Wiśniewski: Państwo zastawia pułapki na własnych obywateli – prosumentów (ROZMOWA)

29 lutego 2016, 12:30 Energetyka

ROZMOWA

Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej, komentuje dla BiznesAlert.pl stanowisko rządu RP wobec energetyki prosumenckiej.

BiznesAlert.pl: Jak Pan ocenia toczącą się dyskusję wokół nowelizacji ustawy o odnawialnych?

Grzegorz Wiśniewski: Nowelizacja ustawy o OZE ma wejść w życie za 4 miesiące (do końca czerwca obowiązuje dodatkowe vacatio legis obecnych przepisów), tymczasem nie ma nawet projektu założeń do nowelizacji, a dyskusja jest chaotyczna, przypadkowa i nie oparta nawet w najmniejszym stopniu o przesłanki merytoryczne. Nie przypomina w niczym ani dobrze zorganizowanej debaty publicznej, ani tym bardziej konsultacji społecznych.

Konsultowana była zupełnie inna propozycja nowelizacji autorstwa ministerstwa gospodarki, a zupełnie inaczej ma wyglądać projekt który przygotowuje obecnie  ministerstwo energii. Trudno uznać, że konsultacje społeczne w ogóle miały miejsce, a tym bardziej że się zakończyły.

Brak jest podstaw do komentowania czasami zaskakujących doniesień medialnych prezentujących  stanowisko przedstawicieli rządu, zapowiadających np. wyższe wsparcie dla biogazu, utrudnienia i koszty dla energetyki wiatrowej, wycofanie się z systemu aukcyjnego, powrót do promocji współspalania. Z tych wypowiedzi, ani nawet z informacji o procesie legislacyjnym na stronie RCL, poza jednoznacznie pozytywnym stanowiskiem ministerstwa rolnictwa,  nie wyłania się żaden spójmy system czy nawet kierunek w jakim zmierza nowelizacja. Dopiero tydzień temu pojawiała się oficjalna informacja ministerstwa o pracach nad ustawą OZE, ale nawet ta informacja przynosi znacznie  więcej pytań niż odpowiedzi, zawłaszcza w obszarze tzw. energetyki prosumenckiej.

Gdzie rodzi się najwięcej pytań i wątpliwości ?

Jak można np. rozumieć zapowiedź, w przypadku osób fizycznych pojawią się mechanizmy umożliwiające „częściową” rekompensatę poniesionych nakładów inwestycyjnych na mikroinstalację OZE? Dlaczego ktoś miałby inwestować jeżeli przychody miałyby pokrywać tylko „część” pełnych kosztów? Kto, czy i kiedy pokryje stratę finansową prosumentowi i kto zarobi na niejako wkalkulowanej w system stracie nieświadomego być może prosumenta? Wielu takich poniosło koszty przygotowania inwestycji, bazując na zaufaniu do instytucji państwa i oczekując wprowadzenia taryf FiT i już straciło i żadne państwo nie może tego lekceważyć.

Niezwykle tajemniczo brzmi też inny fragment informacji ministerstwa o wsparciu dla właścicieli mikroinstalacji, mówiący o tym, że nowy system wsparcia „nie będzie się opierał na „wpływach pieniężnych w zamian za dostarczoną energię.” Powstaje pytanie na czym ma się opierać, na (zgaduję) autokonsumpcji? Byłoby to rozumowanie bardzo naiwne, gdyż nie ma możliwości aby obecnie w polskich uwarunkowaniach ekonomicznych prosument mógł uzyskać zwrot z inwestycji tylko poprzez autokonsumpcję, czyli de facto na oszczędzaniu na zużyciu energii z sieci. O jaki więc pomysł chodzi? O dotacje? Wydaje się to być sprzeczne z zapowiedziami Narodowego Funduszy Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, który zamierza wycofać się z finansowania dotacyjnego oraz małych projektów OZE. Fundusze RPO mają z kolei znacznie mniejsze środki na OZE niż w poprzednim okresie 2007 -2013 i wobec niejasnych przepisów dotyczących pomocy publicznej  w ustawie OZE obawiają się jej udzielania w postaci dotacji.  Tymczasem nie ma też możliwości sporządzenia racjonalnego prosumenckiego biznes planu w oparciu o autokonsumpcję bez dotacji.

