icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Tania ropa zagraża branży wydobywczej, ale stymuluje gospodarkę

(Reuters/Bloomberg/OilCapital/Wojciech Jakóbik)

W środę 9 grudnia cena ropy naftowej wzrosła po rekordowym spadku. Stało się tak dzięki obniżeniu rezerw surowca w USA i 1,9 mln do 488 mln baryłek oraz korzystnych danych ekonomicznych z Azji.

O 7.00 polskiego czasu baryłka Brent kosztowała 40,86 dolarów, a WTI 38,26 dolarów. Obie zyskiwały na wartości po spadku sięgającym siedmioletniego niżu. Wtedy mieszanka europejska Brent spadła poniżej psychologicznej bariery 40 dolarów, nieprzekroczonej od lutego 2009 roku. Był to skutek braku decyzji kartelu naftowego OPEC o ograniczeniu wydobycia surowca przez jego członków w celu podwyższenia ceny baryłki.

Według agencji Fitch średnia cena ropy naftowej w 2016 roku wyniesie 55 dolarów, a rok później 65 dolarów za baryłkę. Zdaniem jej analityków spadek wartości ropy jest głównym czynnikiem obniżającym ratingi krajów uzależnionych od eksportu tego surowca, czyli tzw. petrostates jak Rosja czy Arabia Saudyjska.

Chociaż na tanią ropę narzeka branża wydobywcza, której coraz mniej opłaca się wiercić, to cieszą się bankierzy. Według agencji Bloomberg tania baryłka to stymulant dla gospodarki nie gorszy niż programu pobudzania popytu poprzez drukowanie pieniędzy. Banki centralne mogą z niego na razie zrezygnować, bo inwestorzy mają do dyspozycji więcej kapitału, ze względu na niższe koszty zakupu ropy. Zdaniem analityka Societe Generale Michali Marcussen, każdy spadek wartości ropy o 10 dolarów za baryłkę zwiększa globalny wzrost gospodarczy o 0,1 procent. Obniżka cen trwająca od połowy 2014 roku miała jej zdaniem przynieść światu premię w wysokości dodatkowych 2 procent wzrostu. Według niej spadek wartości baryłki działa jak obniżenie podatków. Wraz z nią spada także koszt energii elektrycznej, co ma znaczenie dla każdej gałęzi gospodarki.

(Reuters/Bloomberg/OilCapital/Wojciech Jakóbik)

W środę 9 grudnia cena ropy naftowej wzrosła po rekordowym spadku. Stało się tak dzięki obniżeniu rezerw surowca w USA i 1,9 mln do 488 mln baryłek oraz korzystnych danych ekonomicznych z Azji.

O 7.00 polskiego czasu baryłka Brent kosztowała 40,86 dolarów, a WTI 38,26 dolarów. Obie zyskiwały na wartości po spadku sięgającym siedmioletniego niżu. Wtedy mieszanka europejska Brent spadła poniżej psychologicznej bariery 40 dolarów, nieprzekroczonej od lutego 2009 roku. Był to skutek braku decyzji kartelu naftowego OPEC o ograniczeniu wydobycia surowca przez jego członków w celu podwyższenia ceny baryłki.

Według agencji Fitch średnia cena ropy naftowej w 2016 roku wyniesie 55 dolarów, a rok później 65 dolarów za baryłkę. Zdaniem jej analityków spadek wartości ropy jest głównym czynnikiem obniżającym ratingi krajów uzależnionych od eksportu tego surowca, czyli tzw. petrostates jak Rosja czy Arabia Saudyjska.

Chociaż na tanią ropę narzeka branża wydobywcza, której coraz mniej opłaca się wiercić, to cieszą się bankierzy. Według agencji Bloomberg tania baryłka to stymulant dla gospodarki nie gorszy niż programu pobudzania popytu poprzez drukowanie pieniędzy. Banki centralne mogą z niego na razie zrezygnować, bo inwestorzy mają do dyspozycji więcej kapitału, ze względu na niższe koszty zakupu ropy. Zdaniem analityka Societe Generale Michali Marcussen, każdy spadek wartości ropy o 10 dolarów za baryłkę zwiększa globalny wzrost gospodarczy o 0,1 procent. Obniżka cen trwająca od połowy 2014 roku miała jej zdaniem przynieść światu premię w wysokości dodatkowych 2 procent wzrostu. Według niej spadek wartości baryłki działa jak obniżenie podatków. Wraz z nią spada także koszt energii elektrycznej, co ma znaczenie dla każdej gałęzi gospodarki.

Najnowsze artykuły