Sejm zajmie się dziś projektem ustawy o rynku mocy

25 października 2017, 06:15 Alert

W środę wieczorem w Sejmie odbędzie się pierwsze czytanie rządowego projektu ustawy o rynku mocy – wynika z opublikowanego we wtorek harmonogramu obrad Sejmu. Rząd chce, by nowe przepisy zaczęły obowiązywać już od stycznia 2018 r.

Rozpoczęcie procedowania w Sejmie przygotowanego przez rząd projektu ustawy o rynku mocy było już odwlekane. We wrześniu punkt ten spadł z harmonogram posiedzenia Sejmu – jako powód resort energii podawał konieczność uzgodnienia nowych regulacji – zawierających elementy pomocy publicznej – z Komisją Europejską.

Czym jest rynek mocy

Rynek mocy to mechanizm mający stanowić dodatkowe źródło wynagrodzenia dla państwowych koncernów energetycznych w zamian za gotowość do zaoferowania – w razie potrzeby – określonych mocy elektrowni. Za tę gotowość zapłacić mają odbiorcy energii w postaci tzw. opłaty mocowej doliczanej do rachunków za energię. Rocznie ma to być kilka miliardów złotych. Nowe przepisy miałyby zacząć obowiązywać już od stycznia 2018 r.

Projekt ustawy o rynku mocy zakłada wprowadzenie tzw. dwutowarowego rynku, na którym towarem będzie tzw. moc dyspozycyjna netto, którą mogą oferować wytwórcy i zarządzanie popytem energii (DSR). Wprowadzenie tego mechanizmu ma zapewnić bezpieczeństwo dostaw energii w horyzoncie średnio- i długoterminowym. Zgodnie z projektem ustawy w 2021 r. w Polsce będzie już funkcjonował rynek mocy z płatnościami za moc, a pierwsza aukcja odbędzie się w trzecim roku przed okresem dostaw. Konsumenci odczują opłatę mocową w swoich rachunkach od 2021 r. Jej wysokość będzie jednak zależna od wyników aukcji, w których wygrywać będą najtańsze oferty.

Resort energii, w którym powstał projekt ustawy argumentuje, że rozwiązania te zapewnią ciągłe i stabilne dostawy energii dla przemysłu i gospodarstw domowych. „Rynek mocy stworzy efekt zachęty do podejmowania decyzji inwestycyjnych i modernizacyjnych w energetyce. To rozwiązanie będzie istotnym narzędziem dostosowywania sektora energetycznego do wyzwań, przed jakimi stanie on w najbliższym czasie, w tym konieczności sprostania wymogom środowiskowym wprowadzanym przez Unię Europejską” – przekonuje resort.

Funkcjonujący w Polsce jednotowarowy rynek energii – jak stwierdzono w uzasadnieniu projektu – „nie zapewnia odpowiednich sygnałów cenowych do utrzymania w systemie energetycznym wymaganych zdolności wytwórczych”. Czyli nie zapewnia przesłanek ekonomicznych do kontynuowania udziału w rynku lub podejmowania decyzji o wejściu na ten rynek z nowymi inwestycjami. Sytuacja taka występuje w szeregu krajów, w tym i w Polsce.

Jako główną przyczynę wskazuje się niskie ceny energii, spowodowane konkurencją subsydiowanych OZE. Jednocześnie rosnąca produkcja OZE ogranicza czas pracy źródeł konwencjonalnych, przez co mają one niższe przychody. Natomiast nie znika potrzeba ich utrzymania i rozwoju dla zapewnienia bezpieczeństwa pracy systemu energetycznego.

Tymczasem w UE trwają prace nad zaproponowanym przez Komisje Europejską tzw. pakietem zimowym, czyli kształtem przyszłego rynku energetycznego. Zakłada on m.in. zakaz pomocy publicznej dla źródeł o emisji powyżej 550 kg CO2 na 1 MWh, co w praktyce eliminuje wszystkie źródła węglowe. W Polsce ok. 80 proc. energii produkuje się z węgla. Przeciwko takim rozwiązaniom protestuje nie tylko polski rząd – wspiera je również Polski Komitet Energii Elektrycznej, organizacja zrzeszająca największe firmy branży. W swych oświadczeniach przestrzega, że bez wprowadzenia rynku mocy – już po 2020 r. w naszym systemie energetycznym wystąpią problemy.

