Wójcik: Atak ekstremistów na plany energetyczne Trumpa

5 grudnia 2016, 07:30 Energetyka

KOMENTARZ

Teresa Wójcik

Redaktor BiznesAlert.pl

Strategiczna polityka energetyczna USA – trzeciego największego producenta ropy na świecie i numer jeden konsumenta tego surowca – ma na celu osiągnięcie pełnej niezależności od importu. Budowa nowych rurociągów warunkuje realizację tej polityki. Zagrażają jej protesty.

Rurociąg Dakota Północna (Dakota Access Pipeline) ma połączyć basen łupkowy Bakken i jego trzy największe obszary wydobywcze w rejonie miasta Williston (zachodnia cześć Dakoty Północnej) z istniejącym systemem rurociągów w stanie Illinois. Licząca ok. 1,8 tys. km magistrala pozwoli dostarczyć 100 procent produkcji lekkiej słodkiej ropy z tego stanu do największych rafinerii amerykańskich. W sposób najtańszy i najbezpieczniejszy, rury są układane głęboko pod ziemią w dobrze zabezpieczonym wykopie. Rurociąg zminimalizuje transport samochowy i kolejowy ropy z basenu Bakken co jest ważne zarówno ze względów ekonomicznych jak i ze względów bezpieczeństwa ludzi i środowiska. Wykonawca firma Energy Transfer Partners (ETP) z Teksasu zapewnia, że w budowie stosuje nową, bardzo zaawansowaną technologię gwarantującą bezpieczeństwo i niezawodność. Przed ewentualnym wyciekiem zabezpieczy zastosowanie jednocześnie kilku rozwiązań.

Strategiczna polityka energetyczna USA – trzeciego największego producenta ropy na świecie i numer jeden konsumenta tego surowca – ma na celu osiągnięcie pełnej niezależności od importu. W 2013 wg informacji Departamentu Energii w USA wydobywano 7,5 mln baryłek ropy dziennie, a importowano 7,7 mln baryłek. Do dziś wydobycie ropy wzrosło do ponad 8 mln baryłek, ale import zwiększył się także i proporcje dziennie bardzo niewiele się poprawiły. Każda baryłka ropy produkowana w Stanach Zjednoczonych bezpośrednio wypiera jedną baryłkę ropy z importu. Ale tę krajową ropę m.in. z Dakoty trzeba dostarczyć z głębi kraju do rafinerii odległych o ponad 1,5 tys. km. Więc budowa nowych rurociągów warunkuje realizację strategicznej polityki energetycznej Stanów Zjednoczonych. Przepustowość rurociągu z Dakoty Północnej ma wynosić 0,5 mln baryłek dziennie.

Dakota Pipeline – jak twierdzą nafciarze – będzie znacząco stymulować gospodarkę stanową i lokalną. Zainwestowane 3,7 mld dol. pozwoli stworzyć 8 tys. – 12 tys. miejsc pracy na trzy lata bezpośrednio przy budowie. Na stałe zatrudnienie dzięki rurociągowi wzrośnie w Dakocie Północnej o ok. 5 tys. ludzi. Pośrednio lokalna gospodarka skorzysta na dużo większej liczbie klientów hoteli, moteli, restauracji i innych usług. Społeczności stanowe i lokalne skorzystają dzięki zwiększeniu podatków od nieruchomości i podatków dochodowych szacowanych na ponad 120 mln dol. rocznie. Płacić te podatki będzie właściciel rurociągu do budżetu stanu. Skorzystają szkoły, służby ratownicze, lokalne drogi i lokalna infrastruktura, opieka socjalna.

Od wielu miesięcy Indianie Sjuksowie buntują się przeciwko budowie rurociągu ponieważ będzie przebiegać w pobliżu ich rezerwatu Standing Rock w Północnej Dakocie. Spór rozstrzygnie się już za prezydentury Donalda Trumpa, co zapewne bardzo osłabi szanse i pozycję buntowników. Trzeba też jasno powiedzieć, że buntują się Sjuksowie żyjący w rezerwatach. Inni Sjuksowie mieszkający w miastach, licznie zatrudniani przy budowie i obsłudze wielkich inwestycji infrastruktury oraz przy wydobyciu ropy są bardzo zainteresowani realizacją Dakota Pipeline. Są więc po drugiej stronie linii frontowej. Protesty zaczęły się wczesną wiosną. Indianom z rezerwatu Standing Rock chodzi generalnie o dwie kwestie. Rurociąg naruszy sakralnie ważne tereny, gdzie były m.in. miejsca pochówku ich przodków. Będzie także przebiegać kilka metrów pod dnem rzeki Missouri i radykalni ekolodzy łatwo przekonali Indian, że wycieki ropy spowodują skażenie wody. Na początku lata br. w prowizorycznym obozie buntowników na skraju rezerwatu mieszkało już cztery tysiące ludzi: Sjuksowie, Indianie z innych plemion oraz coraz liczniejsi biali ekolodzy, którzy przyjechali ich wspierać. W tym aktywiści Sierra Club i Greenpeace. Nie brak też „zawodowych” ekologów z Europy i Azji.

