Zaborowski: Nic nie hamuje marszu populistów bardziej, niż ich udział w procesie rządzenia

2 stycznia 2017, 07:30 Bezpieczeństwo

KOMENTARZ

Dr Marcin Zaborowski

Ekspert ds. międzynarodowych

Były dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych

Rok 2016 był zły dla świata Zachodu. Praktycznie na każdym froncie podwaliny stabilności świata liberalnej demokracji i gospodarki wolnorynkowej zostały osłabione a spoiwo łączące Zachód wyraźnie zaczyna się rozklejać. Potężnym wyzwaniem jest przede wszystkim kryzys demokracji i wspierany przez autorytarną Rosję marsz populizmu w Europie i w USA.

Dwie najstarsze demokracje świata – Wielka Brytania i USA – zostały zaatakowane przez gen populizmu i w obu przypadkach mu uległy.  Za mniej więcej dwa lata Wielka Brytania nie będzie już w Unii Europejskiej, USA czekają natomiast najprawdopodobniej 4 lata nieprzewidywalnej prezydentury, chyba, że Donald Trump zostanie wcześniej poddany impeachmentowi. Partie populistyczne rosną w siłę w całej Europie – we Francji, w Niemczech, w Holandii, w państwach skandynawskich i oczywiście w Europie Środkowo-Wschodniej.

Jak to się stało, że świat demokracji znalazł się w tak głębokim kryzysie w 2016 roku? Przyczyn jest sporo, ale najważniejsze z nich to brak przywództwa, kryzys migracyjny połączony z falą terroryzmu i degradacja tradycyjnych mediów zastępowanych przez media społecznościowe. Wiele z tych tendencji było efektywnie wspierane przez Rosję i jej zdeterminowanego prezydenta.

Rok 2016 był ostatnim rokiem 8-letniej prezydentury Baracka Obamy, który przechodzi do historii jako pierwszy czarnoskóry Prezydent USA. Wprowadzając się do Białego Domu w 2008 roku Obama odziedziczył gospodarkę w stanie głębokiego kryzysu i zaangażowanie USA w dwóch wojnach w Iraku i Afganistanie, które kosztowały amerykańskiego podatnika fortunę nie przynosząc wymiernych korzyści strategicznych. Wielką zasługą Obamy było uporanie się z kryzysem gospodarczym, niemniej w kwestiach strategicznych wykazał się on nadmierną ostrożnością. USA pospiesznie wycofały się z Iraku już w pierwszym roku prezydentury Obamy, pozostawiając po sobie strategiczną pustkę w której wyrosło państwo islamskie. Po pierwotnym wzmocnieniu obecności w Afganistanie również tutaj doszło do progresywnego wycofywania się zarówno USA jak i NATO.  Wyczuwając zmęczenie wojnami i rosnącą niechęć Amerykanów do zaangażowania na świecie, Obama słabo wsparł Ukrainę (USA nie uczestniczą nawet w procesie mińskim) i prowadził niekonsekwentną politykę wobec Syrii. W obu przypadkach w efekcie Obama oddał pola Putinowi i pozwolił na powrót Rosji na Bliski Wschód.

Rosja skorzystała z okazji stając się dodatkowym elementem destabilizującym sytuację w Syrii i mającym wpływ na falę migracji uderzającą w Europę, która z kolei powoduje wzrost poczucia zagrożenia Europejczyków, co następnie przekłada się na wzrost poparcia dla partii populistycznych. W 2016 roku praktycznie nie było miesiąca bez ataku terrorystycznego w Europie. W większości wypadków sprawcami ataków nie są imigranci ale w niektórych (np. w ostatnim przedświątecznym ataku w Berlinie) niestety są. W świadomości społecznej utrwala się więc związek miedzy imigracją i terroryzmem. Osłabia to poparcie dla partii głównego nurtu, które do niedawna miały raczej otwarty stosunek do imigracji, a wzmacnia poparcie dla jawnie ksenofobicznych i anty-imigracyjnych partii populistycznych. Należy tutaj dodać, ze Rosja dodatkowo wspiera finansowo partie populistyczne i kampanie dezinformacji.

Ważnym elementem osłabiającym demokrację jest głęboki kryzys tradycyjnych mediów. Po pierwsze, tradycyjne media są w głębokim kryzysie ekonomicznym. Praktycznie we wszystkich głównych redakcjach na świecie dochodzi do zwolnień. Po drugie, media nie nadążają za zmieniającymi się nastrojami społecznymi. Było to ewidentne w przypadku ostatnich wyborów amerykańskich, w których media głównego nurtu nadmiernie zaangażowały się po stronie Clinton i do końca były przekonane o jej nieuniknionym zwycięstwie.  Natomiast obserwujemy coraz większy wpływ mediów społecznościach i to niestety w sposób szerzący dezinformację. Już w kampanii Brexit mieliśmy do czynienia z zalewem ewidentnie nieprawdziwych informacji i newsów z którymi zarówno partie establishmentu jak i media tradycyjne zupełnie nie potrafiły sobie poradzić. Podobnie w przypadków wyborów amerykańskich, wygranych zdaniem Trumpa dzięki jego Twitterowi.

Niestety żadna z tych negatywnych tendencji nie zniknie w roku 2017. Obama był słabym i mało zdecydowanym przywódcą zachodu, ale zostaje zastąpiony przez Trumpa, któremu w ogóle brakuje strategicznych instynktów i który jest ewidentnie pod głębokim wrażeniem prezydenta Rosji Władimira Putina. Bliski Wschód będzie nadal produkować uchodźców i imigrantów, a Rosja i Turcja będą zainteresowane w eksportowaniu ich do UE.  Niektóre media tradycyjne zaczynają podnosić się, ale często dzieje się to kosztem im tabloidyzacji.  Tak więc niebezpieczne presje na stabilność zachodu i demokracji będą nadal widoczne w 2017 roku i to najprawdopodobniej ze zdwojoną siłą.

Niemniej mało prawdopodobnym wydaje się aby Niemcy i Francja, w których odbywają się wyboru w tym roku uległy presji narracji populistycznej w takim stopniu jak to było w USA i w Wielkiej Brytanii. Wybory w Niemczech prawie na pewno wygrają partie głównego nurtu – czyli CDU lub SPD, We Francji przyszłym prezydentem będzie najprawdopodobniej Francois Fillon. W Holandii i w Norwegii populiści są silniejsi niż we Francji i w Niemczech, niemniej raczej wyborów nie wygrają. Niestety tego samego nie da się powiedzieć o naszych południowych sąsiadach – Czechach – w którym faworytem wyborów jest populistyczna partia ANO i jej lider Babis.

Reasumując, marsz populizmu i kryzys Zachodu będą widoczne również w tym roku. Niemniej raczej nie doprowadzi to do dużych przewartościowań na scenie politycznej zachodnich demokracji w tym roku. Natomiast zarówno Donald Trump, jak z zwolennicy wyprowadzenia Wielkiej Brytanii z UE odkryją w tym roku, że czym innym jest prowadzenie populistycznej kampanii, a czym innym proces rządzenia i presja na wypełnianie często nieodpowiedzialnych wyborczych obietnic.  Z pewną nadzieją można myśleć również o austriackim precedensie. Austria była pierwszą zachodnią demokracją w której współrządzili populiści. W 2016 Austria stała się tez pierwszym krajem Zachodu w którym marsz populistów został zatrzymany.  Ewidentnie nic nie hamuje marszu populistów bardziej, niż ich udział w procesie rządzenia.