Sawicki: Rosyjski koń trojański nad Adriatykiem nie zagraża Polsce (ANALIZA)

4 maja 2018, 14:00 Energetyka

Protesty społeczne, zmiana kierownictwa oraz najważniejsze – brak chętnych na przepustowość obiektu, a w efekcie przełożona runda rezerwacji przepustowości – to w skrócie problemy, które trapią południowy koniec Korytarza Północ – Południe. Chodzi o terminal LNG na chorwackiej wyspie Krk. Tymczasem do gry włącza się kolejny, tajemniczy podmiot – pisze Bartłomiej Sawicki, redaktor BiznesAlert.pl.

Metanowiec transportujący LNG. Źródło: LNG Hrvatska
Metanowiec transportujący LNG. Źródło: LNG Hrvatska

LNG na wyspie Krk

Pod koniec stycznia tego roku państwa członkowskie UE zatwierdziły propozycję Komisji, dotyczącą inwestycji na sumę 873 milionów euro w kluczowe projekty europejskiej infrastruktury energetycznej. Środki miałby otrzymać także chorwacki terminal. W pierwszej fazie rozwoju obiektu oraz gazociągów przesyłowych, prowadzących na jego teren uzyskał on już 16,4 mln euro wsparcia. Inwestorem jest chorwackie Plinacro. Przepustowość pływającego obiektu ma wynieść ok. 2,6 mld m sześc. rocznie. Kolejna faza zakłada budowę terminalu o mocy do 7 mld m sześc. gazu rocznie. Koszt samego obiektu wyceniany jest na 101,4 mln euro, zaś cała inwestycja łącznie z gazociągami oraz tłoczniami gazu ma zamknąć się w kwocie 363 mln euro.

Lex LNG na pomoc, ale z problemami

W ubiegłym tygodniu zakończono publiczne konsultacje w sprawie projektu ustawy o rozwoju terminalu na wyspie Krk, znanej w mediach jako Lex LNG. Ustawa została przygotowana w celu ułatwienia budowy obiektu. Jednak zdaniem władz lokalnych, części mieszkańców regionu Omišalj oraz organizacji ekologicznych, rząd Chorwacji wprowadza procedury „całkowicie ignorując potencjalnie szkodliwy wpływ na środowisko”. Wskazują oni, że ocena oddziaływania na środowisko została wykonana szybko i, ich zdaniem, powierzchownie.

Opozycja i samorządy protestują przeciwko budowie terminalu LNG w Chorwacji

– Bez uzasadnionych argumentów stwierdzono, że przyjęcie ustawy lub budowa pływającego LNG nie będą miały negatywnych skutków dla środowiska – podkreślają organizacje ekologiczne. To jeden punkt sporny. Drugi to czas trwania konsultacji publicznych. Rozpoczęto je 12 kwietnia, a trwały 15 dni. – Przy próbach przyspieszenia prac nad „Lex LNG” naruszane są przepisy ustawy o wolności w dostępie do informacji i ustawy Prawo ochrony środowiska. Jednoznacznie stwierdzają one, że konsultacje społeczne w sprawie takiej ustawy muszą trwać co najmniej 30 dni. Rząd zamierza przeprowadzić szybkie prace nad „Lex LNG” w parlamencie. Tryb przyspieszony zawęzi przestrzeń do debaty publicznej – tłumaczy organizacja ekologiczna Zelena Akcija. Podkreśla, że nie podano żadnego powodu przyjęcia przepisów w ramach przyspieszonego trybu.

 

Kołtuniak: Chorwacki bliźniak polskiego gazoportu z problemami

 

W marcu tego roku w stolicy regionu – Rijece – odbył się protest władz lokalnych oraz organizacji ekologicznych. Warto jednak pamiętać, że część protestujących nie opowiada się przeciwko terminalowi LNG. Uważają, że lądowa inwestycja to większa gwarancja trwałych dochodów. Rząd Chorwacji chce w pierwszym etapie trwającym do 2020 roku, zrealizować projekt pływającego terminalu LNG, a w następnym wybudować lądową infrastrukturę. Jednak protestujący mają mu za złe, że – ich zdaniem – nie prowadzi on z mieszkańcami żadnego dialogu w sprawie inwestycji.