A może jednak chodzi o tzw. rozliczenie netto, czyli ze sprzedażą nadwyżek po cenie z giełdy energii? Tu byłoby jeszcze trudniej o racjonalny biznes plan. A może chodzi  całkowite zwolnienie prosumentów z podatków? Nie wiadomo co na taki pomysł powiedziałby minister finansów, ale gdyby nawet prosumenci zwolnieni byli z wszelkich podatków, to ich inwestycje dalej będą nieopłacalne. A może chodzi zatem o połączenie tych wszystkich instrumentów? Wtedy z kolei mamy niezwykle skomplikowany, nieskoordynowany,  zbiurokratyzowany i ryzykowny system wsparcia, który skutecznie zniechęci każdego małego inwestora, a administrowanie nim może generować wyższe koszty niż efektywne wsparcie.

Trudno się dziwić, że obywatele są zdezorientowani, bo czekali na prosty instrument w postaci taryf gwarantowanych, a mają same zagadki z których niewiele można zrozumieć, a już na pewno zwykły obywatel do którego po raz pierwszy ustawa energetyczna jest też bezpośrednio adresowana.

Czy w przypadku firm, te zapowiedzi zmian są bardziej zrozumiałe?

Tu jest trochę lepiej. Dla przedsiębiorców eksploatujących i małe i mikro instalacje ministerstwo rozważa – cytuję „dopuszczenie wzorowanych na rozwiązaniach zagranicznych mechanizmów FIT, które umożliwiałyby rozliczenia po zryczałtowanej cenie, bez konieczności prowadzenia gry rynkowej”.  Ale i tu są poważne wątpliwości, bo zdaniem ministerstwa taka  dopłata „… będzie musiała zostać ograniczona do poziomu, w którym danego typu instalacja OZE przekroczy próg, po którym jej komercyjna instalacja będzie opłacalna bez dopłat”. Osobiście nie potrafię tej zapowiedzi zinterpretować (jak widać nawet moje 30-letnie doświadczenie nie wystarcza). Być może chodzi o to, że taryfa  FiT nie może być wyższa od ceny energii na rynku, ale tak ustalony FiT przy aktualnej cenie energii prowadziłby polskie przedsiębiorstwa do strat i utraty konkurencyjności. Z kolei gdyby ceny energii były 2-3 krotnie wyższe,  wtedy z definicji FiT byłby już całkowicie zbędny. Ministerstwo wspomina o możliwych dotacjach dla przedsiębiorców, co jest cenną zapowiedzią, ale zapomina że fundusze, z uwagi na brak notyfikacji  pomocy publicznej w formie dotacji na OZE oferują przedsiębiorcom w tym obszarze wyłącznie instrumenty zwrotne.

Czy jest coś pozytywnego i bardziej zrozumiałego w propozycji zmian w ustawie?  

Ministerstwo chce wprowadzić nową koncepcję odnoszącą się do technologii OZE, która „będzie wpływać na promowanie przedsiębiorczego i społecznego podejścia w grupach ludności zamieszkujących tereny wiejskie”.  Mowa tu o gminnych mikroklastrach energetycznych, które poprzez połączenie działań z kilku obszarów gospodarki mogą zapewniać lokalną samowystarczalność energetyczną. Także i tu są wątpliwości co do koncepcji klastrów. Jest to termin generalnie stosowany do opisu powiązań kooperacyjnych, tworzenia branżowych łańcuchów wartości  w rozwoju produkcji  wyrobów. W takim kontekście występuje np. w najnowszym planie premiera Morawieckiego, co jest zrozumiałe i potrzebne np. w branży produkcji urządzeń dla OZE, ale tu chyba (?) chodzi o coś innego. Prawdopodobnie ministerstwu chodzi o spółdzielnie energetyczne (kooperatywy), jednak koncepcja ta nie jest tak prosta jak się wydaje. Warto jednak rozwijać  mikrości OZE, w tym wiejskie (koncepcja praktykowana w rolnictwie jako „grupa producencka” lub „kółka maszynowe”, czyli wspólne użytkowanie maszyn rolniczych i zakupów). Rozwój tego typu cennych społecznie struktur technicznych i organizacyjnych wymaga jednak specyficznych, dedykowanych i zrozumiałych instrumentów wsparcia, bo przy obecnych cenach energii osoby i firmy w nich uczestniczące dzieliliby się stratami, zamiast korzyściami.

