyszedł kandydat Partii Republikańskiej.

Chociaż Hillary Clinton była autorką polityki resetu w relacjach z Rosją, to po nielegalnej aneksji ukraińskiego Krymu przez ten kraj rozpoczęła krytykę działań Moskwy. Trump utrzymuje prorosyjską linię w swoich wypowiedziach. W jednej z nich zakwestionował fundamentalną zasadę działania Sojuszu Północnoatlantyckiego. Ocenił, że pomoc USA dla państw bałtyckich w razie ataku z Rosji nie będzie automatyczna.

Minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow odpowiedział na zarzuty. – Nie chcę użyć słowa na cztery litery (przekleństwo rosyjskie – przyp. red.) – powiedział dziennikarzom. Odmówił dalszego komentarza na ten temat.