Budowa terminalu LNG na wyspie Krk jest kluczowym elementem europejskiego projektu Korytarza Północ – Południe. Chorwacja obecnie sprowadza gaz z jednego źródła. Chodzi o rosyjski Gazprom, który dostarcza surowiec za pośrednictwem spółki z miasta Vukovar – Prvo Plinarsko Društvo. Umowę podpisano we wrześniu zeszłego roku i ma ona obowiązywać przez 10 lat. Natomiast dywersyfikacja źródeł dostaw gazu jest głównym argumentem zwolenników budowy terminalu LNG na wyspie Krk. Zgodnie z danymi z 2016 roku Chorwacja konsumuje rocznie ok. 2,7 mld m sześc. gazu. Krajowe wydobycie wynosi 1,8 mld m sześc. Umowa spółki PPD z Rosjanami ma więc pozwolić na wypełnienie luki, którą mógłby wypełnić terminal LNG. Infrastruktury jednak wciąż nie ma, a odwlekanie tej inwestycji to szansa dla Rosjan na podpisywanie nowych umów z krajami, które mogłyby być potencjalnym rynkiem zbytu. Tak jest w przypadku Węgier, Słowenii i Serbii, o czym można przeczytać w dalszej części tekstu.

Wójcik: Skok Gazpromu na Chorwację. Zablokuje gazoport?

Chorwaci poszukują alternatywy, mając w pamięci kryzysy gazowe z ostatnich ośmiu lat, gdy w sporze pomiędzy Ukrainą i Rosją najbardziej ucierpiały Bałkany. Nic dziwnego zatem, że w czasie, gdy Rosja przejmuje za pośrednictwem banków Sbierbank i VTB kontrolę nad największą firmą i zarazem największym pracodawcą w regionie, Agrokor, rząd w Chorwacji chce stworzyć przeciwwagę dla rosyjskich interesów. Z tego powodu chce przyspieszyć budowę terminalu LNG na wyspie Krk.

 

Wójcik: Agrokor. Jak Rosja używa rynku i służb na Bałkanach

 

Rosyjski koń trojański w Chorwacji?

Sprawa okazuje się mieć jednak szerszy, geopolityczny kontekst. Państwowa telewizja HRT podała w marcu tego roku, że analizy pokazujące większe korzyści z budowy lądowego obiektu współfinansowała spółka Gasfin zarejestrowana w Luksemburgu, prawdopodobnie przez chorwacką spółkę córkę Trans LNG.

Firma, która jest własnością jednego z najbogatszych Słoweńców – Vladimira Puklavca, przejęła pod koniec ubiegłego roku upadającą firmę chemiczną DINA, należącą do chorwackiego biznesmena Roberta Ježića. Jak ustaliła w 2016 roku Teresa Wójcik, redaktor portalu BiznesAlert.pl, właścicielem i użytkownikiem działki do niedawna była upadła państwowa firma petrochemiczna DINA, a ów teren powinien być częścią masy upadłościowej. Jednakże okazało się, że DINA ma niespłacony kredyt w austriackim banku, dawnej Hypo Alpe-Adria International AG, przekształconej w Heta Asset Resolution. I właśnie Heta przejęła aktywa zobowiązań z hipoteki firmy DINA. Gasfin, przejmując w grudniu zeszłego roku wierzytelności banku, stał się właścicielem DINY oraz działki, na której miał powstać pływający obiekt. Nowo utworzone spółki Trans Energy i Adria Polymers, zarządzane przez Gasfin mają pracować nad projektem dostarczania LNG, produkcji i dystrybucji energii elektrycznej oraz produkcji polimeru na bazie surowców z gazu. Firmy oferują mniejszy terminal LNG i są gotowe zainwestować w to własne pieniądze.

