Rynek dronów w Polsce 2016. Świt w dolinie śmierci

10 stycznia 2017, 07:32 Bezpieczeństwo

Drony to coś więcej niż lotnictwo. To internet rzeczy, cyfryzacja i robotyzacja w jednym. Świat biliona czujników. Fundacja Instytut Mikromakro przygotowała raport „Rynek dronów w Polsce 2016. Świt w dolinie śmierci”. Portal BiznesAlert.pl omawia go w szczegółach.

Ta branża jest nowa, a więc dobre, innowacyjne firmy, mające ciekawe pomysły, stoją przed wielką szansą. Zdaniem niektórych ekspertów nasz rynek produkcji dronów charakteryzuje się ogromnym potencjałem wzrostu. Już teraz Polskę postrzega się na arenie międzynarodowej jako jednego z liderów w tej dziedzinie, przynajmniej w Europie.

Przypomnijmy, że w Warszawie odbyła się niedawno unijna Konferencja Wysokiego Szczebla Drony jako źródło nowych miejsc pracy i wzrostu gospodarczego. Nie było to zwykłe spotkanie, jedno z wielu, w jakich uczestniczymy na co dzień. To najważniejsze wydarzenie w tej branży w Europie, podkreślał Andrzej Adamczyk, minister infrastruktury i budownictwa. A dokumenty, które opracowano na tym forum, przyjęto jako stanowisko Unii Europejskiej na najbliższą przyszłość.

Stany Zjednoczone i Izrael dominują w sektorze bezzałogowych technologii militarnych, pisze w raporcie Sławomir Kosieliński, prezes Fundacji Instytut Mikromakro. Chiny bezsprzecznie królują na rynku dronów rekreacyjnych i zabawkowych. Natomiast Unia Europejska stawia na cywilne  zastosowania bezzałogowców, między innymi w administracji publicznej. Chodzi o geoinformację, poszukiwanie i ratownictwo, inspekcję obiektów infrastruktury, ochronę środowiska, a także likwidację szkód w procesie wypłaty odszkodowań. Łączy je pozyskiwanie danych i ich analiza.

Drony są hasłem, które trzeba dobrze zrozumieć. W zasadzie powinniśmy mówić o bezzałogowych systemach latających (BSL). A takie systemy to między innymi teleinformatyka. Dlatego konieczne jest nowe podejście. Drony mogą pomagać w tworzeniu nowych modeli biznesowych.

Jak pisze Sławomir Kosieliński, wielu przedsiębiorców już wie, że drony nie są produktami przemysłu lotniczego, lecz elementami oprzyrządowania przydatnymi w biznesie. Chociaż działają zgodnie z przepisami prawa lotniczego, więcej łączy je z internetem rzeczy lub Przemysłem 4.0. Określaniu polityki i strategii dla tego rynku szkodzi wręcz utożsamianie go z lotnictwem. Podobną sytuację mieliśmy 15 lat temu w przypadku internetu, który rozwijał się dzięki infrastrukturze kontrolowanej przez tradycyjnych operatorów telekomunikacyjnych. Zostali oni jednak zmuszeni do przebudowy tej infrastruktury do wymogów technologii internetowych. Zaś najbardziej spektakularny biznes w internecie zaczęły robić firmy spoza sektora telekomunikacyjnego.

Od pewnego czasu pojawiają się radykalne prognozy, że już za dziesięć lat Stany Zjednoczone mogą dać hasło do odwrotu od klasycznego lotnictwa. Zadania samolotów przejmą roboty (drony) – najpierw w siłach zbrojnych, potem w lotnictwie cywilnym: transportowym, a kiedyś również pasażerskim. To jest wizja, z którą musimy się zmierzyć.

Tymczasem na naszym rynku ledwo co wykluły się przedsiębiorstwa, które mają pomysły na drony i pozyskały pierwszych klientów. Przychody tych firm przekroczyły milion złotych. To luka, która powstaje między publicznym i prywatnym finansowaniem projektów badawczo-rozwojowych. Innymi słowy – luka kapitałowa w finansowaniu przedsięwzięć w początkowej fazie rozwoju, o potrzebach inwestycyjnych szacowanych na 1-10 mln dolarów.

To jest miejsce na mądrą interwencję państwa. Powinno ono przede wszystkim nie przeszkadzać przedsiębiorcom, ale z ankiet i rozmów prowadzonych w czasie przygotowywania raportu wynika, że może też pomóc na kilka sposobów. Można na przykład ogłosić za pieniądze publiczne program badawczo-rozwojowy dotyczący certyfikowania bezzałogowców. Chodzi o to, by konstruowane w Polsce maszyny mogły latać z certyfikatami uznawanymi w całej Unii Europejskiej, co już wkrótce stanie się warunkiem sine qua non przeprowadzenia jakichkolwiek operacji powietrznych. Stwórzmy podwaliny pod taki system certyfikacji – apeluje Sławomir Kosieliński.

Niewątpliwie autor ma rację. Uczestnicy wspomnianej konferencji podjęli na przykład decyzję o konieczności utworzenia zespołu zadaniowego, w skład którego wejdą wszystkie grupy interesariuszy. Ci eksperci mają opracować nowe regulacje, by móc potem wprowadzać nowe usługi. Jak podkreślano, podejście ma się zmienić z technologicznego na usługowe. Biorąc pod uwagę ich rosnącą popularność, wykorzystywanie dronów ma być traktowane jako zwykłe codzienne użytkowanie.

Wicepremier Mateusz Morawiecki wielokrotnie mówił o konieczności wspierania polskiej branży dronów. Rząd zdaje sobie bowiem sprawę, że jest to ogromna szansa również dla nas. Miejmy nadzieję, że potrafimy ją wykorzystać.