EnergetykaEnergia elektryczna

Świrski: “Nihil novi” w wersji Ministerstwa Energii

fot. Pixabay

Łacińska sentencja “nihil novi” (nic nowego) pojawiała się już w historii, a nawet w biblijnych zapiskach. W roku 2019 sentencja ta zaczyna mieć także nowe znaczenie na polskim rynku energii, a w szczególności w odpowiedzi na coraz bardziej desperackie pytania wszystkich przedsiębiorstw energetycznych sprzedających energię elektryczną – pisze na swoim blogu Prof. dr hab. inż. Konrad Świrski z Transition Technologies S.A. 

Łacińska sentencja “nihil novi” (nic nowego) pojawiała się już w historii, a nawet w biblijnych zapiskach. “Nihil novi” zwaną jest potocznie polską uchwałą sejmową z roku 1505, która stworzyła podwaliny ustroju demokracji szlacheckiej. Dopóki nie został (ten ustrój) wypaczony w wieku XVII – to działał całkiem dobrze, a pełna łacińska formuła przyjętej uchwały brzmiała “nihil novi sine communi consensu”czyli nic nowego bez powszechnej zgody – oznaczało silne ograniczenie władzy króla, który nie mógł uchwalić żadnego nowego prawa bez akceptacji Sejmu (będącego oczywiście w rękach szlachty) – jedynie rozporządzenia w sprawie miast, lenn, Żydów i chłopów w dobrach królewskich pozostawiono w rękach królewskich, bez konieczności uzyskiwania sejmowego potwierdzenia. Z kolei “Nihil novi sub sole” (nic nowego pod słońcem) jako łacińskie tłumaczenie sentencji spotykamy w Księdze Koheleta (z greckiego Eklezjasty), jednej z ksiąg biblijnych Starego Testamentu. Tu “nihil novi” odnosi się to do pesymistycznej wizji świata (i losu człowieka), w którym nie ma już absolutnej wartości i nic nie jest trwałe. Człowiek nie może zostać uszczęśliwiony, bo wszystko co nam wydaje się warte zachodu to tylko “vanitas vanitatum, et omnia vanitas” – “marność nad marnościami i wszystko marność”.