Węgiel albo gaz

Z analizy firmy doradczej Compass Lexecon zleconej przez Polski Komitet Energii Elektrycznej wynika ponadto, że limit 550 wyeliminuje z polskiego rynku mocy wszystkie jednostki wytwórcze oparte na węglu, co doprowadzi do drastycznego zwiększenia zależności od importowanego gazu. Z polskimi energetykami zgadza się EURELECTRIC, stowarzyszenie zrzeszające spółki branży Unii Europejskiej. W swym raporcie Stowarzyszenie uznało, że wprowadzenie proponowanego w tzw. pakiecie zimowym limitu 550 kg CO2 na 1 MWh dla tzw. rynku mocy, czyli mechanizmu wsparcia energetyki – praktycznie nie wpłynie na ograniczenie emisji. Proponowane rozwiązania nie mają też uzasadnienia ekonomicznego.

Szef PKEE, jednocześnie prezes największej polskiej firmy energetycznej PGE Henryk Baranowski zauważa, że wprowadzenie zaostrzonych norm wymusi „przedwczesne wyłączenie mocy węglowych” w Niemczech, Rumunii, Bułgarii, Czechach, Estonii i Polsce, co ograniczy bezpieczeństwo dostaw energii dla gospodarek tych państw i w konsekwencji przyniesie „drastyczny” wzrost importu.

Rynek mocy albo kryzys

W ub. tygodniu na temat rynku mocy zdecydowanie wypowiedział się prezes Urzędu Regulacji Energetyki Maciej Bando. W jego opinii ustawa musi być procedowana jak najszybciej, czas nagli. Jeśli rozwiązanie to nie zostanie jak najszybciej przyjęte Polsce grozi „dość poważny” kryzys w systemie elektroenergetycznym już na początku lat dwudziestych.

Komisja Europejska może jednak zgodzić się na wprowadzenie mechanizmu pod kilkoma warunkami – uzależnia swą zgodę na proponowane rozwiązania m.in. przez określenie perspektywy na redukcję udziału węgla w polskim miksie energetycznym. Resort energii informował w ub. tygodniu, że prace w ramach prenotyfikacji projektu ustawy o rynku mocy znajdują się na zawansowanym etapie, jednak formalna zgoda KE nie została jeszcze udzielona”.

Mało czasu

Jeśli ustawa miałaby wejść w życie od stycznia 2018 r. rząd musi sie śpieszyć. Stąd – mimo braku formalnej zgody KE – skierowanie ustawy do prac parlamentarnych. Jak mówił w ub. tygodniu w Siedlcach szef resortu energii Krzysztof Tchórzewski „gdybyśmy nadal czekali (…) w parlamencie, moglibyśmy nie zdążyć”. Tchórzewski powiedział, że w Komisji Europejskiej wciąż trwają „spotkania i jest jeszcze trochę wątków do wyjaśnienia i uściślenia”.

Według zapowiedzi Tchórzewskiego sejmowa Komisja do Spraw Energii i Skarbu Państwa powoła specjalną podkomisję, która będzie pracowała nad projektem.

Wiceminister energii Andrzej Piotrowski mówił we wrześniu dziennikarzom, że ministerstwo chciałoby, aby to, czym zajmie się Sejm, było jak najbliższe wersji finalnej. „W postaci, którą uznamy za praktycznie gotową” – mówił. „To nie jest tak, że Komisja ma tu głos decydujący, ale chcielibyśmy mieć poczucie, że dialog z KE na poziomie technicznym i poszczególnych uwarunkowań doszedł do konsensusu” – tłumaczył wiceminister.

Polska Agencja Prasowa