Kamiński: Próba Przyjaźni 2. Czy będzie powtórka kryzysu zanieczyszczonej ropy?
– Należałoby się już przygotować na ewentualność kolejnego, tym razem jesiennego kryzysu dostaw ropy naftowej. Można to zrobić korzystając z możliwości, które daje nowela ustawy o wydłużeniu okresu utrzymywania zapasów strategicznych – apeluje Sylwester Kamiński, współpracownik BiznesAlert.pl.
Do 24 kwietnia 2019 roku w polskim systemie logistycznym znalazło się około 1 mln ton skażonej dichloroetanem ropy naftowej. Transnieft twierdzi, że to tylko 690,5 tys ton. Niemniej jednak szacunki odnośnie dostarczonego wolumenu skażonej ropy, o których informują polskie firmy, oscylują wokół 1 mln ton. Ropa ta została „zmagazynowana” w zbiornikach PERN, a większość z niej zalega w dwóch nitkach wschodniego odcinka rurociągu Przyjaźn – od węzła w Adamowie do Płocka.
Taka sytuacja powoduje duże ograniczenia wydolności systemu logistycznego ropy naftowej poprzez powstałe w nim „wąskie gardła”, jednym z widocznych skutków jest częściowe ograniczenie mocy przeładunkowych gdańskiego Naftoportu, mające wpływ na ograniczenie elastyczności logistycznej całego systemu. Jak i kiedy problem ze składowaniem skażonej ropy naftowej może zostać rozwiązany? Zakładając, na podstawie informacji medialnych, że średni poziom stężenia zawartych w niej chlorków organicznych to 100ppm, co dziesięciokrotnie przekracza obowiązujące do końca czerwca normy GOST wynoszące 10ppm, a prawie 15 krotnie wprowadzone kilka tygodni temu nowe, wynoszące 6ppm, tym samym aby uzyskać stężenie chlorków zgodne z normą GOST, do rozcieńczenia tej ropy należałoby użyć dodatkowo co najmniej 10 mln ton – o ile nie 15 mln ton – czy wielokrotnie więcej jeżeli uwzględni się, że większość amerykańskich i europejskich rafinerii uważa za właściwy dopiero poziom stężenia chlorków 1-1,5ppm. To w optymistycznym, minimalnym wariancie wolumen ropy naftowej większy niż roczny przerób rafinerii w Gdańsku, której zdolności produkcyjne oscylują wokół poziomu 10 mln ton i niewiele mniej niż pełne moce rafinerii w Płocku. Z punktu widzenia organizacji produkcji to jest koszmar i może być źródłem strat. Jak odblokować system? Kluczem do rozwiązania problemu może okazać się nowela będąca przedmiotem prac w parlamencie.
Ustawa o zapasach strategicznych ropy wydłuża konieczność składowania zapasów surowej ropy naftowej do 150 dni i umożliwia wykorzystanie na ten cel podziemnych kawern firmy Solina z Inowrocławia pozostałych po wydobywanej soli. Może należałoby złożyć ten milion ton skażonej ropy w podziemnych kawernach i wykorzystywać go w małych partiach do rozcieńczania z czystą, dostarczaną na bieżąco ropą. To rozwiązanie spowodowałoby z jednej strony zwolnienie pojemności magazynów PERN oraz udrożnienie i oczyszczenie pozostałych dwóch nitek rurociągu „Przyjaźń”. Z drugiej strony dawałoby czas niezbędny dla prawidłowego przeprowadzenia operacji rozcieńczania skażonej ropy. Wydaje się, że niezbędna będzie w tej sytuacji pomoc prawna Rządu, tak aby formalnie można było skorzystać z pojemności zbiorników przeznaczonych do gromadzenia zapasów strategicznych. Firmy powinny obarczyć kosztami stronę rosyjską jako część „drugiego etapu” negocjowanych odszkodowań.
Cui bono – czyja korzyść?
