Rapacka: Transformacja energetyczna w cieniu żółtych kamizelek

14 lutego 2019, 07:30 Atom

Francuski prezydent Emmanuel Macron zapowiedział w listopadzie 2018 roku, że jego kraj będzie stopniowo zmniejszał udział atomu i węgla w miksie energetycznym kraju, przy jednoczesnym rozwoju „zielonej” energetyki. Zaczął wprowadzać ten cel w życie i ogłosił m.in. podwyżkę podatków od paliw kopalnych w celu sfinansowania inwestycji na rzecz środowiska. W odpowiedzi Francuzi wyszli na ulicę i przy okazji zażądali jego dymisji. Sytuacja ta pokazuje brak politycznego przygotowania Macrona do transformacji energetycznej, na którą obecnie kładzie się cień „żółtych kamizelek”. Francuzi z jednej strony krytykują prezydenta za zbyt wolne działania na rzecz środowiska, a z drugiej, gdy przechodzi on od słów do czynów, wychodzą na ulicę – pisze Patrycja Rapacka, redaktor BiznesAlert.pl.

Emmanuel Macron / fot. Wikimedia Commons

Krok do przodu i krok w tył

Transformacja energetyczna jest dla Francji w tym momencie za droga, ponieważ kosztuje wiele miliardów euro i wywołuje poważny konflikt między społeczeństwem, a rządem. Macron stoi obecnie przed dylematem – czy wybrać transformację energetyczną, czy akceptację ze strony obywateli i załagodzenie sytuacji w kraju? A czas nagli, bo trzeba wywiązać się także z celów porozumienia paryskiego. Na razie widać, że francuski prezydent jest bliższy postawienia na to drugie rozwiązanie, aby uspokoić nastroje społeczne. Rząd wycofał się z postulatu zwiększenia podatków od paliw kopalnych i taryf za energię elektryczną i ogłosił półroczne zawieszenie akcyzy za m.in. olej napędowy – przypomnijmy, że od 40 lat we Francji olej napędowy był objęty specjalną ulgą podatkową. To w znacznym stopniu zmniejszało koszty życia osób codziennie podróżujących do pracy. Aby uspokoić protestujących Macron wysłał na ulicę służby bezpieczeństwa, co doprowadziło do dezorganizacji życia publicznego.

Co więcej – francuskie media zaczęły informować o wynikach badań opinii publicznej, wskazujących na powszechne poparcie dla ruchu żółtych kamizelek. Macron sięgnął po narzędzia socjalne i zaproponował podwyżkę płacy minimalnej o 100 euro oraz szybsze wypłaty za nadgodziny, w celu uspokojenia nastrojów. Jednak realizacja tych postulatów wiąże się z dużymi nakładami finansowymi, które trzeba wyasygnować z budżetu państwa, podobnie jest w przypadku transformacji energetycznej. Z kolei protestujący żądają coraz więcej zmian. Nie da się ukryć, że spełnienie nowych postulatów socjalnych będzie słono kosztować francuski rząd. Powstaje więc pytanie co dalej z transformacją energetyczną i francuskim sektorem energetycznym?

Ograniczenie atomu zamiast jego porzucenia

Pod koniec listopada 2018 roku na Polach Elizejskich prezydent Francji przedstawił plan transformacji energetycznej, który zakłada przede wszystkim zmniejszenie udziału energii jądrowej w produkcji energii elektrycznej do 50 procent do 2035 roku (poprzedni rząd postulował podobny cel, ale do 2025 roku). Będzie się to wiązało z zamknięciem 14 z 58 obecnie funkcjonujących reaktorów jądrowych (dotyczyłoby to jednostek w Bugey, Dampierre, Cruas, Chinon, Gravelines, Tricastin oraz Blayais). Zamykanie jednego reaktora rocznie w latach 2025-2035 zmniejszyłoby moce jądrowe Francji o 10,8 GW (obecnie stanowią one około 63 GW). Należy cały czas pamiętać o starzejących się reaktorach, których wadliwość będzie stale wzrastała, co będzie się wiązać z potrzebą budowy nowych. Kilka dni temu Macron poinformował, że dopiero w 2022 roku (pierwotnie w połowie 2021 roku) rząd zdecyduje, czy francuska spółka państwowa EDF będzie mogła wybudować nowe reaktory jądrowe. Wszystkie wątpliwości i opóźnienia decyzyjne wynikają z budowy bloku EPR trzeciej generacji w Flamanville o mocy 1630 MW, która rozpoczęła się w 2007 roku. Zakończenie planowano na 2014 rok. Obecnie mamy 2019 i koszty budowy wzrosły z 4 miliardów do 10,5 miliardów euro. – W zależności od wyników badań i uzyskanych postępów podejmiemy decyzję około 2022 roku o tym, co nasz kraj zrobi z nową generacją reaktorów EPR – powiedział Macron, podczas debaty w Saone-et-Loire, cytowany przez agencję Reuters.

