icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Wójcik: USA już wygrały z Iranem. Scenariusze wojenne a rynek ropy (ANALIZA)

Ewentualne działania militarne na Bliskim Wschodzie przeciw Iranowi i związane z tym ograniczenie wydobycia ropy w regionie, a także wzrost jej ceny będą pozytywnie wpływać na gospodarkę USA. Z największego importera ropy naftowej, za sprawą rewolucji łupkowej w zaledwie kilka lat, Stany Zjednoczone zmieniły się w największego producenta gazu i ropy, który netto je eksportuje. Ograniczenie czy wstrzymanie produkcji ropy na Bliskim Wschodzie to większe zapotrzebowanie na ropę z USA. I wyższe ceny – pisze Teresa Wójcik, redaktor BiznesAlert.pl.

Prezydent Donald Trump w 2018 roku wycofał USA z porozumienia nuklearnego z Iranem, ale pozostałe państwa-sygnatariusze tego paktu – przynajmniej na razie – wolą go utrzymać w mocy. Sytuacja jednak jest coraz bardziej konfliktowa – z jednej strony Waszyngton nałożył sankcje na Iran i zagroził retorsjami wszystkim krajom i podmiotom, które amerykańskich sankcji nie będą przestrzegać. Z drugiej strony Iran – jak zapowiedział w minioną niedzielę rzecznik rządu w Teheranie Ali Rabiei – przechodzi do kolejnego etapu denuncjacji porozumienia nuklearnego z 2015 r. i podnosi pułap wzbogacania uranu powyżej 3,67 procent, czyli przekraczając normę przyjętą przez strony w układzie nuklearnym.

Argumenty Teheranu

Jest to pewna presja na mocarstwa, które nie wystąpiły z porozumienia, ale według zarzutu wiceministra Iranu Abbasa Arakczi, presja zasłużona. Te mocarstwa nie pomogły Teheranowi „w stworzeniu systemu sprzedaży ropy, który omijałby sankcje Waszyngtonu”. Arakczi oficjalnie zapowiedział, że „jeśli sytuacja się nie zmieni, to Iran co 60 dni będzie coraz bardziej wycofywał się ze swoich zobowiązań przyjętych w porozumieniu.”
Dzień wcześniej Behrouz Kamalvandi, rzecznik irańskiej agencji energii atomowej poinformował całkiem szczerze, że Iran – pomimo normy przyjętej w porozumieniu – dla rozwoju swojej energetyki jądrowej powinien wzbogacać uran na poziomie 5 procent, co i tak byłoby bardzo dużą szkodą Iranu, ponieważ przed zawarciem porozumienia nuklearnego poziom ten wynosił 20 procent.

Zdaniem Kamalvandiego jest to poziom w pełni bezpieczny, bo do wyprodukowania bomby atomowej konieczne jest wzbogacanie na poziomie 90 procent. Wynikałoby z tego, że Iran został niepotrzebnie pokrzywdzony przez porozumienie, które uniemożliwia rozwój energetyki jądrowej w tym kraju. Można to tak rozumieć, że w istocie to Teheranowi zależy na zerwaniu porozumienia, aby uzyskać swobodę rozwoju nowej branży. Jednak tego samego dnia znacznie delikatniej wystąpił minister spraw zagranicznych Iranu Mohammad Dżawad Zarif zapowiadając w minioną niedzielę na Twitterze, że Iran „może się wycofać z każdego ze swych obecnych posunięć, jeśli tylko Berlin, Londyn i Paryż będą działać w zgodzie z porozumieniem zawartym w 2015 roku w Wiedniu.”

Iran zawiesił przestrzeganie niektórych zobowiązań wynikających z porozumienia nuklearnego już maju br. Była to reakcja na zarzuty USA, wystąpienie Waszyngtonu z porozumienia i przywrócenie przez administrację Trumpa sankcji gospodarczych. Teheran zapowiedział też wtedy, że jeśli pozostałe strony porozumienia nie podejmą kroków chroniących jego gospodarkę przed skutkami amerykańskich sankcji, to w ciągu 60 dni zacznie wzbogacanie uranu.