W roku 2019 “nihil novi” zaczyna mieć jednak także nowe znaczenie na polskim rynku energii, a w szczególności w odpowiedzi na coraz bardziej desperackie pytania wszystkich przedsiębiorstw energetycznych sprzedających energię elektryczną. Przypominając historię należy cofnąć się do grudnia 2018, kiedy na wywieszonych (przez partię opozycyjną) w miastach plakatach, pojawia się retoryczne stwierdzenie/pytanie o “ceny prądu”. Reakcja rządowa jest natychmiastowa i już 28 grudnia miażdżącą większością głosów (tylko 5 przeciw), uchwalona zostaje tzw. “ustawa prądowa” – zmniejszająca niektóre obciążenia podatkowe (akcyza i opłata przejściowa), ale i arbitralnie wymagająca od przedsiębiorstw sprzedających energię elektryczną końcowym użytkownikom, utrzymania takich samych poziomów cen w 2019 roku jakie były w 2018. Problem oczywiście ma także drugie dno, ponieważ potencjalne podwyżki cen energii na rok 2019 spowodowane były wzrastającymi kosztami wytwarzania i także nagle wzrostowym trendem cen tzw. certyfikatów CO2 – opłat za emisję dwutlenku węgla wg. regulacji klimatyczny Unii Europejskiej (w ciągu kilku tygodni cena certyfikatu podskoczyła od ok. 7 euro za tonę na poziom 25 euro i to zaraz musiało by być przeniesione na rachunki końcowych odbiorców energii). Wszystko dzieje się więc z regułami demokracji gdzie “nihil novi sine communi consensu” i wszyscy (politycy) zgadzają się, że ma nie być podwyżek. Nieco mniej entuzjastyczni są sprzedawcy energii (spółki obrotowe koncernów energetycznych i niezależni sprzedawcy), bo ustawa oznacza, że należy wprowadzić nowatorskie reguły wolnego handlu – czyli sprzedawać coś za cenę mniejszą niż się kupiło. Ustawodawca przewidział jednak takie pewne perturbacje i problemy, wyjaśnił i zapewnił, że wszyscy sprzedawcy uzyskają stosowne rekompensaty z budżetu (na to miały pójść właśnie opłaty za emisję CO2, które w obecnych regulacjach UE płaci się do budżetu państwa). Już kilka dni, najwyżej tygodni wymagane było aby powstały stosowne rozporządzenia Ministerstwa a następnie, może jeszcze tydzień aby nikt nie stracił. Niestety od tego czasu rozpoczyna się zupełnie nowa kariera “nihil novi” w postaci odpowiedzi na pytanie czy coś wiadomo o tych rozporządzeniu. Okazało się po pierwsze, że ustawa blokująca podwyżki cen energii była nieprecyzyjna i naruszała niektóre regulacje unijne (co spowodowało konieczność pierwszej nowelizacji w lutym 2019 – tym razem za 245, przeciw 20, wstrzymujących się 166). Jednak pierwsza zmiana nie usunęła wszystkich zastrzeżeń KE (co dostrzeżono po wielomiesięcznych kolejnych spotkaniach w Brukseli), dotyczyło to szczególnie założenia, że można arbitralnie ustalić ceny nie tylko dla indywidualnych odbiorców, ale też i części przemysłu, firm i samorządów – co jest niedozwoloną pomocą publiczną). Dlatego też powoli zaczęto przygotowywać się do drugiej nowelizacji (wciąż nieuchwalona i nie wprowadzona pod obrady). W międzyczasie rozpoczęto też syzyfowe prace nad samymi formułami jak obliczać rekompensaty (za to, że sprzedaje się coś drożej niż kupuje) co uwzględniając elastyczne możliwości handlu i różne ceny energii w różnych okresach i porach dnia (o co właśnie przez 20 lat szła gra w wolnym rynku) spowodowało wypracowanie formuł bizantyjskiego stopnia komplikacji i oczywiście nie zadowalających nikogo, a na dodatek od razu skrytykowanych przez prawników, którzy słusznie zauważyli, że jakby coś takiego wprowadzić to procesy o odszkodowania gotowe od razu. Problem trwa, ale co najgorsze, jednocześnie jeszcze do tej pory, nie udało się przegłosować zatrzymania czasu, wobec czego płyną kolejne miesiące a sprzedawcy… sprzedają poniżej cen kupna i ponoszą straty. Gracze na rynku radzą sobie z tym różnie – niektóre koncerny tylko zawiązują rezerwy (i czekają na rekompensaty), jeden z koncernów już wrzucił w koszty 200 mln zł, a niektóre mniejsze firmy bohatersko bankrutują lub walczą o przeżycie. Większość sprzedawców jeśli może to tymczasowo zawiesza działalność (bo w końcu trudno sprzedawać ze stratą). Kluczem do następnego kroku jest kolejna nowelizacja ustawy (żeby być w zgodzie z UE) i rozporządzenia o rekompensatach (żeby było wiadomo jak to wszystko rozliczać) – i tu “nihil novi”. Kończy się właśnie maj, kwiaty kasztanu opadły i zaczynają kwitnąć nowe krzewy i kwiaty, a nawet za chwilę zaczną się wakacje. Rynek Energii stoi a sytuacja się nie zmienia. Zaczyna nawet wyglądać, że wszyscy się do tego przyzwyczajają i że jakoś daje się żyć. Coraz mniej osób i firm o to nawet pyta – być może, w końcu jakby się dobrze zastanowić i poczytać starożytnych to nie ma co się martwić, bo to i tak wszystkie nasze problemy, marzenia i pragnienia to … “marność nad marnościami i wszystko marność”.


Powiązane artykuły

Prof. Jakub Kupecki, dyrektor Narodowego Centrum Badań Jądrowych (NCBJ). Fot. Ministerstwo przemysłu

Reaktor Maria ma nowego dyrektora. Zaczyna od września

Ministerstwo przemysłu poinformowało, że nowym dyrektorem Narodowego Centrum Badań Jądrowych (NCBJ), sprawującego pieczę nad Reaktorem Maria, będzie prof. Jakub Kupecki....

Orlen pomógł Czechom zerwać z rosyjską ropą

Koncern poinformował, że od marca 2025 roku wszystkie jego rafinerie korzystają z ropy naftowej spoza Rosji. Ostatnia dostawa została zrealizowana...

Austria wydała w 2024 roku 10 miliardów euro na paliwa kopalne

W zeszłym roku do Austrii importowano paliwa kopalne za kwotę 10 miliardów euro. Ropa i gaz pochodziły m.in. z Kazachstanu,...

Udostępnij:

Facebook X X X