Jak w takiej formule dyskusji znajdują się środowiska OZE?

Odniosę się tylko do sfery prosumenckiej, pominę segment energetyki wiatrowej, wodnej czy biomasy, bo to odrębne, złożone problemy. To co jest budujące to trwanie już dużo znacznie ponad rok szerokiej koalicji powstałej przy okazji zgłoszenia przez posła Artura Bramorę w sprawie tzw. poprawki prosumenckiej, która wprowadziła do ustawy o OZE system taryf gwarantowanych dla najmniejszych prosumentów. Ta szeroka koalicja stowarzyszeń OZE, samorządów i NGO zgromadziła się w ruchu „Więcej niż Energia”. Jest to odpowiedzialna i w branży OZE już licząca się już siła społeczna, wychodząca poza bieżące podziały interesów. Ruch ten stoi murem za taryfami gwarantowanymi, bo nie przynoszą one nadmiernych zysków, a umożliwiają każdemu, nawet mniej zarabiającemu  skorzystanie z inwestycyjnego kredytu bankowego i bezpieczne – pozbawione biurokracji i ryzyka – inwestowanie. Ruch ten ma jasny cel – nie pozwolić aby odebrano obywatelom i małym firmom taryf gwarantowanych zdobytych z poparciem i poświeceniem tysięcy osób.

Ale sektor OZE, a w szczególności prosumencki  jest młody, nieokrzepły i – dostrzegając sukces poprawki prosumenckiej –  nie zdążył jeszcze poznać  reguły silniejszego obowiązującej w sektorze energetycznym i pułapek Prawa energetycznego, polityki podatkowej i meandrów polityki energetycznej.  Za największe zagrożenie uważam rozmywanie celu i forsowanie innych niż taryfy gwarantowane pseudo instrumentów wsparcia takich jak sprzedaż nadwyżek po cenie giełdowej, rozliczenie netto (tzw. „net metering” – nb. w ustawie nie ma nawet definicji  tego mechanizmu), dotacje i kredyty. Są to instrumenty, które pozwoliłyby zarobić wybranym dostawcom rozwiązań technicznych i finansowych, ale nie pozwolą na powszechny dostęp do rynku, a tylko masowy rynek prowadzić może do spadku kosztów i wygenerowania dodatkowych korzyści gospodarczych.  Instrumenty tego typu powiększą grupę bogatszych prosumentów-hobbystów, bo tylko oni mogą sobie pozwolić na bycie ich beneficjentem, a to da argument przeciwnikom, żeby w ogóle wyeliminować prosumeryzm, bo niewielu (bogatych) teoretycznie korzysta, a wszyscy (zwłaszcza biedni), choć niewiele to jednak  płacą.  Z drugiej strony te instrumenty-pułapki prowadzą do dotowania, poza systemem rejestrowanej pomocy publicznej, koncernów energetycznych przez obywateli, poprzez sprzedaż nadwyżek energii po zaniżonej cenie i wrzucanie w rachunki prosumentów szeregu innych niekontrolowanych opłat za bilansowanie, dystrybucję i oczywiście podatków. Szczególnie groźny jest  net metering, który  wprowadzony za wcześnie jest tylko pozornym instrumentem wsparcia prosumentów i oznacza całkowite oddanie pola profesjonalnym przedsiębiorstwom energetycznym. Z olbrzymimi problemami spowodowanymi przez „net metering” mamy obecnie do czynienia  w całych Stanach Zjednoczonych (problem zaczął się w Nevadzie) i w Australii. Walka idzie zatem nie tylko o OZE i o prosumeryzm, ale głównie o to, czy powstaną niezależni producenci energii, czy też,  nawet przy stopniowej zmianie technologicznej i wprowadzaniu OZE, dominować będzie model „ciepłej wody w kranie”, który oznacza,  ze szczyt piramidy zarabia, a reszta płaci rentę monopolistyczną.