Nie ustają spekulacje co było przyczyną „kwietniowego” kryzysu dostaw. Zastanawiające jest, że firmy uczestniczące od dekad na rynku wydobycia, transportu i handlu ropą naftową zaczęły naraz cierpieć na swego rodzaju potężny niedowład organizacyjny, uniemożliwiający im bieżącą kontrolę jakości produktu stanowiącego 100% prowadzonego obrotu handlowego i będącego podstawą ich działalności. Zdarzenia, które opisuje prasa rosyjska, bazując na własnych źródłach oraz informacjach z rafinerii rosyjskich wskazują, że problem narastał już od 4 kwietnia. Wtedy dostarczona przez Transnieft skażona ropa była o różnym stężeniu chlorków organicznych od 27ppm (4 kwietnia rafineria Ritek Wołgogradnieft, 12 kwietnia rafineria Kujbyszewska), więc Transnieft musiał być tego świadomy, poprzez stężenie 100ppm wpompowane do rurociągu „Przyjaźń”, aż do stężenia 270ppm w węźle Łopatino czy 300ppm załadowanych 14 kwietnia na tankowiec Ryman w terminalu naftowym Ust-Ługa. Jeżeli natomiast założymy teoretycznie, uwzględniając skalę zaistniałej sytuacji, że:
-Transnieft miał świadomość (?), że w tym okresie przyjął od wielu firm wydobywczych do systemu własnych zbiorników i rurociągów partię co najmniej 6 mln ton (ok 45 mln baryłek) ropy naftowej, skażonej chlorkami organicznymi. Stanowi to zaledwie kilkudniową produkcję rosyjskich firm wydobywczych wydobywających łącznie ponad 10 mln baryłek ropy dziennie, więc operacyjnie dla systemu Transnieftu nie był to problem.
-Transnieft zdawał sobie sprawę (?), że nie jest w stanie w tym okresie w pełni zapanować nad jakością odbieranej ropy, przeprowadzając kontrole zgodnie z obowiązującymi przepisami co 10 dni w setkach punktów odbioru, a w ponad 150 punktach odbioru ropy należących do prywatnych firm nie przeprowadzając żadnych kontroli.
-Transnieft wiedział (?), znając możliwości własnego systemu logistycznego, że składowanie 6 mln ton skażonej ropy przez okres wielu miesięcy czy nawet roku stworzy zatory, „wąskie gardła”, które mogą bardzo utrudnić lub nawet zablokować bieżącą pracę rurociągów a także pojemności zbiorników-magazynów operacyjnych, uniemożliwiając sprawne dostawy zaplanowanych ilości ropy naftowej dla odbiorców krajowych i na eksport. W związku z tym, aby uniknąć takiej sytuacji, z pełną premedytacją podjął decyzję o „przepompowaniu” tego wolumenu na rynki eksportowe.
Do 24 kwietnia polski PERN zablokował pracę rurociągu „Przyjaźń” w węźle Adamowo. Transnieft zdążył wysłać ok. 5 mln ton skażonej dichloroetanem ropy, pozbywając się jej jak „gorącego kartofla” i odblokowując sobie tym samym drożność własnego systemu rurociągów i zwalniając jednocześnie wykorzystywaną pojemność zbiorników dla bieżących dostaw ropy naftowej. Dokonując tej operacji Transnieft przerzucił na firmy importujące rosyjską ropę, między innymi polskie PKN Orlen czy Grupę Lotos, konieczność borykania się z kłopotem dochodzenia roszczeń odszkodowawczych od koncernów wydobywczych, które de facto wydobyły i dostarczyły skażoną ropę za pośrednictwem rurociągów Transnieftu, a z którymi są związane bezpośrednimi kontraktami, samemu ustawiając się jednocześnie w komfortowej roli neutralnego „arbitra”, który ustanawia „maksymalne kwoty odszkodowań” .
Qui prodest – tego sprawka
Sytuacja logistyczna po kryzysie dostaw w Rosji, porównując ją do obecnej w Polsce, wcale nie wygląda lepiej. Kommiersant informuje, że zbiorniki i rurociągi Transnieftu są dalej częściowo zablokowane (ok. 1 mln ton nie spełniającej norm jakości ropy, której Transnieft nie zdążył wyeksportować, a także dodatkowo wycofanym z Białorusi 1,2 mln ton surowca). Najbliższe tygodnie zapowiadają kolejne problemy, otóż na skutek „kwietniowego” kryzysu, rosyjskie Ministerstwo Energii zmieniło procedury kontroli jakości ropy dostarczanej z okresu dekadowego na codzienny. Od 1 lipca zaostrzona została też norma GOST obniżająca maksymalny poziom stężenia chlorków organicznych z 10ppm do 6 ppm. Dlatego, jeżeli w punktach odbioru ropy, Transnieft wprowadzi codzienny monitoring jakości dostarczanej ropy, do czego jest zobligowany, a co może nastąpić już w sierpniu i będzie przeprowadzał je rygorystycznie zgodnie z nową normą GOST, zaostrzającą dopuszczalny poziom stężenia chlorków do wysokości 6ppm, to producenci ropy wydobywanej ze starych, będących na skraju wyeksploatowania złóż będą mieli duży kłopot. Pierwszy sygnał nadszedł już w pierwszych dniach lipca i dotyczył spółki Rosnieftu Jugansknieftegaz, której Transnieft odmówił przyjęcia do systemu rurociągów 3,5 mln ton surowca, co spowodowało oskarżenia Rosnieftu, że Transnieft przetrzymuje jeszcze w systemie skażony chlorkami surowiec, który uniemożliwia producentom stabilne dostawy „czystej ropy”. To pokazuje, jak delikatna jest sytuacja i że tym razem Transnieft prawdopodobnie jest gotów wyegzekwować od producentów spełnianie norm jakościowych ropy pod groźbą zablokowania jej odbioru.
