Spychalski: Ustawa wiatrakowa mocno ograniczy zabudowę mieszkaniową

16 marca 2016, 07:15 Energetyka

KOMENTARZ

Michał Spychalski

Instytut Jagielloński

We wczorajszym Dzienniku Gazecie Prawnej ukazał się tekst zwracający uwagę na daleko idące konsekwencje zapisów przedłożonego przez grupę posłów PiS projektu ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych. Konsekwencje te dotkną nie tylko dla branżę OZE, ale również, a raczej przede wszystkim, właścicieli nieruchomości położonych w bliższym i dalszym sąsiedztwie działających lub przewidzianych w planach miejscowych elektrowni.

Jak słusznie zauważa autorka przewidywane ograniczenia lokalizacyjne nie obejmą jedynie wiatraków, ale także zabudowę mieszkaniową. Projekt wprowadza bowiem zakaz przeznaczenia gruntów na cele mieszkaniowe oraz wydawania pozwoleń budowlanych dla zabudowy mieszkaniowej w promieniu 10-krotności wysokości działających lub przewidzianych w planach miejscowych elektrowni wiatrowych wyznaczonym z uwzględnieniem średnicy wirnika turbiny.

Żeby uzmysłowić wagę problemu warto zauważyć, że w świetle obecnie obowiązujących przepisów zakazy zabudowy mieszkaniowej albo dotyczą ok. 500m obszaru wokół wiatraków zlokalizowanych na planach miejscowych, albo też, w przypadku lokalizacji turbin na podstawie decyzji WZ lub starszych planów, przepisy w ogóle takiego zakazu nie przewidują. W sytuacji, gdy liczba działających w Polsce turbin osiągnęła ok. 3 tys. sztuk, a już obowiązujące plany miejscowe przewidują lokalizację kilku tysięcy kolejnych, okazuje się, że proponowane regulacje pociągną za sobą ustanowienie zakazu zabudowy mieszkaniowej na, w najbardziej optymistycznym wariancie, co najmniej 10% powierzchni kraju. Prosty rachunek arytmetyczny pozwala stwierdzić, że ponieważ maksymalna wysokość większości planowanych elektrowni wynosi ok. 200m, nowe regulacje zaowocują powiększeniem obszarów zakazu zabudowy ok. szesnastokrotnie!

W tym miejscu można by podnieść argument, że przecież bezpieczeństwo i zdrowie mieszkańców wsi nie ma swojej ceny. Gdy jednak weźmiemy pod uwagę niedawne wypowiedzi ministra energetyki, co do przewidywanej likwidacji wsparcia dla elektrowni wiatrowych w ramach systemu aukcyjnego, okazuje się, że podstawowym praktycznym skutkiem proponowanych rozwiązań będzie całkowicie bezsensowne ograniczenie prawa własności do nieruchomości znajdujących się w sąsiedztwie wiatraków, które nigdy nie powstaną.

Co ciekawe, wnioskodawcy odnieśli się do opisanych powyżej kwestii w uzasadnieniu do projektu lakonicznie stwierdzając, iż „zmiana planu miejscowego polegająca na zastąpieniu sposobu zagospodarowania nieruchomości poprzez lokalizację elektrowni wiatrowej innym sposobem jego zagospodarowania, podobnie jak ma to miejsce obecnie, leży w kompetencjach gminy i należy do obszaru jej władztwa.” Prawda to, tyle że takie zastąpienie wiązać się będzie nie tylko z dodatkowymi kosztami i długotrwałą procedurą zmiany planów, ale co gorsza narazi gminy na roszczenia odszkodowawcze ze strony właścicieli i użytkowników wieczystych gruntów, dla których przewidziano możliwość budowy elektrowni. Nietrudno zgadnąć, że nie będzie łatwo przekonać radnych do podjęcia się takiego zadania, szczególnie, gdy planowane elektrownie zlokalizowane będą w gminie sąsiedniej.

Nie od wczoraj wiadomo było, że wyborcze zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości nie wróży dobrze rozwojowi branży OZE, a energetyki wiatrowej w szczególności. Powstaje jednak pytanie o sens likwidacji branży wiatrowej w Polsce na dwa różne sposoby – poprzez faktyczne wykluczenie z nowego systemu wsparcia z jednej i niemożliwe do spełnienia wytyczne lokalizacyjne z drugiej strony. Tym bardziej, że na tej nadgorliwości najwięcej stracą bogu ducha winni mieszkańcy polskiej wsi.