Wołejko: Macron zdobywa większość w parlamencie. Co dalej?

20 czerwca 2017, 07:30 Bezpieczeństwo

Niesamowite scenariusze pisze życie – ktoś, kto obstawiałby półtora roku temu, że prezydentem Francji zostanie Emmanuel Macron, a jego ruch zdobędzie bezwzględną większość w parlamencie, zostałby uznany za wariata. Tymczasem taka jest rzeczywistość. Macron pewnie pokonał Marine Le Pen w majowych wyborach prezydenckich, a La Republique En Marche (Naprzód Republiko, LRM) wygrało czerwcowe wybory parlamentarne. Centrowo-lewicowy prezydent otrzymał mandat do wprowadzania zmian. Czego się spodziewać i czy – w przeciwieństwie do innego kandydata zmiany, po drugiej stronie oceanu – Macron osiągnie sukces? – pisze Piotr Wołejko, współpracownik BiznesAlert.pl i autor bloga Dyplomacja.

Emmanuel Macron. Fot. Flickr

Ambitne reformy i twardzi przeciwnicy

LRM wraz z koalicjantem (MoDem, partia ministra sprawiedliwości Francois Bayrou) sięgnęło po 60% mandatów w Zgromadzeniu Narodowym. Miało być nawet 80%, dużo mówiło się o 3/4, ale i 60% to ogromne zwycięstwo. Fakt, że nastąpiło przy rekordowo niskiej frekwencji – zaledwie 43% w drugiej turze i niespełna 49% w pierwszej – będzie Macronowi niejednokrotnie wypominany. Obstawiam, że stanie się francuskim odpowiednikiem naszej swojskiej „winy Tuska” czy amerykańskiego „thanks Obama”. Niemniej jednak podnoszenie tego argumentu przez polityków i partie znajdujące się w parlamencie łatwo zbić – w końcu otrzymali oni zdecydowanie mniej głosów niż zwycięska koalicja. Jeśli mandat LRM jest słaby, jak będą twierdzić, to ich mandat jest dramatycznie słaby. Nie można oczywiście nad niską frekwencją przejść do porządku dziennego. Macron i LRM muszą pochylić się nad przyczynami takiego stanu rzeczy. Z drugiej strony nie mogą popadać w melancholię, bo frekwencja spada wraz z kolejnymi wyborami. Być może do wielu reform prezydent Macron będzie musiał dołożyć kolejną – systemu wyborczego. Pozwala on zapewnić stabilną większość prezydentowi, lecz – oględnie rzecz ujmując – nie jest do końca reprezentatywny. Podobnie zresztą jak brytyjski. W obu systemach ostateczny kształt parlamentu niezbyt odpowiada poparciu, jakie zdobywają kandydaci poszczególnych partii w głosowaniu. Nagminne jest to, że partia X otrzymuje więcej głosów od partii Y, a na końcu ma mniejszą reprezentację parlamentarną.

Jednak i bez tego prezydent Macron ma przed sobą ambitną listę zadań. Chociażby zreformować prawo pracy w taki sposób, aby zmniejszyć bezpieczeństwo już zatrudnionych pracowników i w ten sposób ułatwić zatrudnianie młodzieży. Problem z absolwentami uczelni, ale nie tylko, którzy już się nie uczą, ale też nie pracują, staje się z roku na rok coraz poważniejszy. To oni w dużej mierze poparli skrajną lewicę Jean-Luca Melenchona. Macron chce też pozwolić firmom na wydłużenie tygodnia pracy ponad 35 godzin. Obie zmiany na pewno wzburzą uważane za potężne (choć zrzeszające ledwie kilka, do kilkunastu procent pracowników) związki zawodowe. Związkowcy pogrzebali już niejeden plan reform oraz ich autorów i obrońców – ministrów, premierów i prezydentów. Jeśli Macron stawi im czoła, nawet kosztem „efektownych” ulicznych protestów, odniesie wielki sukces. A przy okazji znacząco ułatwi sobie realizację reszty swoich planów. Porażka w zasadzie pogrzebie reformatorską agendę. Dlatego, mając ogromny kapitał polityczny i wielką przewagę w parlamencie, Macron powinien wziąć byka za rogi w ciągu najbliższych miesięcy. Pozostałe zapowiedzi wyborcze, jak poważne zmiany w edukacji zawodowej, redukcja zatrudnienia w administracji, reforma emerytalna, nowa etyka w polityce, inwestycje w infrastrukturę, także są ambitne.