Czy wszystko zależy od Białego Domu?

W kontekście tego ciągu wydarzeń należy oceniać znaczenie zatrzymania w Gibraltarze przez Brytyjczyków wielkiego tankowca z pełnym ładunkiem ropy irańskiej dla rządu syryjskiego. Teheran uznał to jako akt Londynu wrogi wobec Iranu zupełnie pomijając fakt, że dostawa ropy do tego państwa stanowi przede wszystkim złamanie sankcji wobec Syrii. Choć jasne jest, że to Iran sprzedał ropę.

Zatrzymanie tankowca to kolejne wydarzenie zwiększające napięcie w regionie Bliskiego Wschodu, po całej serii incydentów, których jawnym lub niejawnym sprawcą był Teheran. W sytuacji rosnącego napięcia w relacjach z Koreą Północną prezydent Trump podjął osobiste rozmowy z Kim Dzong Un. Rozmowy przyniosły zamierzony efekt, zagrożenie agresją udało się Trumpowi wyeliminować.

Z państwem teokratycznym trudniej?

Wobec tego – czemu nie pojawia się po stronie USA inicjatywa dwustronnego osobistego kontaktu z politycznym przedstawicielem Iranu? Jest problem – kto miałby nim być. Korea Północna jest rządzona przez dyktatora i czy się Zachodowi podoba, czy nie – dyktator jest jedyną decyzyjną osobą we władzach tego azjatyckiego państwa. Kto jest taką osobistością w Teheranie? Prezydent Hasan Rouhani czy głowa państwa – Najwyższy Przywódca Ali Chamenei – najwyższy duchowny. Iran jest Republiką Islamską, czyli państwem teokratycznym, a więc ważniejszy jest najwyższy przedstawiciel religii czy wybrany prezydent?

Gdyby doszło do maksymalnego rozwoju konfliktu USA – Iran, to zdaniem ekspertów Pentagonu Teheran wykorzysta wszystkie swoje możliwości w taki sposób, aby osiągnąć dwa cele: zamknąć Cieśninę Ormuz dla ruchu morskiego uniemożliwiając państwom arabskim morski eksport ropy, a także uniemożliwić okrętom amerykańskim i sojuszniczym operacje wojenne w tym akwenie. Oczywiście – morskie i lotnicze siły USA ostatecznie pokonają siły irańskie blokujące Cieśninę. Pozostaje bez odpowiedzi pytanie o to, jak długo to potrwa – kilka dni czy może kilka miesięcy. Ale może też wybuchnąć wojna regionalna i to już byłby zupełnie inny scenariusz, w którym wydobycie ropy i gazu, a także cała infrastruktura eksportowa poniosą duże straty. Nie mówiąc już o stratach ludzkich. Także w siłach USA i sojuszników.

Trzy scenariusze wojenne i globalny rynek ropy

Wg ekspertów Pentagonu liczyć się należy z takimi trzema scenariuszami. Pierwszy i drugi to działania militarne Iranu w Cieśninie Ormuz. Trzeci to wojna w Zatoce Perskiej.

W pierwszym scenariuszu Cieśnina jest zablokowana dla statków handlowych tylko kilka dni, co będzie mieć bardzo ograniczony wpływ na globalny rynek ropy (może być to częściowo nawet wpływ korzystny – spadną w wielu krajach zapasy ropy) – przez kilka dni mielibyśmy skok cen nieco ponad 100 dol. za baryłkę. A potem powrót do cen sprzed kryzysu.

