Jakóbik: Koń trojański Rosji na Ukrainie

2 stycznia 2020, 07:31 Energetyka

Umowa przesyłowa Ukraina-Rosja daje teoretycznie stabilność dostaw przez Ukrainę na pięć lat, ale może zawierać kruczki prowadzące do dalszych nadużyć Gazpromu – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Zawór gazowy. Fot. Naftogaz
Zawór gazowy. Fot. Naftogaz

Sukces reformy gazowej na Ukrainie

Szefowie Naftogazu i Operatora GTS Ukrainy (OGTSU) podpisali dokument o przekazaniu kontroli nad gazociągami na rzecz tego niezależnego operatora. Kolejny dokument dotyczył przekazania kontroli nad OGTSU na rzecz Magistralnych Gazoprowodów Ukrainy. Opóźnienie Nord Stream 2 może mu dać większy przesył gazu.

W ten sposób OGTSU stał się niezależnym operatorem gazociągów na Ukrainie zgodnie z reformą rozdziału właścicielskiego wymaganą przez trzeci pakiet energetyczny Unii Europejskiej wdrażany nad Dnieprem w wyniku członkostwa Ukrainy we Wspólnocie Energetycznej. Realizacja tej reformy była jednym z warunków podpisania nowego kontraktu przesyłowego z rosyjskim Gazpromem.

Niezależny operator gazociągów na Ukrainie będzie miał więcej pracy przez opóźnienie Nord Stream 2

Założenia nowej umowy przesyłowej Rosja-Ukraina

Warto przypomnieć, że 30 grudnia 2019 roku Ukraiński Naftogaz, Operator GTS Ukrainy oraz rosyjski Gazprom podpisały umowy niezbędne do kontynuacji dostaw przez Ukrainę do końca 2024 roku. Naftogaz przekonuje, że nie byłoby to możliwe bez jego działań na rzecz informowania o zagrożeniach związanych z alternatywnym szlakiem dostaw przez Nord Stream 2, lobbingiem za sankcjami USA wobec tego projektu oraz zwycięstwa tej firmy w arbitrażu przeciwko Gazpromowi.

Pakiet umów uwzględnia kontrakt międzyoperatorski Operatora GTS Ukrainy (zarządzającego gazociągami od 1 stycznia 2020 roku) i Gazpromu. Określa on warunki techniczne współpracy rosyjskiego i ukraińskiego systemu gazociągowego. To także umowa opisująca wolumen i warunki dostaw przez Ukrainę zawarta między Naftogazem i Gazpromem. Te firmy podpisały także umowę o zrzeczeniu się wzajemnych roszczeń wynikających z umów z 2009 roku.

Te kontrakty zostały podpisane w celu wdrożenia ustaleń rozmów gazowych z Berlina i Mińska przeprowadzonych w dniach 19-20 grudnia. Umowa zakłada już przekazaną należność 2,918 mld dolarów rekompensaty Gazpromu wskutek przegranego arbitrażu z Naftogazem, wycofanie wszelkich nierozstrzygniętych postępowań arbitrażowych, zajęcie majątku, aktywów i środków pieniężnych Gazpromu i możliwych roszczeń oraz pozwów związanych z umowami z 2009 roku, a także minimalny wolumen przesyłu ustalony na 65 mld m sześc. rocznie w 2020 roku i 40 mld w latach 2021-24.

Jest pięcioletnia umowa o dostawach gazu przez Ukrainę

Pozostają punkty sporne

Naftogaz podkreśla, że przywrócenie dostaw gazu Gazpromu na Ukrainę nie jest częścią umowy. Nie są nią także pozwy Ukraińców za zajęcie aktywów na okupowanym Krymie. Naftogaz liczy na to, że stabilność dostaw przez Ukrainę przez najbliższe pięć lat pozwoli kontynuować reformę sektora gazowego nad Dnieprem i poprawi jego wiarygodność w oczach inwestorów. Naftogaz przewiduje, że wolumen dostaw w tym roku sięgnie 75 mld m sześc. ze względu na opóźnienie projektu Nord Stream 2, który może rozpocząć dostawy przed końcem 2020 roku.

Pomimo sukcesu reformy gazowej nad Dnieprem, prezes Naftogazu Andrij Kobolew uznał w nagraniu na YouTube cytowanym przez RBK.ru, że kontrakt pięcioletni oparty na pakiecie umów z kilkoma podmiotami to kompromis, który wynikał z faktu, że Gazprom nie chciał brać na siebie ryzyka „nieefektywnej legislacji ukraińskiej” i dlatego podpisał umowę z Naftogazem oraz Operatorem GTS Ukrainy.

Koń trojański w umowie

Spółka Kobolewa pozostaje „organizatorem przesyłu” i będzie odpowiedzialna za rezerwację przepustowości u Operatora GTS Ukrainy. To ona weźmie na siebie ryzyko związane z ewentualnymi problemami dostaw. Mimo to prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski zasugerował, że obecna umowa pięcioletnia mogłaby zostać przedłużona na dekadę zgodnie z pierwotnymi założeniami czasu obowiązywania umowy przesyłowej.

Oznacza to, że w razie ukończenia Nord Stream 2 (pomimo sankcji USA?) i rozpoczęcia pracy tego gazociągu zgodnie z najnowszymi zapowiedziami władz rosyjskich z końcem 2020 roku ewentualne problemy z dostawami przez Ukrainę spadną na konto Naftogazu. Jeżeli doszłoby na przykład do zawodnienia gazu, czyli obniżenia jego parametrów jakości do stopnia wykluczającego odbiór surowca, jak w Polsce na Gazociągu Jamalskim w 2017 roku, albo innego incydentu ograniczającego lub wykluczającego przesył, to Ukraińcy będą odpowiedzialni za ewentualne niedobory. Natomiast Rosjanie mogliby wykorzystać taką sytuację do poprawy pozycji w rozmowach o puntach spornych wymienionych powyżej.

To szansa na dalsze nadużycia Gazpromu i uniknięcia odpowiedzialności za nie. Z tego względu kluczowy jest monitoring sytuacji nad Dnieprem przez Komisję Europejską oraz Sekretariat Wspólnoty Energetycznej. Ostatni etap negocjacji nowego kontraktu gazowego odbywał się już na płaszczyźnie bilateralnej Ukraina-Rosja z udziałem polityków oraz szefów tamtejszych spółek. To dlatego podpisanie nowej umowy pierwotnie planowane w siedzibie przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Berlinie odbyło się już w Mińsku bez udziału przedstawicieli Komisji. Eksperci unijni powinni przyjrzeć się uważnie podpisanej umowie i ocenić ewentualne ryzyko przerwy lub ograniczenia dostaw w trakcie jej obowiązywania.