Jak podaje chorwacka publiczna telewizja, właściciele nie ukrywają ścisłej współpracy z rosyjskim gigantem energetycznym – Gazpromem. Co więcej, jak sami przyznają, mają projekty w Rosji. – Realizujemy teraz dla Gazpromu dużo projektów infrastrukturalnych. Pracujemy przy projektach w Ghanie oraz na Morzu Czarnym – powiedział dyrektor spółki Gasfin Davor Grčević cytowany przez chorwacką telewizję.

Tu pojawia się kolejna zaskakująca informacja. 19 kwietnia br. doszło do zmiany na stanowisku dyrektora państwowej spółki LNG Hrvatska: Barbara Dorić zastąpiła dotychczasowego prezesa tej spółki Gorana Francica. Jego poprzednik na tym stanowisku, Mladen Antunovic znalazł zatrudnienie w spółce Trans LNG, należącej do…Gasfin. Chorwackie media wysuwają hipotezy, że Rosjanie poprzez związki z tą firmą chcą pokrzyżować plany Chorwacji i Unii Europejskiej, blokując i utrudniając budowę terminalu LNG, pod pozorem promocji lądowej inwestycji. Niespodziewane włączenie się kolejnego aktora do bitwy o terminal może opóźnić budowę obiektu, a tym samym przełożyć się na utratę finansowania, ponieważ jest ono uzależnione od realizacji kolejnych etapów.

Na początku tego roku, mimo problemów, ruszyła pierwsza z trzech rund tzw. Open Season, a więc badanie rynku i rezerwacja przepustowości obiektu mającego powstać do 2020 roku. Planowana przepustowość to 2,6 mld m sześc. gazu rocznie. Jednak pierwsza runda rezerwacji, zdaniem chorwackich mediów, zakończyła się nikłym efektem. Gotowość do odbioru surowca z nowego obiektu miała zgłosić tylko chorwacka spółka INA, i to na 100 mln m sześc. Co istotne, udziały w spółce posiadają chorwacki rząd i węgierski koncern MOL. Władze spółki LNG Hrvatska nie potwierdzają informacji o małym zainteresowaniu, jednak termin rozpoczęcia drugiej rundy został przełożony z maja na koniec czerwca. – Biorąc pod uwagę otrzymane w pierwszej rundzie wnioski o przedłużenie terminu na przygotowanie ofert, motywowane tym, że potencjalni użytkownicy terminalu wciąż badają przepisy lokalnego rynku gazu, postanowiliśmy przenieść otwarcie drugiej rundy na 22 czerwca – odpowiedziała na pytania gazety Novi List spółka LNG Hrvatska.

Chorwacja nie zdołała skopiować polskiego modelu

Warto w tym miejscu porównać sytuację polskiego terminalu z chorwackim. Podjęcie decyzji o znaczącej rezerwacji przepustowości obiektu w Świnoujściu przez PGNiG ułatwił jeden, główny właściciel. Skarb Państwa ma w PGNiG prawie 72 procent udziałów. Z początkiem 2018 roku PGNiG zarezerwowało dodatkowe 35 procent dostępnych mocy regazyfikacyjnych terminalu LNG w Świnoujściu. To oznacza, że koncern ma możliwość wykorzystywania już 100 procent mocy regazyfikacyjnych, które oferuje polski gazoport. W przypadku chorwackiego odpowiednika PGNiG, spółki INA, podjęcie takiej decyzji utrudnia spór o zarządzanie tym podmiotem.