Drugi scenariusz przewiduje, że Iran blokuje Cieśninę Ormuz przez 45 dni, a powrót tankowców na tę trasę jest możliwy dopiero po kolejnych 45 dniach. Ta sytuacja stanowiłaby bardzo poważne obciążenie dla globalnego rynku ropy, co z kolei przeniosłoby negatywne skutki na światowy system finansowy, powodując m.in. długotrwałą inflację. Wyczerpane zostałyby w większości rezerwy ropy naftowej w wielu państwach świata. Ceny ropy wzrosłyby niebotycznie – wg oceny Centrum Badań i Badań Ropy Naftowej (KAPSARC) w Arabii Saudyjskiej – nawet do 385 dol. za baryłkę.

Wreszcie w trzecim scenariuszu, kiedy dochodzi do zamknięcia Cieśniny Ormuz przez trzy miesiące oraz do dużych zniszczeń infrastruktury wydobywczej i eksportującej ropę naftową w Zatoce Perskiej – globalne ceny ropy osiągają niewyobrażalną wysokość i nie zaczną spadać dopóki światowa gospodarka nie pogrąży się na kilka lat w głębokiej recesji.

Wszystkie trzy scenariusze negatywne dla globalnej gospodarki dają pewne perspektywy krajom – eksporterom ropy spoza Zatoki Perskiej, choć sekretarz generalny OPEC Mohammad Sanusi Barkindow w miniony poniedziałek ocenił, że obecna sytuacja wśród producentów i eksporterów ropy, wynikająca przede wszystkim z sankcji USA wobec Iranu wpływa bardzo niekorzystnie na stabilność globalnego rynku ropy.

Waszyngton już wygrał konfrontację z Teheranem

Ewentualne działania militarne na Bliskim Wschodzie przeciw Iranowi i związane z tym ograniczenie wydobycia ropy na Bliskim Wschodzie oraz wzrost jej ceny będą pozytywnie wpływać na gospodarkę USA. Tym razem, inaczej niż w czasie drugiej wojny w Zatoce Perskiej, Stanom Zjednoczonym nie chodzi o zagwarantowanie sobie dostaw ropy. Z największego importera ropy naftowej, za sprawą rewolucji łupkowej w zaledwie kilka lat, USA zmieniły się w największego producenta gazu i ropy, który netto je eksportuje. Dzisiaj Stany Zjednoczone produkują trzy razy więcej ropy niż Iran. Zaspakajają w pełni swoje potrzeby i nadal mogą zwiększać produkcję.

USA korzystają z zaostrzenia konfliktu z Iranem, bo dzięki temu mają perspektywy dalszego zwiększania wydobycia u siebie ropy łupkowej także na eksport przy pewnym zwiększeniu cen. To znaczy, że gospodarczo konflikt z Iranem Stany Zjednoczone już właściwie wygrały. Tak czy inaczej, ograniczą bowiem wydobycie i handel ropą naftową przez Iran. Zrobią to bez konfliktu zbrojnego poprzez sankcje lub w sposób siłowy. To oczywiście spowoduje presję na wzrost cen ropy i – jak już wspomniałam – bardzo pożądaną presję na jeszcze większy wzrost produkcji w USA. Dlatego inaczej niż w 2003 roku, obecnie w przypadku eskalacji konfliktu, także kurs dolara może zyskiwać na wartości wobec osiągania gigantycznych zysków z rewolucji łupkowej. Na razie ceny ropy nieznacznie idą w górę, wspierane przez rosnące obawy, że „może dojść do przypadkowego starcia na Bliskim Wschodzie” – jak ocenia Takayuki Nogami, główny ekonomista Japan Oil, Gas and Metals National Corp.

Wczoraj (9 lipca) baryłka lekkiej ropy WTI (West Texas Intermediate) w dostawach na sierpień na giełdzie paliwowej NYMEX w Nowym Jorku była wyceniana po 57,71 dol., po zwyżce ceny o 0,35 procent.

Ropa Brent w dostawach na wrzesień na giełdzie paliw ICE Futures Europe w Londynie kosztowała po 64,44 dol. za baryłkę, po wzroście notowań o 0,34 procent. Im ostrzej będzie na Bliskim Wschodzie – tym trend zwyżki będzie trwalszy.