Trzy znaki zapytania

Czy LRM zapewni Macronowi stabilną większość, która pozwoli realizować powyższe obietnice? Ruch jest czymś zupełnie nowym we francuskiej polityce, a dużą część deputowanych do Zgromadzenia Narodowego stanowić będą kompletni polityczni nowincjusze. Oznacza to, że choć pełni chęci, werwy i sił do działania,brakuje im nawet nie tyle doświadczenia, co znajomości podstawowych procedur i zasad funkcjonowania instytucji. Dla osób zupełnie spoza polityki, a tacy stanowili w LRM większość kandydatów na listach wyborczych, zawodowa polityka jest czymś zupełnie nowym. Od tego, jak szybko będą się uczyć, i jak prezydent Macron będzie zarządzał swoimi posłami, zależy skuteczność wdrażania reform.

Inny problem stojący przed LRM to potencjalne spory i niespójność wewnętrzna. Ruch Macrona powstał mniej niż półtora roku temu, a entuzjazm kampanii raczej nie pozwalał na dogłębne polityczne dysputy. O ile członkowie LRM zgadzają się co do ogółu, to już w kwestiach szczegółowych – a to one mogą „położyć” reformy Macrona – różnice mogą być bardzo duże. Dotyczy to w szczególności deputowanych-nowincjuszy, dla których pryncypialność i przywiązanie do idei – dotychczasowe zalety w życiu pozapolitycznym – teraz staną się problematyczne. Polityka to sztuka kompromisu.

Trzeci wymiar potencjalnych kłopotów Macrona i LRM to pozycja polityczna najnowszych nabytków większości prezydenckiej z prawej strony sceny politycznej. Nie chodzi nawet o lojalność takich osób jak premier Philippe czy do niedawna gwiazda Republikanów Bruno Le Maire, tylko o spoistość ich poglądów z wizją pozostałych członków LRM. O ile „wypożyczenie” umiarkowanych polityków prawicy było ruchem śmiałym i pożądanym, to wszystko działo się dość nagle, „na żywca”. Taka była nieubłagana logika pierwszych tygodni prezydentury Macrona, połączonej z kampanią parlamentarną. Przy jednym z wyzwań stojących przed Macronem nastąpi moment „sprawdzam” i wtedy okaże się, czy prawicowe nabytki stanowią dla LRM i prezydenta wartość dodaną.

Błysk na arenie międzynarodowej

Dotychczas prezydent Macron skupiał się na polityce międzynarodowej – seria wizyt, spotkań i szczytów pokazała, że jest on gotów pełnić rolę twardego przywódcy świata zachodniego. Miażdżąc dłoń Donalda Trumpa, a następnie krytykując go za wypowiedzenie klimatycznego porozumienia paryskiego pokazał, że gdy Ameryka chowa się za oceanem, Francja jest gotowa przewodzić. Gdy rozstawiał po wersalskich kątach prezydenta Putina, wysłał jasny przekaz sprzeciwiający się polityce „przymrużania oczu” na rosyjskie działania wymierzone w fundamenty zachodnich demokracji. Jednak teraz przyjdzie czas, w którym salony zagraniczne trzeba zamienić na krajowe gabinety i pokazać skuteczność. Potrzebny jest szybki, duży sukces w realizacji agendy prezydenta Macrona. Umocni on jego mandat, ustabilizuje pozycję LRM w parlamencie i wyśle jasny sygnał Europie, iż centrowe, zdroworozsądkowe rozwiązania polityczne mogą być z sukcesem wdrażane.

blogdyplomacja.pl