Strona chorwacka podkreślała od półtorej roku, że w ramach strategii energetycznej Zagrzebia ważne miejsce zajmuje projekt przejęcia udziałów stanowiących stuprocentową lub większościową własność firm zagranicznych. Premier Andrej Plenković powiedział, że jego rząd dokonuje oceny ofert osób, które zgłosiły się jako kandydaci na doradców w procesie wykupienia udziałów węgierskiego koncernu MOL w chorwackiej firmie INA. Zdaniem Zagrzebia bez przywrócenia pełnej kontroli Chorwacji nad zakładami INA, nie może być mowy o bezpieczeństwie energetycznym kraju a także o pełnej kontroli państwa nad spółką LNG Krk. Nie może być także mowy o stabilnej współpracy z Węgrami w obszarze energetyki, w tym w wykorzystywaniu dostaw gazu skroplonego do terminalu na Krk. Słowa te padły na początku tego roku. W kontekście odzyskania kontroli nad zakładami INA lub załagodzenia konfliktu z koncernem MOL końca jednak nie widać. W kwietniu minister ochrony środowiska i energetyki Tomislav Ćorić poinformował, że Morgan Stanley, Intensa i Privredna Banka Zagreb (PBZ) doradzą rządowi Chorwacji przy odkupie akcji INA.

Węgierski MOL posiada obecnie 49,08 procent akcji INA, rząd chorwacki ma 44,8 procent. Cena rynkowa spółki wynosi ok. 1,9 mld euro. Do sprzedaży części akcji doszło jeszcze w 2009 roku.  O tym, że spór ciąży na realizacji projektu przypominał także wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Marosz Szefczovicz, który na początku roku udzielił wywiadu chorwackiej telewizji. Pytany przez Dnevnik.hr o spór między Chorwacją a Węgrami, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej powiedział, że Bruksela śledzi od pewnego czasu problem, którym jest spór o zarządzanie paliwową spółką INA między Chorwatami a Węgrami.

– Rozumiem, że rozważane są teraz rożne plany, dotyczące rozwiązana sporu oraz zapewnienia w tym samym czasie procesu restrukturyzacji INA w zgodzie z prawem UE. Muszę powiedzieć, że jest w tej sprawie duży postęp w grupie roboczej między chorwackim rządem i Komisją Europejską. Mam nadzieję, że znajdziemy szybkie rozwiązanie problemu spółki INA i że możemy się skupić na tym, co jest ważne, a więc, aby Chorwacja i Węgry dobrze współpracowały w dziedzinie energii, ponieważ myślę, że ta współpraca będzie bardzo ważna dla przyszłości terminalu LNG na wyspie Krk – powiedział wówczas sygnalizując, że sprawy dotyczące ciągnącego się latami sporu o spółkę INA mogą mieć przełożenie na przyszłość pływającego terminalu na wyspie Krk. Dlatego też m.in największa gazowa spółka w Chorwacji, zamiast podobnie jak PGNiG dokonać rezerwacji około 65 procent mocy obiektu, miała zarezerwować raptem 4 procent.

Lex LNG. Spór hamuje południowego bliźniaka polskiego gazoportu

Węgrzy nie pomogą?

Węgrzy wielokrotnie podkreślali, że liczą na powstanie terminalu LNG w Chorwacji. Wykonując ponownie porównanie z sytuacją z Polski można zauważyć, że obiekt w Świnoujściu był skierowany przede wszystkim na rynek krajowy, a więc wymagał on rozbudowy także krajowej infrastruktury. Chorwaci ok. 60 proc. zapotrzebowania na gaz pokrywają z własnych źródeł. Chorwacja rocznie konsumuje ok. 2,7 mld m sześc. gazu. Projekt był więc nastawiony na region. Mimo to nie zadbano o rozbudowę połączeń międzysystemowych z sąsiadami. Przykładem jest potencjalnie największy odbiorca gazu z Chorwacji, a więc Węgry. Firmy z tego kraju czekają zaś na możliwość importu gazu z Chorwacji. Gazociąg z możliwością rewersu istnieje pomiędzy krajami od 2011 roku. Jednak tłocznia gazu znajduje się wyłącznie po stronie węgierskiej, a więc gaz może płynąć tylko z Węgier do Chorwacji. Były Sekretarz Stanu ds. Energii i Ante Čikotić w rozmowie z chorwacką gazetą Novi List podkreśla, że Węgrzy muszą mieć gwarancję, iż Chorwacja w końcu wybuduje tłocznię gazu po swojej stronie. Gazociąg Városföld-Slobodnica może rocznie przesyłać do 7 mld m sześc. gazu. Sugeruje on także, że na potrzeby importu gazu poprzez Chorwację na Węgry, a dalej, być może, na Ukrainę, potrzebne będzie także obniżenie taryf gazowych, aby uatrakcyjnić ofertę.

