Smog – poznajmy wroga

13 lutego 2017, 16:00 Środowisko

W ostatnich tygodniach jednym z najpopularniejszych medialnych tematów, był i zresztą nadal jest, smog. Wciąż słyszymy o alarmujących poziomach wskaźników zanieczyszczeń powietrza, darmowych przejazdach komunikacją, zaleceniach aby pozostawiać samochód w garażu, a najlepiej nie wyściubiać nosa z domu, czy reklamy masek z filtrem. Zagrożenie jest poważne i dotyczy niemal każdego z nas. Fundamentem skutecznej ochrony, obrony i walki z każdym wrogiem jest jego rozpoznanie, a zatem spróbujmy uporządkować wiedzę na temat smogu, skąd się bierze, dlaczego akurat tu i teraz, no i wreszcie, jak się go pozbyć – Lena Małek i Jakub Przybylski z Fundacji im. Lesława Pagi.

Nazwa „smog”, pochodzi z angielskiego i jest zbitką wyrazów smoke (ang. dym) oraz fog (ang. mgła). Pierwszy raz użyta została na początku XX wieku opisując zjawisko gęstej mgły, w której oprócz kropelek wody znajduje się mnóstwo zanieczyszczeń. Co ciekawe, wcześniej do nazwania tej żółtawo-brązowej zawiesiny pyłu, sadzy i toksycznych gazów Anglicy używali porównania do zupy grochowej (ang. pea soup, pea soup fog). Nazwy tej użył po raz pierwszy John Sartain w swoim reportażu z roku 1820.

Z pozoru błahe zjawisko, tylko w naszym kraju jest przyczyną przedwczesnej śmierci ok 45 tysięcy osób rocznie. Powoduje m.in.: kaszel, trudności z oddychaniem, zaostrza objawy astmy, choroby serca przyczyniając się do zawałów, zwiększa ryzyko zachorowania na choroby nowotworowe, w szczególności płuc. Warto podkreślić, że smog jest zjawiskiem pogodowym pochodzenia antropogenicznego, czyli za jego powstanie odpowiada przede wszystkim człowiek.

Z uwagi na przyczyny powstawania oraz właściwości chemiczne wyróżnia się dwa rodzaje smogu – smog typu londyńskiego oraz smog typu Los Angeles. Pierwszy, zwany również smogiem kwaśnym, powstaje w okresie ujemnych temperatur, kiedy chętniej korzystamy z samochodów zamiast rowerów czy komunikacji miejskiej, a nasze piecyki buchają wesoło by nas ogrzać. Jeśli do tego zabraknie wiatru, to zanieczyszczone powietrze zaczyna zalegać przy powierzchni ziemi tworząc smog. Pomimo, iż rewolucja przemysłowa pełna kłębów czarnego dymu wydobywającego się z kominów już dawno minęła, to właśnie smog londyński stanowi problem, z którym borykamy się w Polsce. Główną przyczynę smogu w naszym kraju stanowi tzw. niska emisja, czyli zanieczyszczenia, których źródło znajduje się poniżej 40 m nad powierzchnią ziemi. Instalacje indywidualnego i zbiorczego ogrzewania budynków oraz ruch pojazdów w centrum miasta wg KOBIZE odpowiada aż za 65% udziału w emisji pyłu. Choć w mroźne dni zapotrzebowanie na energię elektryczną oraz ciepło jest większe, to udział energetyki zawodowej (elektrownie i elektrociepłownie) w powstawaniu smogu stanowi nie więcej niż 10%. To nie przypadek, ponieważ elektrownie wyposażone są w systemy odpylania i odsiarczania. Nie bez znaczenia pozostaje też fakt, iż łatwiej skontrolować emisyjność elektrowni, czy wytwórców przemysłowych, aniżeli sprawdzić każdy piec czy samochód.

Drugim, mniej znanym w Polsce zjawiskiem jest smog typu Los Angeles, inaczej smog fotochemiczny. Typowy dla okresu letniego, bądź klimatów subtropikalnych, ponieważ wymaga wysokiej temperatury i silnego nasłonecznienia. Głównym źródłem zanieczyszczeń, które tworzy tego typu smog są spaliny pojazdów, zaś produktem reakcji zawartych w nich tlenków węgla i azotu jest ozon. Ten sam ozon, który z przyjemnością wdychamy po burzy, z tą różnicą, że jego stężenie przekracza 120 μg/m3 i zalega przy powierzchni ziemi zagrażając zdrowiu – zwłaszcza drogom oddechowym. W Polsce smog Los Angeles pojawia się sporadycznie, występuje głównie w najcieplejszych rejonach kraju: województwach dolnośląskim, małopolskim, opolski oraz śląskim. Ponad 70% tego izotopu napływa do nas z zagranicy. Pozostała ilość ozonu powstaje na skutek zanieczyszczeń emitowanych przez transport i niektórych reakcji chemicznych. Choć to wciąż mało znane zjawisko w Polsce, stanowi poważny problem w dużych miastach Azji oraz Ameryki Łacińskiej, takich jak np. Delhi (Indie), Pekin (Chiny),  Teheran (Iran), Santiago (Chile), Mexico City (Meksyk).

Najtragiczniejszym historycznym przypadkiem smogu było pięć zimowych dni 1952 roku w Londynie. Między 5 a 9 grudnia zmarło 4 tysiące osób, zaś całkowity bilans ofiar zatrucia sięgnął 12 tysięcy. Głównym zanieczyszczeniem wdychanym przez londyńczyków, który zebrał tak straszne żniwo był dwutlenek siarki.

Według dr Leszka Ośródka, klimatologa, specjalisty z zakresu jakości powietrza z IMiGW Państwowego Instytutu Badawczego w Warszawie, stężenie dwutlenku siarki w powietrzu w 1952 w Londynie było znacznie większe niż obecnie odnotowywane wartości na terenie Polski. Głównymi przyczynami jego ograniczenia są m.in. dokonany w przeciągu ostatniego półwiecza postęp technologiczny, mniejszy udział siarki w węglu oraz stosowanie nowoczesnych metod odsiarczania w przemyśle. Naukowiec przypomina jednak, że współcześnie największym zagrożeniem dla naszego zdrowia są nie związki siarki, a drobiny pyłu zawieszone w powietrzu, szczególnie szkodliwe dla układu oddechowego i krwionośnego. Zgodnie z danymi publikowanymi przez WIOS smog londyński w Polsce powstaje na skutek wysokich stężeń pyłów zawieszonych PM10 i PM2,5 – mieszaniny stałych i ciekłych cząstek o średnicy mniejszej niż 10 bądź 2,5 mikrometra. Dla porównania – włos ludzki ma przekrój wynoszący ok. 70 mikrometrów. Szczególną uwagę warto zwrócić na benzopiren, który zawarty w pyle PM10, jest silnie rakotwórczy. Niestety dotrzymanie obowiązujących standardów dla tego związku w Polsce ciągle stanowi poważny problem. Należy mieć świadomość, że niemal wszystkie aglomeracje i miasta powyżej 100 tys. mieszkańców, chociaż raz w roku przekroczyły średnioroczne dopuszczalne normy dla tych zanieczyszczeń w 2015 roku.

Więcej informacji na temat norm, stężeń i występowania smogu na przestrzeni ostatnich lat w kolejnym artykule oznaczonym hasztagiem: #ZabićSmog.