Co radziłby Pan w tej sytuacji środowiskom energetyki prosumenckiej?

Przede wszystkim trzeba pokazywać,  że idea prosumencka jak i wprowadzanie OZE to wieki projekt cywilizacyjny, społeczny  i technologiczny i koncepcja która wyrównuje różnice społeczne, a nie je pogłębia. Jeżeli stanie się sztandarowym projektem całego rządu skorzystać na niej, w różny sposób, może nie mniej Polaków niż na ustawie o pomocy państwa na wychowanie dzieci.  I tak jak w przypadku „500+” nie muszą to być najbogatsi z centrów urbanistycznych i przemysłowych, ale wszyscy ci którym się coś jeszcze chce i którzy naprawdę myślą o przyszłości dzieci.

Dlatego zwalczać trzeba nieuczciwą, cyniczną retorykę, że prosument to amator „lukratywnego” zarabiania kosztem biednych.  Takie opinie sączone są przez oligarchię węglowo-energetyczną, która skutecznie wykorzystuje media i szybko z takim przekazem dociera do rządzących. Być może już dotarła do nowego rządu. Oczywiście na swoją tezę oligarchia nie ma żądnych analiz systemowych i długookresowych, a jedynie wyrwane z kontekstu hasła rzucane zazwyczaj na zasadzie „łapaj z złodzieja” po to, aby dalej forsować lukratywne dla siebie rozwiązania prawne.

Nie wolno dalej pozwalać na narzucanie nieistniejącej w prawie i absurdalnej w obecnych warunkach ekonomicznych definicji prosumenta jako kogoś, kto ma prawo sprzedać jedynie część energii z mikroinstalacji i nie ma prawa zarabiać, bo to oznaczałoby że prosumentowi – najsłabszemu uczestnikowi rynku – wolno tylko tracić. Prosument inwestując w mikroinstalację nie może działać na szkodę swojej rodziny i swojego przedsiębiorstwa, nie może swoją inwestycją zmniejszać dochodów rozporządzanych gospodarstwa domowego lub osłabiać wyników ekonomicznych swojej firmy, a do tego taka „definicja” prowadzi. Na takim oszustwie legislacyjnym straci całą gospodarka i cale społeczeństwo. Nie może być tak,  że wyłącznie koncern energetyczny (szczyt piramidy) ma prawo do sowitego zysku, a prosument tylko do straty. Tak tworzone prawo doprowadziło już do kryzysu kredytów frankowych i do afery Amber Gold, i niech to będzie wystarczającą przestrogą dla autorów obecnej nowelizacji ustawy o OZE.

Aby uniknąć zagrożeń, należy patrzeć nie tyle na samo ogólnikowe brzmienie propozycji przepisów, czy nazwę instrumentów jakie zaproponuje rząd, ile domagać się rzetelnej oceny ich pełnych, długoterminowych skutków ekonomicznych i korzyści, nie tylko dla całego systemu w dłuższym okresie (ile nas będzie generalnie kosztować wprowadzenie systemu wsparcia i jak to się naprawdę ma do forsowanych dotychczas krótkowzrocznych koncepcji energetycznych), ale też skutków dla najmniejszych beneficjentów, którzy nie mogą być narażani na pułapki regulacyjne zastawiane przez ich własne państwo.

Rozmawiał Piotr Stępiński