 

Potencjalne rynki zbytu dla gazu z terminalu LNG w Chorwacji. Źródło: LNG Hrvatska

Sprawę miało przyspieszyć porozumienie o rozwoju połączenia międzysystemowego między oboma krajami, które zawarto rok temu w Budapeszcie. 20 czerwca ubiegłego roku przedstawiciele rządów Chorwacji i Węgier podpisali list intencyjny w sprawie ustanowienia dwukierunkowego przesyłu gazu wspominanym gazociągiem. Według harmonogramu ustalonego w memorandum, do marca 2019 roku ma powstać brakująca infrastruktura po stronie chorwackiej, a więc tłocznia gazu.

Węgry i Chorwacja podpisały memorandum ws. obustronnego transportu gazu

Minister spraw zagranicznych i handlu Peter Szijjártó wyjaśnił wówczas, że porozumienie określa harmonogram, zgodnie z którym Chorwacja umożliwi dwukierunkowy transport przez węgiersko-chorwackie połączenie międzysysystemowe, a Węgry będą mogły również kupować gaz od Chorwacji od 2019 roku. Minister spraw zagranicznych podkreślił, że ważnym warunkiem umożliwienia Węgrom zakupu gazu z południa jest budowa chorwackiego terminalu LNG na wyspie Krk. – Węgry pragną zapewnić wszelką możliwą pomoc w pomyślnej realizacji projektu – dodał wówczas.

Nie minął jednak tydzień, jak ten sam minister poinformował, że Węgry podpisały umowę z rosyjskim Gazpromem, aby połączyć kraj z gazociągiem Turkish Stream do końca 2019 r. Stało się to dzień po tym, jak z ofertą sprzedaży amerykańskiego LNG dla krajów Trójmorza wystąpił w Warszawie prezydent USA Donald Trump.

Héjj: Polska i Węgry. Bratanki do szabli ale nie do gazu

Dołączenie do Turkish Stream, który mógłby umożliwić Węgrom import do 8 miliardów metrów sześciennych gazu rocznie, mogłoby pokryć całkowite zużycie kraju.Węgry, które opierają się na rosyjskim imporcie przez Ukrainę prawie dla całego swojego zużycia gazu, dążyły do dywersyfikacji importu zarówno pod względem szlaków, jak i dostawcy na lata. Jednocześnie jednak Węgrzy deklarują zainteresowanie LNG z USA. Tak miał powiedzieć agencji Reuters Ambasador Węgier w USA, zaraz po podpisaniu wstępnej umowy z Rosją.

