Serafin: Szymany mogą liczyć głównie na lokalnych gastarbeiterów

4 czerwca 2014, 08:52 Infrastruktura

Spółka Warmia i Mazury ze Szczytna koło Olsztyna poinformowała o wyborze oferty Mostostalu Kraków, spółki zależnej Budimeksu, na budowę pola wzlotów oraz opracowanie projektu i budowę systemu radionawigacji na terenie Portu Lotniczego „Mazury” w Szymanach koło Szczytna. Wartość kontraktu wynosi 110,6 mln zł brutto. Nierozstrzygnięty pozostaje przetarg na budowę budynku Terminala Lotniskowego lotniska w Szymanach wraz z infrastrukturą towarzyszącą oraz budynkiem wiaty technicznej

– Problem z weryfikowaniem pod kątem opłacalności finansowej sensu budowy lotnisk regionalnych, takich jak w Szymanach, jest taki, że na takie inwestycje wydaje się pieniądze publiczne. Zaś weryfikacja rynkowa oznacza ich utratę. Co innego, gdy ktoś ryzykuje prywatne pieniądze, a potem je traci – mówi się: trudno – uważa w rozmowie z naszym portalem Marek Serafin, redaktor portalu lotniczego prtl.pl.

W jego opinii budowa kolejnych małych lotnisk regionalnych to zły kierunek. Na portalu prtl.pl można znaleźć szereg tekstów na ten temat. Zresztą UE obecnie zorientowała się i zmienia strategię wobec takich inwestycji. Obecnie jednak nie ma już żadnych środków z tego źródła na budowę lotnisk regionalnych. Ponieważ w Europie mamy do ewidentnie do czynienia z nadpodażą.

– Duża część infrastruktury w postaci lotnisk cywilnych pozostaje niewykorzystana – mówi dalej Serafin. – A w dodatku, nawet, gdy już takie obiekty zostają wybudowane, ale stoją puste, to w praktyce zarządzające nimi władze prześcigają się, kto więcej zapłaci Ryanairowi za zgodę na korzystanie z tych lotnisk.

Unia zauważyła ten problem i zaczęła stawiać na tzw. transport intermodalny. Tzn. nie przyciągania jak najbliżej lotniska do pasażerów, tylko pasażerów – różnymi metodami, typu szybka kolej czy dobre drogi – dowozić do lotnisk.

– Chodzi zwłaszcza o „tanich” pasażerów: turystów czy emigrantów zarobkowych – mówi dalej Serafin. – Dla mnie jest przesądzone, że Szymany okażą się lotniskiem deficytowym. Trudno sobie wyobrazić, by korzystała z tego obiektu jakaś tzw. tradycyjna linia lotnicza. Skoro inwestor przewiduje przepustowość lotniska w I fazie jego budowy na poziomie 100 tys. pasażerów rocznie, zapewne ruch na nim zapewnią głównie połączenia czarterowe w lecie.

Zdaniem Serafina nie sposób liczyć na to, że dzięki temu nowemu lotnisku pojawią się nowi turyści. Prawdopodobnie jedyni pasażerowie, na których będzie ono mogło liczyć, to polscy gastarbeiterzy z Podlasia. Ale należy postawić fundamentalne pytanie: czy warto wydawać znaczące środki publiczne, po to tylko, by nasi emigranci zarobkowi mogli podróżować łatwiej do Polski?

– Obecnie lądują oni najczęściej w Modlinie. Skąd jadą do swych miejsc zamieszkania samochodami czy autobusami – przekonuje Serafin. – Zaś, gdy Szymany rozpoczną funkcjonowanie, będzie im podróżować wygodniej. Tylko czy w tym celu warto wydawać ponad 100 mln zł z publicznej kasy? Podobnie wygląda to w przypadku lotnisk w Radomiu czy w Gdyni. Z ta ostatnią wygląda zresztą na istny horror. To są jakieś lokalne ambicje prezydenta, który musiał pokazać swemu koledze z sąsiedniego Gdańska, że „nie jest gorszy”.

Na tym przykładzie widać, jak się mści „Polska dzielnicowa”. Nie ma bowiem żadnej centralnej strategii rozwoju polskiego systemu transportu lotniczego. A jest to kwestia, która nie powinna być rozstrzygana na szczeblu lokalnym, bo niemal żaden z lokalnych polityków nie patrzy dalej, niż kraniec własnego nosa.

– Przykre jest to, że po znanych przykładach z nieudanym lotniskiem w Gdyni, kolejni lokalni samorządowcy nie wyciągają odpowiednich wniosków. Różnica jest taka, że w przypadku Szyman sprawy zaszły już dość daleko. Lokalnym władzom wydaje się zapewne, że łatwiej jest podejmować decyzję o budowie nowego lotniska, bo większość finansowania inwestycji pochodzi z funduszy unijnych. Z tym, że można je było przeznaczyć na zupełnie inne cele – kończy Serafin.