Przez smog umiera 200 tysięcy Amerykanów rocznie

13 kwietnia 2018, 07:15 Alert

Szóstego kwietnia 2018 roku na stronie Scientific American pojawił się ciekawy artykuł dotyczący norm emisji spalin autorstwa Roba Jacksona, naukowca związanego z wydziałem Earth System Science w Stanfordzie. Rob Jackson opisuje działania koncernów motoryzacyjnych i władz, które zapoczątkował Barack Obama siedem lat temu. Wtedy to przedstawiciele koncernów motoryzacyjnych takich jak General Motors, Ford, Chrysler zadeklarowali, że ich samochody będą wydajniejsze, lżejsze i będą produkowane z czystszych materiałów. Plany sięgały 2025 roku.

Smog w chińskim mieście

Koniec czystych spalin

Jednak działania koncernów nie będą kontynuowane część z nich wycofuje się z planów. To według autora szalenie niepokojący objaw, który powinien zjednoczyć największe siły polityczne w walce o zdrowie i czyste powietrze. Bardziej trwałe pojazdy miały być w pierwszych latach nieco droższe od swoich poprzedników, ale ich cena miała się w cyklu życia samochodu zwrócić z nawiązką. Przede wszystkim dzięki oszczędności paliwa. Autor uważa, że w USA powinna rozwijać się także gazomobilność, ponieważ pozwala to ograniczyć w skali całego kraju wydatki na ropę. Mówiąc krótko stawia na bezpieczeństwo i niezależność energetyczną USA.

200 tysięcy osób rocznie umiera z powodu smogu

Normy jakości spalin powinny być jego zdaniem wyśrubowane i nie można pozwolić koncernom motoryzacyjnym aby odeszły od ambitnych założeń dotyczących emisji. Autor wykazuje, że związek między zapadalnością na śmiertelne choroby układu oddychania i krążenia a emisją spalin jest niebagatelny. Około 170 milionów amerykanów mieszka na terenach gdzie powietrze jest zanieczyszczone cząstkami stałymi i ozonem. Brudne powietrze według ostatnich doniesień MIT zabija rocznie około 200 tysięcy Amerykanów. Szacunki mówią, że 50 tysięcy to ofiary samego zanieczyszczenia powietrza związanego z ruchem drogowym.

Własne standardy

Poszczególne stany mogą wprowadzać własne normy dotyczące jakości spalania. Z takiego rozwiązania korzysta jeden z najbardziej zanieczyszczonych stanów Kalifornia. Jednak mimo wielu podejmowanych działań jakość powietrza wciąż pozostaje złej jakości. Jeśli jak sugeruje autor tekstu nie zostaną utrzymane normy emisji tak wyśrubowane jak to tylko możliwe i nie zostanie utrzymana norma dotycząca przebiegów, czyli trwałości aut tysiące ludzi będą narażone na pogorszenie stanu zdrowia.

Następstwo embarga

Normy dotyczące wydajności silników spalinowych w USA zostały po raz pierwszy ustanowione w 1975 roku w następstwie kryzysu paliwowego z 1973 roku. Weszły w życie w 1978 roku. Zakładały, że w ciągu ośmiu lat wydajność i czystość silników w samochodach poprawi się o połowę. Kolejne wersje przepisów zakładały spadek wartości spalania w 2007 roku. Na lata 2012 – 2016 przewidziano normy, które korespondowały z wytycznymi EPA. Kolejne ramy czasowe to lata 2017 – 2025. W ciągu niemal 45 lat podejmowania działań na rzecz poprawy jakości spalania w samochodach w USA udało się przejść od 27,5 mil na galon do 10 mil na galon. Wpływa to znacząco na ilość emitowanych cząsteczek stałych do atmosfery. W Europie też obowiązują normy spalania. Obecnie dla nowych pojazdów obowiązująca jest norma Euro 6. Jak mówią przedstawiciele branży normy są wyśrubowane i sprawiają wiele kłopotów producentom samochodów. Muszą oni wciąż inwestować w bardziej oszczędne i czystsze technologie w silnikach spalinowych. Ciekawe, że w swoim tekście autor nie wspomina ani razu o samochodach elektrycznych, które nie emitują zanieczyszczeń.