Wielokierunkową grę gazową Węgry kontynuują także w tym roku. W lutym br. Premier Węgier, Viktor Orban powiedział, że wkrótce węgierskie firmy podpiszą 15-letni kontrakt na import prawie połowy potrzebnego krajowi gazu ziemnego z Rumunii, znacznie zmniejszając zależność od Rosji. Orban powiedział na konferencji prasowej, że trzy węgierskie firmy wygrały przetarg na gaz z Rumunii. Nie wymienił nazw firm. Chodzi o import 4 mld m sześc. gazu rocznie.  To realizacja strategii gry na kilku fortepianach, o której pisał redaktor portalu BiznesAlert.pl Piotr Stępiński

Stępiński: Zły sygnał dla Trójmorza z Węgier. Ale i Putin nie może spać spokojnie

Nie jest więc wykluczone, że węgierskie firmy mogą zgłosić rezerwację na przepustowość chorwackiego obiektu, potrzebują jednak gwarancji, że tłocznia po stronie Chorwacji powstanie, a warunki rundy licencyjnej będą atrakcyjniejsze. Inercja i przekładanie wcześniej założonych terminów nie służy projektowi. Od końca ubiegłego roku, rosyjski Gazprom i spółka PPD podpisały kontrakt na dostawę jednego miliarda metrów sześciennych gazu rocznie do Chorwacji, pierwszy raz od 2010 roku. Aleksiej Grivac z Rosyjskiego Narodowego Funduszu Bezpieczeństwa Energetycznego powiedział wówczas, że „nawet jeśli projekt terminalu na wyspie ożywa, jego cel może pokryć tylko zwiększone zapotrzebowanie sezonowe i prawdopodobnie będzie działać z niskim poziomem rezerwacji przepustowości”. Słowenia, inny potencjalny rynek zbytu, również zawarła kolejną umowę. W kwietniu tego roku Geoplin i Gazprom podpisały w Słowenii nowy, pięcioletni kontrakt na dostawy gazu ziemnego. Umowa przewiduje dostawę 600 m sześc. gazu rocznie.

Jeśli nie Węgry, to może Serbia?

Zależność Serbii od gazu z Rosji jest jednak jeszcze większa niż w przypadku Węgier. Serbia zaspokaja 90 procent importu dostawami z Rosji. Państwowy koncern Srbijagas jest co prawda własnością państwa, jednak spółka jest współwłaścicielem Yugrosgas, spółki zajmującej się dostawą gazu z Rosji do Serbii. 51 proc. udziałów ma tam Gazprom. Chorwacja w ramach inwestycji związanych z terminalem chce uruchomić gazociąg przesyłowy na trasie Zlobin-Bosiljevo-Sisak-Kozarac-Slobodnica. Umożliwiłby on m.in. planowane połączenia z Serbią (Slobodnica-Sotin-Bačko Novo Selo) oraz Bośnią i Hercegowiną (Slobodnica-Brod-Zenica). Całkowita kwota inwestycji wynosi około 370 milionów euro. Całkowita roczna wydajność wynosi 10 mld m sześc., a jego pierwsza faza (o wydajności 4,6 miliarda m sześc. rocznie) ma zostać ukończona w 2019 roku. Jednak i tu, podobnie jak w przypadku Węgier, nie ma gwarancji, że takie połączenia z Bośnią i Hercegowiną oraz z Serbią powstaną na czas. Serbia intensyfikuje obecnie prace nad projektem budowy połączenia międzysystemowego z Bułgarią.

 

Rozwój infrastruktury towarzyszącej terminalowi, jak rozbudowa gazociągów przesyłowych i tłoczni. Źródło: LNG Hrvatska

Rozwój infrastruktury towarzyszącej terminalowi, jak rozbudowa gazociągów przesyłowych i tłoczni. Źródło: LNG Hrvatska

 

Serbska firma Gastrans, spółka która zmieniła nazwę na South Stream Serbia, zadeklarowała, że ​​zamierza rozpocząć eksploatację gazociągu, który połączy Bułgarię i Węgry przez terytorium serbskie w październiku 2019 roku.Rosyjska spółka posiada obecnie 51 proc. udziałów w kapitale South Stream Serbia, podczas gdy serbski monopolista gazowy Srbijagas posiada pozostałe 49 procent. W grudniu rząd Rosji oświadczył, że przyjął poprawkę do umowy z rządem Serbii, aby umożliwić krajowi Europy Południowo-Wschodniej powrotny wywóz rosyjskiego gazu ziemnego do krajów trzecich. To przygotowania do budowy infrastruktury do przesyłu gazu poprzez następcę South Stream – Turkish Stream.