Ewentualne działania militarne na Bliskim Wschodzie przeciw Iranowi i związane z tym ograniczenie wydobycia ropy w regionie, a także wzrost jej ceny będą pozytywnie wpływać na gospodarkę USA. Z największego importera ropy naftowej, za sprawą rewolucji łupkowej w zaledwie kilka lat, Stany Zjednoczone zmieniły się w największego producenta gazu i ropy, który netto je eksportuje. Ograniczenie czy wstrzymanie produkcji ropy na Bliskim Wschodzie to większe zapotrzebowanie na ropę z USA. I wyższe ceny – pisze Teresa Wójcik, redaktor BiznesAlert.pl.

Prezydent Donald Trump w 2018 roku wycofał USA z porozumienia nuklearnego z Iranem, ale pozostałe państwa-sygnatariusze tego paktu – przynajmniej na razie – wolą go utrzymać w mocy. Sytuacja jednak jest coraz bardziej konfliktowa – z jednej strony Waszyngton nałożył sankcje na Iran i zagroził retorsjami wszystkim krajom i podmiotom, które amerykańskich sankcji nie będą przestrzegać. Z drugiej strony Iran – jak zapowiedział w minioną niedzielę rzecznik rządu w Teheranie Ali Rabiei – przechodzi do kolejnego etapu denuncjacji porozumienia nuklearnego z 2015 r. i podnosi pułap wzbogacania uranu powyżej 3,67 procent, czyli przekraczając normę przyjętą przez strony w układzie nuklearnym.

Argumenty Teheranu

Jest to pewna presja na mocarstwa, które nie wystąpiły z porozumienia, ale według zarzutu wiceministra Iranu Abbasa Arakczi, presja zasłużona. Te mocarstwa nie pomogły Teheranowi „w stworzeniu systemu sprzedaży ropy, który omijałby sankcje Waszyngtonu”. Arakczi oficjalnie zapowiedział, że „jeśli sytuacja się nie zmieni, to Iran co 60 dni będzie coraz bardziej wycofywał się ze swoich zobowiązań przyjętych w porozumieniu.”
Dzień wcześniej Behrouz Kamalvandi, rzecznik irańskiej agencji energii atomowej poinformował całkiem szczerze, że Iran – pomimo normy przyjętej w porozumieniu – dla rozwoju swojej energetyki jądrowej powinien wzbogacać uran na poziomie 5 procent, co i tak byłoby bardzo dużą szkodą Iranu, ponieważ przed zawarciem porozumienia nuklearnego poziom ten wynosił 20 procent.

Zdaniem Kamalvandiego jest to poziom w pełni bezpieczny, bo do wyprodukowania bomby atomowej konieczne jest wzbogacanie na poziomie 90 procent. Wynikałoby z tego, że Iran został niepotrzebnie pokrzywdzony przez porozumienie, które uniemożliwia rozwój energetyki jądrowej w tym kraju. Można to tak rozumieć, że w istocie to Teheranowi zależy na zerwaniu porozumienia, aby uzyskać swobodę rozwoju nowej branży. Jednak tego samego dnia znacznie delikatniej wystąpił minister spraw zagranicznych Iranu Mohammad Dżawad Zarif zapowiadając w minioną niedzielę na Twitterze, że Iran „może się wycofać z każdego ze swych obecnych posunięć, jeśli tylko Berlin, Londyn i Paryż będą działać w zgodzie z porozumieniem zawartym w 2015 roku w Wiedniu.”

Iran zawiesił przestrzeganie niektórych zobowiązań wynikających z porozumienia nuklearnego już maju br. Była to reakcja na zarzuty USA, wystąpienie Waszyngtonu z porozumienia i przywrócenie przez administrację Trumpa sankcji gospodarczych. Teheran zapowiedział też wtedy, że jeśli pozostałe strony porozumienia nie podejmą kroków chroniących jego gospodarkę przed skutkami amerykańskich sankcji, to w ciągu 60 dni zacznie wzbogacanie uranu.

