Zasuń: Węgry mogą budować jądrówkę z Rosjanami

7 marca 2017, 11:30 Atom

Niespodziewany sukces Viktora Orbana i Rosatomu. Komisja Europejska w zamian za pewne ustępstwa zatwierdziła projekt budowy elektrowni atomowej Paks II.

Elektrownia atomowa Paks na Węgrzech. Fot. Wikimedia Commons
Elektrownia atomowa Paks na Węgrzech. Fot. Wikimedia Commons

Ta inwestycja jest największym i najdroższym przedsięwzięciem rządu Viktora Orbana, a również sztandarowym przykładem współpracy rosyjsko-węgierskiej. Umowę podpisały rządy obu krajów w 2014 r.. Zgodnie z nią Rosatom ma wybudować dla MVM – węgierskiego narodowego operatora energii elektrycznej – nową elektrownię atomową. Będą to dwa bloki o mocy po 1200 MW każdy. Rosjanie udzielą Węgrom dziesięcioletniego kredytu na budowę w wysokości 10 mld euro. Brakujące 2,5 mld wyłożą Węgrzy. Oprocentowanie kredytu oscyluje od 3,95 proc. (na początku budowy) do 4,95 proc.

Nowa elektrownia ma w przyszłości zastąpić wybudowane jeszcze w czasach komunistycznego przywódcy Węgier Janosa Kadara bloki jądrowe Paks 1, które dziś zapewniają nad Dunajem ok. 50 proc. prądu. Przede wszystkim zaś zamieni niemal wszystkie węgierskie bloki węglowe, mocno już wyeksploatowane.

Umowa z Rosatomem nie zawiera żadnych klauzul dotyczących cen prądu wytwarzanego w elektrowni ani żadnych obietnic dotyczących jej wsparcia dzięki dostępnym mechanizmom, np. rynkowi mocy, dlatego Budapeszt utrzymywał, że nie ma mowy o pomocy publicznej. Mimo to Komisja Europejska wszczęła postępowanie, uznała bowiem, że stopa zwrotu z planowanej elektrowni (IRR) jest zbyt mała w stosunku do rynkowej, jakiej oczekiwałby prywatny inwestor.  To z kolei może rodzić ryzyko nieuczciwej konkurencji na rynku europejskim. Węgry mają dobre połączenia z sąsiadami, ale obecnie są importerem prądu netto – ok 30 proc. energii elektrycznej pochodzi z zewnątrz.
Komisja badała inwestycję przez bez mała trzy lata. Równolegle sprawdzała czy Węgry nie naruszyły unijnych zasad zamówień publicznych, podpisując kontrakt z Rosjanami z „wolnej ręki”. W listopadzie Bruksela umorzyła procedurę w tej sprawie. Decyzja z 6 marca oznacza, że zniknęły ostatnie przeszkody do budowy elektrowni.

Komisja wymusiła jednak na Węgrach spore ustępstwa. Jak stwierdziła komisarz ds. konkurencji Margrethe Vestager, to właśnie one pozwoliły zatwierdzić inwestycję.Budapeszt zgodził się więc na trzy rzeczy:

  • Po pierwsze, wszystkie ewentualne zyski, które przyniesie Paks II trafią do węgierskiego budżetu jako dywidenda, albo zostaną w samej elektrowni. Nie będą przeznaczane na nowe inwestycje ani przejęcia.
  • Po drugie, „aby zapobiec nadmiernej koncentracji na rynku”, Paks II zostanie wyodrębiona z MVM jako osobna spółka, niezależna operacyjnie. Komunikat Komisji powiada, że ma być niezwiązana z operatorem elektrowni Paks I, z jego następcą, ani z „żadną państwową spółką energetyczną”.
    Czy to oznacza, że musi trafić w ręce prywatne? Byłby to niezły zwrot akcji, bo po objęciu władzy Viktor Orban skutecznie zniechęcił obecne na Węgrzech zagraniczne spółki energetyczne, nakładając na sektor rozmaite podatki. To oraz kiepskie perspektywy rynku  skłoniły inwestorów do sprzedaży aktywów. Trzy lata temu pewna  firma oddała nawet swoją elektrownię gazową za zawrotną sumę jednego euro. W grudniu 2016 r. francuski EDF sprzedał swoją spółkę Demasz, zajmującą się zarówno sprzedażą prądu, jak i dystrybucją, państwowej firmie ENKSZ. Nietrudno dostrzec podobieństwo do sytuacji w Polsce. …


Jeśli teraz Komisja Europejska rzeczywiście wymusiłaby na węgierskim rządzie warunek, że operator elektrowni Paks II musi być prywatny, to zachodnie koncerny mogłyby wrócić. Fakt, że technologia będzie rosyjska, niewiele znaczy, bo np. na Słowacji właścicielem tamtejszych poradzieckich atomówek jest włoski Enel. Oczywiście operatorem Paks II mogą być też Rosjanie, choć pewnie wzbudziłoby to nad Dunajem protesty.
Komunikat Komisji Europejskiej nie jest jednak w tej kwestii precyzyjny, aby rozwiązać tę zagadkę trzeba będzie poczekać na opublikowanie pełnej decyzji, co zwykle następuje w ciągu dwóch miesięcy. Ale na pierwszy rzut oka jest tu dziwaczny paradoks – jeśli stopa zwrotu zdaniem Brukseli jest poniżej rynkowej, to dlaczego prywatny inwestor miałby się w to angażować?

  • Po trzecie, „aby zapewnić płynność na rynku”, Paks II będzie musiała sprzedawać 30 proc. swojej energii na giełdzie. Reszta zaś trafi na rynek w ramach „transparentnych, obiektywnych i niedyskryminujących aukcji”.

Decyzja w sprawie Paks II może mieć olbrzymie znaczenie dla potencjalnych inwestycji w całej UE, także w Polsce.
Czytelnicy portalu WysokieNapiecie.pl pamiętają zapewne, że niedawno do statutu PGE wpisano obowiązek dbania o bezpieczeństwo energetyczne państwa, co prywatni akcjonariusze odebrali jako zapowiedź ewentualnego zaangażowania w inwestycje niekoniecznie rentowne. Zapis w statucie zdejmowałby w takim przypadku odpowiedzialność z członków zarządu. Ale, jak pokazuje przykład węgierski, nie zdejmuje to prawa kontroli takich inwestycji przez Komisję Europejską. Przy czym na Węgrzech nie było mowy o stracie, lecz tylko o zbyt małym zysku. co będzie więc w  przypadku inwestycji, która w ogóle nie rokuje nadziei na pozytywne NPV, choć rząd uznaje ją za ważną dla bezpieczeństwa? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl.

WysokieNapiecie.pl