Pod koniec kwietnia ukończono budowę pierwszej nitki tego gazociągu, której przepustowość ma wynieść ponad 15 mld m sześc. rocznie. Planowano budowę drugiej nitki o tej samej przepustowości na potrzeby rynku europejskiego, a nie tureckiego. Gazprom miał jednak uzależniać budowę tego połączenia od gwarancji krajów europejskich oraz samej Brukseli, że inwestycja nie zostanie zablokowana, podobnie jak South Stream. Niezależnie jednak od tego, przekonanie o determinacji Gazpromu jest w regionie na tyle duże, że Bałkany są przeświadczone o powstaniu Turkish Stream, dlatego też zainteresowanie chorwackim terminalem jest niewielkie i nie widać na horyzoncie zmiany strategii. Szansą może okazać się jeszcze Grecja, która planuje budowę połączeń międzsystemowych z Bułgarią oraz nowego terminalu LNG w Aleksandropolis.

Wójcik: Grecja może zablokować Gazprom na Bałkanach. „Lotniskowiec” USA w regionie

 

Trasa przebiegu Turkish Stream. Fot. Gazprom

Szlak Turkish Stream. Fot. Gazprom

Czy Polacy mogą pomóc Chorwatom?

Mogą i robią to. Polska podzieli się doświadczeniem z Chorwatami. Podczas szczytu państw Trójmorza w lipcu ubiegłego roku doszło do podpisania umowy o współpracy pomiędzy Gaz-Systemem i Plinacro, operatorami gazociągów przesyłowych dwóch państw. Spółki będą współdziałać na rzecz rozwoju rynku gazu ziemnego w Europie Środkowej. Powołanie inicjatywy Trójmorza ma pozwolić na rozszerzenie trwającej od 2012 roku współpracy z chorwackim partnerem, zwłaszcza w obszarze wymiany doświadczeń. Współdziałanie polskiego i chorwackiego operatora ma polegać na wymianie wiedzy i doświadczeń przy realizacji tak skomplikowanej logistycznie inwestycji.

– Tworząc rynek, chcielibyśmy pracować na wspólnej platformie – powiedział wówczas prezes Gaz-Systemu Tomasz Stępień. Spółki mogą ze sobą współpracować przy aukcjach, które dają możliwość alokowania przepustowości na punktach międzysystemowych. Mogą także integrować oba systemy przesyłowe, zgodnie z kodeksem sieci ustanowionym w nowelizacji dyrektywy UE, która weszła w życie w kwietniu zeszłego roku.

Sawicki: Trójmorze zwiera szeregi. Polska i Litwa na odsiecz chorwackiemu LNG

To jednak tylko pomoc na poziomie konsultacyjnym, bo i większa być nie może. Aktywna pomoc w postaci włączenia się np.: PGNiG w proces Open Season nie wydaje się możliwa. PGNiG musiałoby otworzyć działalność w Chorwacji i spróbować tam sprzedawać gaz. Oznaczałoby to otwarcie przez polską spółkę nowego frontu rywalizacji z Gazpromem. Spółka zmagałaby się z takimi samymi problemami, jak te w regionie, które wstrzymują się ze startem w przetargu. Chodzi m.in. o połączenia międzysystemowe z sąsiadami.

Chorwaci będą musieli sami rozwiązać problem, zmieniając zasady przetargu, oferując atrakcyjniejsze warunki, jak na przykład niższe opłaty taryfowe. Czas jednak nagli, ponieważ każde kolejne opóźnienie harmonogramu może skutkować dalszymi działaniami Gazpromu, który będzie neutralizować działania projektów dywersyfikacyjnych.