Początkowo, gdy protestowali Indianie, akcje były rzeczywiście pokojowe. Spór kierowano do sądu, aby orzekł jak rozwiązać konflikt. Jednakże kolejne desanty profesjonalnych ekologów musiały w końcu doprowadzić do konfrontacji siłowej. Na razie na skalę lokalną i stanową. W ostatnią niedzielę wybuchły regularne zamieszki z udziałem kilkuset osób, które chciały przejść przez most na Missouri i dostać się do obozu firmy budującej Dakota Pipline. Policja zareagowała bezwzględnie. W użyciu były helikoptery. Gubernator Dakoty Północnej Jack Dalrymple powiedział po stłumieniu zamieszek: – „Policji udało się wyczyścić obóz. Protestujący weszli na działkę prywatną, bez zgody właściciela. A cudza własność prywatna nie jest miejscem do przeprowadzenia nawet pokojowego protestu”. Lokalny szeryf wyjaśniał potem, że wiele z tych osób było bardzo agresywnych, dlatego zastosowano „środki adekwatne do sytuacji” czyli armatki wodne i gaz pieprzowy. Obrońcy czystej wody zgodnie z lewacką praktyką byli dobrze zaopatrzeni w petardy, kamienie i w koktajle Mołotowa.

Stanowe media relacjonowały, że celem atakujących było spalenie baraków mieszkalnych pracowników budowy i zniszczenie zaparkowanych maszyn, składowanych rur, urządzeń wiertniczych itd. MIały świadczyć o tym odebrane demonstrantom materiały palne i wybuchowe oraz specjalistyczne aparaty do cięcia i łamania metalu. Tymczasowo aresztowano ok. 140 osób.
Rząd federalny ustępującego już prezydenta Obamy na początku listopada oznajmił, że Korpus Inżynieryjny Armii USA rozważa poprowadzenie rurociągu inną trasą. „Warto poczekać jeszcze kilka tygodni, żeby upewnić się, czy nie da się tego rozwiązać, biorąc pod uwagę tradycje pierwszych Amerykanów” stwierdził Obama obecny prezydent. Było to przed wyborami, Obama był pewny, że prezydentem zostanie Hillary Clinton. Ale 20 stycznia 2017 roku prezydenturę obejmie Donald Trump i wtedy wszystkie władze od lokalnych do federalnych zrobią wszystko, aby ETP dokończyła odcinek przy rezerwacie. Prezydent Trump ma – wg własnego zeznania finansowego udziały w ETP. Nieduże, o wartości między pół miliona a milionem dolarów, ale ma.
Firma ETP nie przejęła się zamieszkami, do agresji protestujących zdążyła się przyzwyczaić.

Pod osłoną policji stanowej nadal sprawnie buduje rurociąg naftowy, nawet mimo apelu Departamentu Sprawiedliwości USA, który chiał wstrzymać budowę do rozstrzygnięcia przez sąd. Inwestor, Transfer Energy Partners (TEP) oczekuje na kolejną pozytywną decyzję Korpusu Inżynieryjnego Armii Stanów Zjednoczonych (US Army Corps of Engineers amerykańska agencja federalna zatrudniająca około 34 600 cywilów oraz 650 osób personelu wojskowego. Zapewnia usługi inżynieryjne w Stanach Zjednoczonych). Rzecznik TEP wyjaśnił 3 grudnia, że budowa jest obecnie prowadzona tylko na prywatnych gruntach, wydzierżawionych od ich właścicieli i na podstawie odpowiednich licencji. Wszelkie protesty są naruszeniem prywatnej własności. Szefowie ETP są dobrej myśli. 70 proc. rurociągu z Dakoty jest ukończone.

Jedynym politykiem, który otwarcie i zdecydowanie poparł protest przeciwko budowie Dakota Acces Pipeline był kandydat na prezydenta Partii Demokratycznej, Bernie Sanders. Wystąpił on jednak nie tyle w obronie czystej wody i świętych miejsc Indian, ile z werbalnym atakiem na wielki kapitał naftowy. Sanders grzmiał: “Naszym zadaniem jako narodu jest przełamanie naszego uzależnienia od paliw kopalnych, a nie zwiększanie zależności od ropy naftowej i imperialnych koncernów naftowych”.

Amerykańskie media uważają, że w tej chwili nie ma pomysłu aby pogodzić obie strony konfliktu, który nabrał światowego rozgłosu. Z tym, że media, politycy i biznes są pewni, że administracja Trumpa, ostatecznie zatwierdzi aktualną trasę rurociągu. Chyba trudno się nie zgodzić z ich opinią. A Sjuksowie albo znów mają pecha, albo dali się podpuścić.