Stępiński: Gazowa Grecja schodzi na drugi plan

7 lipca 2015, 08:59 Energetyka

KOMENTARZ

Piotr Stępiński

Redaktor BiznesAlert.pl

W ostatnim czasie na czołówkach europejskich mediów pojawia się kwestia dotycząca projektu współfinansowanego ze środków Unii Europejskiej jakim jest Grecja. Temat ten w dość istotny sposób zepchnął na dalszy plan powracający problem zabezpieczenia dostaw rosyjskiego gazu ziemnego nad Dniepr. Wycieszenie tej kwestii w żaden sposób nie spowodowało, że problem ,,gazowej Grecji Europy Wschodniej” został rozwiązany.

Za każdym razem powraca temat ceny gazu dla Kijowa. Nie inaczej było także podczas ostatnich rozmów trójstronnych w Wiedniu. Przed ich rozpoczęciem ukraiński minister energetyki oraz przemysłu węglowego Wołodymyr Demczyszyn w swoich wypowiedziach dawał dziennikarzom do zrozumienia, że Kijów nie zgadza się z proponowanymi przez Rosję warunkami dostaw surowca w trzecim kwartale w szczególności z wysokością rabatu cenowego – 40 dolarów – oraz końcową ceną 247,18 dolarów za 1 tys. m3.

Demczyszyn domagał się podpisania porozumienia na czas do końca okresu grzewczego i obniżki w wysokości co najmniej 30 procent w stosunku do ceny z kontraktu. W odpowiedzi ukraiński polityk otrzymał zapewnienie rosyjskiego ministra energetyki Aleksandra Nowaka, że Moskwa nie zamierza negocjować z Ukrainą wielkości przedstawionej dla niej zniżki na surowiec w trzecim kwartale.

Jak informowaliśmy 2 lipca, Gazprom wykluczył nowe rozmowy na temat spornych kwestii przed październikiem tj. przed wygaśnięciem obecnego porozumienia. Z kolei Komisja Europejska nalega na jak najszybsze rozwiązaniem wspomnianych problemów.

Zdaniem Dmitrija Marunycza z Kijowskiego Instytutu Strategii Energetycznych Ukraińcy będą potrzebowali rosyjskich dostaw dla zapełnienia magazynów gazu do poziomu niezbędnego do utrzymania tranzytu do Europy w sezonie grzewczym. Oblicza on, że przy maksymalnym wykorzystaniu rewersów czyli imporcie 40 mln m3 gazu dziennie, Ukraina zdoła zebrać 13 mld m3 przed zimą. Według Rosjan musi się tam znaleźć 19 a według Ukraińców 16,5 mld m3. Zdaniem Marunycza Kijów potrzebuje także dofinansowania tego typu zakupów szacowanego na 1,5 mld dolarów. Liczy w tym zakresie na Komisję Europejską.

Minister energetyki Rosji Aleksander Nowak uważa, że Ukraina potrzebuje 2,8 mld dolarów od Unii Europejskiej. Wyraził obawy o kondycję finansową Naftogazu oraz o to, czy wystarczy mu czasu na zapełnienie magazynów.

W ukraińskich żądaniach związanych z dostawami rosyjskiego surowca można upatrywać dwojakiej motywacji. Z jednej strony Kijów w pewien sposób chce zaszantażować Rosję pokazując, że jednak ma alternatywę oraz wsparcie Brukseli. Z drugiej zaś chce wywrzeć na Europie nacisk, aby ta wspomogła Ukrainę w przetrwaniu zimy gdyż to od sytuacji nad Dnieprem w dużej mierze ma zależeć bezpieczeństwo energetyczne Unii Europejskiej.

Należy wspomnieć, że Rosja przegrywa, głównie medialną, walkę o przekierowanie tranzytu z Ukrainy do Turkish Stream.

Rozmowy z partnerami europejskimi dotyczące zmiany punktów odbioru będą trudne. Unia Europejska zapewne będzie broniła dotychczasowego porządku. Oprócz kwestii politycznych pojawią się ekonomiczne. Jeżeli w życie zostanie wcielona zapowiedź prezesa Gazpromu o odejściu od koncentrowania się na końcowym odbiorcy to w praktyce będzie oznaczało, że państwa Unii Europejskiej będą zmuszone do budowy potrzebnej infrastruktury na własny koszt. O ile Austria i Słowacja de facto mają możliwość otrzymywania gazu z pominięciem Ukrainy przez Nord Stream i dalej gazociągami OPAL oraz Gazelle przez Czechy o tyle wymagana będzie dodatkowa infrastruktura, która mogłaby zapewnić dodatkowe 20 mld m3. Kolejną z możliwości jest stosunkowo niewielkie przedłużenie Gazociągu Transadriatyckiego (TAP).

Gazprom będzie musiał negocjować z europejskimi firmami aby w ich kontraktach długoterminowych zmianie uległy punkty odbioru rosyjskiego surowca (obecnie jest to austriackie Baumgarten). Rosja wielokrotnie groziła, że wraz z końcem w 2019 roku rosyjsko-ukraińskiej umowy na tranzyt gazu przez Dniepr przestanie słać swój surowiec.

Ze względu na szereg problemów nastąpiła jednak diametralna zmiana rosyjskiego stanowiska i dopuszczenie możliwości rozmów na temat warunków tranzytu przez Ukrainę po 2019 roku. Rosjanie oczekują niższej podwyżki opłat tranzytowej od planowanego przez Kijów jej podwojenia.

Co ciekawe pomimo zaprzestania przez Naftogaz zakupów surowca od Gazpromu to jego tranzyt do Europy 1 lipca był o 5 procent wyższy niż w tym samym dniu w zeszłym roku a sam prezes rosyjskiego koncernu stwierdził, że nie widzi żadnych problemów w związku z tranzytem swoje surowca przez terytorium Ukrainy.

Aby  nie zgasić ognia zainteresowania Europy, Kijów chce wzmocnić kartę przetargową, poprzez kontynuację procesu reform nie tylko w sektorze energetycznym ale także w szeroko rozumianej administracji publicznej. Obserwowana obecnie próba rozłożenia odpowiedzialności przez premiera Arsenija Jaceniuk w sprawie zarzutów o opieszałość w przeprowadzaniu reform oraz walki z korupcją doprowadziła do istotnych przetasowań w ukraińskim rządzie. Za ważną z punktu widzenia polityki energetycznej Kijowa należy uznać dymisję ministra środowiska oraz zasobów naturalnych Ihora Szeczewczenki, któremu zarzucano opieszałość w związku z wprowadzaniem reform a także korupcję.

Rosja tylko czeka na wykolejenie się reform nad Dnieprem. Kijów przy wsparciu Unii Europejskiej może ten pociąg zmian doprowadzić do właściwej stacji. Moskwa za wszelką cenę będzie kreowała wizerunek Kijowa jako niestabilnego państwa przez które Bruksela cyklicznie musi organizować rozmowy trójstronne. Rząd premiera Jaceniuka w tak trudnym okresie musi pokazać jedność oraz konkretne działania aby zachować wiarygodność wobec Unii Europejskiej.