Co z pracownikami sektora jądrowego we Francji? Jest ich ponad 200 tysięcy. Zamknięcie wielu jednostek jądrowych będzie wiązało się z licznymi zwolnieniami wysoko wykwalifikowanych specjalistów. Jest więc ryzyko, że związki zawodowe będą chciały także wyjść na ulice w celu obrony własnych miejsc pracy. Przez wiele lat prezydenci Francji podkreślali istotną rolę atomu w rozwoju państwa oraz samej gospodarki, dzięki któremu Paryż może szczycić się niezależnością energetyczną. Zamknięcie reaktorów i zaprzestanie budowy nowych może spowodować, jak powiedział były prezydent Jacques Chirac w 2011 roku, że „wiedza technologiczna, osiągnięcia myśli naukowej oraz prace badawcze rozwijane przez blisko siedemdziesiąt lat, niezbędne do budowania reaktorów jądrowych, nieuchronnie na zawsze zostaną utracone”.

Cios wizerunkowy

Macron stoi obecnie w obliczu dużego dylematu, w związku z przyszłością francuskiego sektora jądrowego, którego rozwój stał się kością niezgody między nim, a popularnym ministrem środowiska, Nicolasem Hulotem, który wszedł do rządu z wielkim ambicjami. O swojej rezygnacji poinformował podczas audycji radiowej. Hulot przestał się zgadzać z rządem, stwierdzając, że decydenci nie słuchali jego opinii, a potem okazało się, że jego plany zostały ograniczone limitami budżetowymi. Były minister chciał pomóc ludziom, którzy mieliby ponieść koszty związane z redukcją zanieczyszczeń. Stwierdził, że protestów „żółtych kamizelek” można byłoby uniknąć, gdyby Macron zdecydował się na ambitną transformację energetyczną. Krytykował także zbyt wolne odchodzenie od energetyki jądrowej. Jego rezygnacja była ciosem wymierzonym w ekologiczny wizerunek prezydenta, który jest kreowany także za granicą.

Czy plan jest realny?

Środowiska związane z OZE zarzucają obecnemu rządowi, że utrudnia on rozmowy o transformacji energetycznej we Francji, która miałaby zmierzać do przestawienia się na zeroemisyjne źródła energii. Rząd miał zrezygnować z kilku warsztatów i zablokować debatę o bardziej radyklanych scenariuszach wycofywania się Francji z atomu oraz skupić się na tych służących rozwojowi energetyki jądrowej. Macron miał odrzucić dwa takie scenariusze, co zdementował sam Hulot. Jak się okazuje, nie on jest wcale przeciwnikiem odnawialnych źródeł energii, jak próbują go kreować zwolennicy OZE. Podczas swojego przemówienia na Polach Elizejskich zapowiedział, że do 2030 roku planuje potroić moce wiatrowe. W rezultacie 40 procent energii we Francji pochodziłoby z OZE. Nie zapomniał także o rozwoju morskich farm wiatrowych – do 2030 roku prezydent Francji chce ogłosić cztery przetargi na budowę nowych mocy. Roczne wydatki na dotacje dla „zielonych” projektów musiałyby być zwiększone z 5 miliardów do 7-8 miliardów euro według danych Platts. W trakcie przemówienia Macron przedstawił OZE jako alternatywę wobec paliw kopalnych, potrzebnych m.in. w transporcie. Same paliwa kopalne miały być wyparte z tego sektora przez ekspansję samochodów elektrycznych, która wymaga dużych nakładów energii. Należy zauważyć, że popyt na energię elektryczną może spaść do 460 TWh do 2025 roku, ale wzrośnie ponownie do poziomu 480 TWh około 2035 roku. Francja spodziewa się mniej więcej 15 milionów samochodów elektrycznych do 2030 roku. Czy OZE może przy takich potrzebach zastąpić atom i węgiel?

Niezdecydowanie

Macron zapewnia, że jego rząd w największym stopniu postawił na politykę środowiskową w porównaniu z poprzednikami. Donaldowi Trumpowi oraz ustawodawcom amerykańskim powiedział wprost – „nie ma planety B”. Sami zwolennicy transformacji energetycznej twierdzą, że obecna administracja robi zdecydowanie za mało. Trudno zgodzić z tym zarzutem, wziąwszy pod uwagę, że zaraz po przedstawieniu planów redukcji energii z atomu i zwiększenia udziału OZE w miksie energetycznym, w celu sfinansowania nowych inwestycji, Macron zapowiedział podwyższenie podatków od paliw kopalnych. Decyzja ta wywołała bunt, nazywany przez niektórych „rewolucją”, na której prezydent musi się teraz skupić. Nie chodzi tu o to, by bronić Macrona, ale należy wziąć pod uwagę, że nie był on przygotowany politycznie do wdrożenia proponowanych zmian. Z drugiej strony, jeśli Francja chce faktycznie postawić na rozwój zielonej energetyki – to społeczeństwo zamiast krytykować, powinno wesprzeć prezydenta.

Jakóbik: Paryż płonie. Czy po COP24 zapłonie świat?