Czy wszystko zależy od Białego Domu?

W kontekście tego ciągu wydarzeń należy oceniać znaczenie zatrzymania w Gibraltarze przez Brytyjczyków wielkiego tankowca z pełnym ładunkiem ropy irańskiej dla rządu syryjskiego. Teheran uznał to jako akt Londynu wrogi wobec Iranu zupełnie pomijając fakt, że dostawa ropy do tego państwa stanowi przede wszystkim złamanie sankcji wobec Syrii. Choć jasne jest, że to Iran sprzedał ropę.

Zatrzymanie tankowca to kolejne wydarzenie zwiększające napięcie w regionie Bliskiego Wschodu, po całej serii incydentów, których jawnym lub niejawnym sprawcą był Teheran. W sytuacji rosnącego napięcia w relacjach z Koreą Północną prezydent Trump podjął osobiste rozmowy z Kim Dzong Un. Rozmowy przyniosły zamierzony efekt, zagrożenie agresją udało się Trumpowi wyeliminować.

Z państwem teokratycznym trudniej?

Wobec tego – czemu nie pojawia się po stronie USA inicjatywa dwustronnego osobistego kontaktu z politycznym przedstawicielem Iranu? Jest problem – kto miałby nim być. Korea Północna jest rządzona przez dyktatora i czy się Zachodowi podoba, czy nie – dyktator jest jedyną decyzyjną osobą we władzach tego azjatyckiego państwa. Kto jest taką osobistością w Teheranie? Prezydent Hasan Rouhani czy głowa państwa – Najwyższy Przywódca Ali Chamenei – najwyższy duchowny. Iran jest Republiką Islamską, czyli państwem teokratycznym, a więc ważniejszy jest najwyższy przedstawiciel religii czy wybrany prezydent?

Gdyby doszło do maksymalnego rozwoju konfliktu USA – Iran, to zdaniem ekspertów Pentagonu Teheran wykorzysta wszystkie swoje możliwości w taki sposób, aby osiągnąć dwa cele: zamknąć Cieśninę Ormuz dla ruchu morskiego uniemożliwiając państwom arabskim morski eksport ropy, a także uniemożliwić okrętom amerykańskim i sojuszniczym operacje wojenne w tym akwenie. Oczywiście – morskie i lotnicze siły USA ostatecznie pokonają siły irańskie blokujące Cieśninę. Pozostaje bez odpowiedzi pytanie o to, jak długo to potrwa – kilka dni czy może kilka miesięcy. Ale może też wybuchnąć wojna regionalna i to już byłby zupełnie inny scenariusz, w którym wydobycie ropy i gazu, a także cała infrastruktura eksportowa poniosą duże straty. Nie mówiąc już o stratach ludzkich. Także w siłach USA i sojuszników.

Trzy scenariusze wojenne i globalny rynek ropy

Wg ekspertów Pentagonu liczyć się należy z takimi trzema scenariuszami. Pierwszy i drugi to działania militarne Iranu w Cieśninie Ormuz. Trzeci to wojna w Zatoce Perskiej.

W pierwszym scenariuszu Cieśnina jest zablokowana dla statków handlowych tylko kilka dni, co będzie mieć bardzo ograniczony wpływ na globalny rynek ropy (może być to częściowo nawet wpływ korzystny – spadną w wielu krajach zapasy ropy) – przez kilka dni mielibyśmy skok cen nieco ponad 100 dol. za baryłkę. A potem powrót do cen sprzed kryzysu.

