KOMENTARZ
Agata Rzędowska
Redaktor BiznesAlert.pl
Pokazywany jako dobry przykład, norweski model wprowadzania elektromobilności, choć faktycznie bardzo inspirujący nie jest wolny od wad.Popularność Tesli i powszechny dostęp do szybkich ładowarek nie przekonują wszystkich. Obawy Norwegów, którzy jeszcze nie przesiedli się do samochodów zeroemisyjnych są następujące: zmiany w prawie, które pozbawią ich przywilejów w trakcie użytkowania samochodu, brak wystarczającej infrastruktury w ich okolicy, możliwy wzrost cen energii, problem z utylizacją zużytych baterii, problem ze sprzedażą samochodów używanych.
Jak pokazują badania prowadzone w kraju fiordów, EV są najczęściej drugim samochodem w gospodarstwie domowym. Pojazdem pozwalającym na poruszanie się w najbliższej okolicy a nie dalekie codzienne dojazdy do pracy. Młodzi wolą samochody elektryczne wypożyczać niż posiadać.
Obawy dotyczące prawa też nie są nieuzasadnione. W Danii właśnie zniesiono część przywilejów dla posiadaczy EV. Odbiło się to natychmiast na poziomie sprzedaży i wywołało wiele kontrowersji wewnątrz kraju. Obecnie w Norwegii właściciel EV nie musi płacić podatku drogowego, ma dostęp do darmowych ładowarek, może wjeżdżać do centrów miast, nie płacić za parkowanie. Podobnie było w Danii.
Władze norweskie już zapowiedziały, że przywileje się skończą, prawdopodobnie w 2020 roku. Celem rządu, kiedy tworzono politykę elektromobilności, było wprowadzenie na norweskie drogi 50.000 samochodów elektrycznych do 2018 roku. Jak widać dziś, cel został osiągnięty trzy lata wcześniej. 50.000 odnotowano w 2015, pod koniec 2016 jest ich już ponad 100.000 (wliczając hybrydy).
Infrastruktura do ładowania, z naszej perspektywy (około 300 stacji w całym kraju), jest faktycznie imponująca, ale nawet w Norwegii (gdzie jest ponad 850), w związku z odległościami, klimatem czy ukształtowaniem terenu użytkownicy EV mogą czuć dyskomfort i mieć obawy, że nie będą mogli poruszać się z taką łatwością do jakiej przyzwyczaiły ich samochody spalinowe. Zresztą będą to obawy uzasadnione, bo przecież poruszanie się EV to także zmiana przyzwyczajeń. A wyjście poza strefę komfortu jest zawsze trudne.
Obecnie ceny energii w Norwegii, dla przeciętnego mieszkańca nie są wysokie. Nie ma tam praktycznie problemu wykluczenia energetycznego. Jednak w związku z kryzysem na rynku ropy, Norwegowie mają obawy jak potoczą się ich dalsze finansowe losy. Przy wzroście bezrobocia zauważalnym np. w regionie Rogaland i pierwszej od początku lat dziewięćdziesiątych tak kiepskiej kondycji finansowej ( o 2,3% spadły wpływy dla państwa w drugim kwartale 2016 roku w porównaniu z analogicznym czasem w 2015 roku; wydatki wzrosły o 8%; deficyt wynosił w tym czasie około 5 miliardów koron).
Brak poczucia bezpieczeństwa w związku z sytuacją finansową, ma na pewno także wpływ na obawy związane z odsprzedażą używanego EV. Ponieważ tak szybko zmienia się pojemność baterii w EV, pojawiają się nowe doskonalsze modele samochodów, Norwegowie obawiają się, że cena używanych samochodów nie zadowoli ich, a nawet może się okazać, że będą mieli kłopot ze zalezieniem chętnych na ich zakup.
Norwegowie nie zapominają także o ekologii i parzą na nią bardzo szeroko. Wyprodukowanie baterii do samochodów elektrycznych, a później ich utylizacja i recykling nie są wcale tanie i proste oraz neutralne dla środowiska. Jak można się domyślać, pracują także nad tym problemem, ale jak dotąd nie opracowano doskonałej metody. Żywotność baterii to także temat dynamicznie się zmieniający – być może nowsze systemy akumulujące spowodują, że jeszcze więcej Norwegów spojrzy na samochody elektryczne łaskawszym okiem.
Póki co elektromobilność w Norwegii ma się dobrze i choć nie jest tam tak cicho jak latem (opony zimowe często wyposażone są w kolce i to powoduje szum w czasie jazdy) to szczególnie w dużych miastach, komfort związany z niskoemisyjnością i redukcją poziomu hałasu wytwarzanego przez silniki diesla są odczuwalne.