Czy Polsce grozi powtórka kryzysu zanieczyszczonej ropy?
Podsumowując, jaki był przypuszczalny mechanizm kwietniowego kryzysu dostaw rosyjskiej ropy naftowej? Wiele wskazuje na to, że za obecnymi kłopotami polskich firm kupujących ropę bezpośrednio stał Rosnieft/Basznieft czy Tatnieft, wykorzystując dziurawy system kontroli jakości i dostarczając poprzez punkty odbioru do rurociągów Transnieftu nie spełniający norm jakości surowiec. Motywacja tych działań nie została wyjaśniona, ponieważ za wiarygodną nie można uznać wersji o kradzieży kilkuset ton ropy i zastąpienia jej „dla ukrycia ubytku” wielokrotnie droższym dichloroetanem (zamiast np. wodą). Firmy wydobywcze zrobiły to, być może aby pogrążyć „monopolistę” Transnieft lub też ze zwykłej chęci zysku poprzez dostarczenie złego produktu w cenie dobrego. Transnieft, wykorzystując niejasny stan prawny odnośnie tego, kto jest właścicielem nie spełniającego norm jakościowych surowca, znajdującego się w rurociągach i zbiornikach, mając tego świadomość „odbił piłeczkę dalej”, przerzucając problem na odbiorców końcowych czyli m.in. polskie rafinerie, przepompowując do nich skażoną ropę. Na szczęście, budowany od wielu dekad, polski system autonomii logistycznej ropy naftowej poradził sobie z tym wyzwaniem. Wszystko to bez szkód dla bieżącej produkcji rafinerii, odpowiednio dywersyfikując kierunki i sposoby dostaw, intensyfikując wykorzystanie transportu morskiego.
Kowalski: Zanieczyszczona ropa to lekcja dywersyfikacji (ROZMOWA)
W najbliższych tygodniach wdrożenie rygorystycznie przestrzeganych przez Transnieft, zaostrzonych norm jakości może wywołać kolejny kryzys poprzez pozostawienie producentów ropy z nieodebranym surowcem w ich magazynach. Ten scenariusz z kolei grozi niewywiązywaniem się firm wydobywczych z umów eksportowych, tym razem poprzez zmniejszenie wolumenu dostaw względem przyjętego harmonogramu, brakiem regularnych dostaw ropy naftowej do końcowych odbiorców lub krótkookresowym, całkowitym ich brakiem, co dalej będzie skutkowało koniecznością uruchamiania przez rafinerie zapasów operacyjnych lub zwiększaniem udziału w produkcji surowców z innych kierunków niż rosyjski. Od strony formalno-prawnej będzie to skutkować kolejnymi negocjacjami, domaganiem się zapłaty kar umownych, nałożonych przez odbiorców.
Dlatego też należałoby przygotować się na ewentualność kolejnego, tym razem jesiennego (wrześniowego? październikowego?) kryzysu dostaw ropy naftowej. Należy to zrobić korzystając z możliwości, które daje nowela ustawy o wydłużeniu okresu utrzymywania zapasów strategicznych ropy naftowej i wykorzystaniem do tego podziemnych magazynów w wyrobiskach byłej kopalni soli. Dalsze utrzymywanie przez PERN w zbiornikach „operacyjnych” i rurociągach przez 6 kolejnych miesięcy czy nawet najbliższy rok skażonej ropy, czekając aż rafinerie ją rozcieńczą i przerobią, istotnie zmniejsza wydajność oraz elastyczność gdańskiego Naftoportu i pośrednio obniża zdolność całego systemu logistycznego ropy naftowej oraz reagowania na rozmaite wydarzenia kryzysowe. W najbliższych miesiącach, podczas kolejnej odsłony konfliktu koncernów rosyjskich tj. Transnieftu z firmami wydobywczymi, skutkujących prawdopodobnie nieregularnością, zmniejszeniem czy okresowym wstrzymaniem dostaw ropy przez rurociąg „Przyjaźń/Drużba”, konieczne wydaje się „przeniesienie” całego wolumenu skażonej ropy z łatwo dostępnych miejsc do podziemnych kawern, służących do długoterminowego przechowywania zapasów strategicznych. Oczywiście decyzja o przepompowaniu skażonej ropy do kawern z podziemnych magazynów strategicznych wymagałaby decyzji Rządu o czasowej zmianie ich przeznaczenia, ale wszystko wskazuje na to, że sytuacja do tego dojrzała.