Drugi scenariusz przewiduje, że Iran blokuje Cieśninę Ormuz przez 45 dni, a powrót tankowców na tę trasę jest możliwy dopiero po kolejnych 45 dniach. Ta sytuacja stanowiłaby bardzo poważne obciążenie dla globalnego rynku ropy, co z kolei przeniosłoby negatywne skutki na światowy system finansowy, powodując m.in. długotrwałą inflację. Wyczerpane zostałyby w większości rezerwy ropy naftowej w wielu państwach świata. Ceny ropy wzrosłyby niebotycznie – wg oceny Centrum Badań i Badań Ropy Naftowej (KAPSARC) w Arabii Saudyjskiej – nawet do 385 dol. za baryłkę.

Wreszcie w trzecim scenariuszu, kiedy dochodzi do zamknięcia Cieśniny Ormuz przez trzy miesiące oraz do dużych zniszczeń infrastruktury wydobywczej i eksportującej ropę naftową w Zatoce Perskiej – globalne ceny ropy osiągają niewyobrażalną wysokość i nie zaczną spadać dopóki światowa gospodarka nie pogrąży się na kilka lat w głębokiej recesji.

Wszystkie trzy scenariusze negatywne dla globalnej gospodarki dają pewne perspektywy krajom – eksporterom ropy spoza Zatoki Perskiej, choć sekretarz generalny OPEC Mohammad Sanusi Barkindow w miniony poniedziałek ocenił, że obecna sytuacja wśród producentów i eksporterów ropy, wynikająca przede wszystkim z sankcji USA wobec Iranu wpływa bardzo niekorzystnie na stabilność globalnego rynku ropy.

Waszyngton już wygrał konfrontację z Teheranem

Ewentualne działania militarne na Bliskim Wschodzie przeciw Iranowi i związane z tym ograniczenie wydobycia ropy na Bliskim Wschodzie oraz wzrost jej ceny będą pozytywnie wpływać na gospodarkę USA. Tym razem, inaczej niż w czasie drugiej wojny w Zatoce Perskiej, Stanom Zjednoczonym nie chodzi o zagwarantowanie sobie dostaw ropy. Z największego importera ropy naftowej, za sprawą rewolucji łupkowej w zaledwie kilka lat, USA zmieniły się w największego producenta gazu i ropy, który netto je eksportuje. Dzisiaj Stany Zjednoczone produkują trzy razy więcej ropy niż Iran. Zaspakajają w pełni swoje potrzeby i nadal mogą zwiększać produkcję.

USA korzystają z zaostrzenia konfliktu z Iranem, bo dzięki temu mają perspektywy dalszego zwiększania wydobycia u siebie ropy łupkowej także na eksport przy pewnym zwiększeniu cen. To znaczy, że gospodarczo konflikt z Iranem Stany Zjednoczone już właściwie wygrały. Tak czy inaczej, ograniczą bowiem wydobycie i handel ropą naftową przez Iran. Zrobią to bez konfliktu zbrojnego poprzez sankcje lub w sposób siłowy. To oczywiście spowoduje presję na wzrost cen ropy i – jak już wspomniałam – bardzo pożądaną presję na jeszcze większy wzrost produkcji w USA. Dlatego inaczej niż w 2003 roku, obecnie w przypadku eskalacji konfliktu, także kurs dolara może zyskiwać na wartości wobec osiągania gigantycznych zysków z rewolucji łupkowej. Na razie ceny ropy nieznacznie idą w górę, wspierane przez rosnące obawy, że „może dojść do przypadkowego starcia na Bliskim Wschodzie” – jak ocenia Takayuki Nogami, główny ekonomista Japan Oil, Gas and Metals National Corp.

Wczoraj (9 lipca) baryłka lekkiej ropy WTI (West Texas Intermediate) w dostawach na sierpień na giełdzie paliwowej NYMEX w Nowym Jorku była wyceniana po 57,71 dol., po zwyżce ceny o 0,35 procent.

Ropa Brent w dostawach na wrzesień na giełdzie paliw ICE Futures Europe w Londynie kosztowała po 64,44 dol. za baryłkę, po wzroście notowań o 0,34 procent. Im ostrzej będzie na Bliskim Wschodzie – tym trend zwyżki będzie trwalszy.

Najnowsze artykuły