Stępiński: Rosja wygrywa na boisku, a Gazprom przegrywa w sądzie

2 lipca 2018, 10:30 Energetyka

Na tle banerów reklamowych Gazpromu Rosja świętuje awans do ćwierćfinału mistrzostw świata w piłce nożnej. Jednak sukces Sbornej nie przysłoni kolejnych porażek, jakich koncern doznaje przed europejskimi sądami. W miniony weekend arbitraż zapalił zielone światło dla PGNiG, aby mogło renegocjować ceny zakupu rosyjskiego gazu. To kolejny dowód na to, że strategia cenowa Gazpromu jest oparta o politykę, a nie o mechanizmy rynkowe. Tymczasem w obronie monopolisty stają rosyjskie media, atakując podejmowane przez Polskę próby dywersyfikacji źródeł dostaw gazu – pisze Piotr Stępiński, redaktor BiznesAlert.pl.

Siedziba Gazpromu w Petersburgu. Fot. Flickr
Siedziba Gazpromu w Petersburgu. Fot. Flickr

W miniony weekend Trybunał Arbitrażowy w Sztokholmie uznał argumenty PGNiG i orzekł w wyroku częściowym, że spełniona została przesłanka kontraktowa uprawniająca PGNiG do żądania obniżenia ceny w kontrakcie długoterminowym, na podstawie którego Gazprom dostarcza gaz do Polski. Jak zaznaczyła polska spółka, Gazprom przez lata odrzucał możliwość dokonania takiej zmiany, w związku z czym cena kontraktowa znacząco przewyższała ceny na rynkach europejskich.

Źródło: PGNiG

W 2014 roku PGNiG skorzystało z możliwości, jaką przewidywał podpisany w 1996 roku tzw. kontrakt jamalski, a więc z renegocjacji zawartych w nim cen. Po wyczerpaniu okresu negocjacyjnego w maju 2015 roku polski koncern skierował spór do rozstrzygnięcia przez Trybunał Arbitrażowy w Sztokholmie. Następnie w lutym 2016 roku PGNiG złożyło oficjalny pozew przeciwko Gazpromowi. Przypomnijmy, że kontrakt jamalski zakłada dostawy ok. 10 mld m sześc. gazu rocznie. Ponadto w kontrakcie Gazprom narzucił klauzulę „take or pay”, na mocy której PGNiG musi odebrać co najmniej 8,7 mld m sześc. zakontraktowanego gazu rocznie.

Warto przypomnieć, że nie tylko Polacy domagali się rewizji formuły cenowej. Z podobnymi roszczeniami do arbitrażu udał się niemiecki E.On i francuskie Engie. W obydwu przypadkach Gazprom doszedł do porozumienia i wyszedł naprzeciw oczekiwaniom europejskich spółek. Jednak nie było to zaskoczenie, zwłaszcza że obydwie spółki są bezpośrednio bądź pośrednio zaangażowane w realizację dzielącego Europę projektu gazociągu Nord Stream 2.

Rozstrzygnięcie arbitrażu stanowi kolejny dowód na to, że rosyjski monopolista nie działa w oparciu o zasady rynkowe, tylko opiera swój model biznesowy na długoterminowych kontraktach, w których formuła cenowa jest określana administracyjnie. Gazprom ustami swojego rzecznika Siergieja Kuprianowa poinformował, że spółka będzie broniła swoich interesów.

Rosyjska prasa atakuje Polskę

Rozstrzygnięcie arbitrażu nie uciekło uwadze rosyjskich mediów. Przy okazji ogłoszenia wyroku po raz kolejny rosyjskie media starały się nie tylko zmarginalizować znaczenie tego rozstrzygnięcia, ale także podważyć konsekwentnie realizowaną przez Polskę politykę dywersyfikacji źródeł dostaw gazu. Historia pokazuje jednak, że im częściej Rosjanie stosują taką taktykę, tym bardziej obawiają się sytuacji, które negują. Według publicystów agencji RIA Novosti nasz kraj wykorzysta wszystkie sposoby nacisku na Gazprom, aby w nowych kontraktach gazowych kształtować ceny gazu w bardziej lojalny sposób. Zapominają jednak, że dotychczas to dyplomacja gazowa Gazpromu była prowadzona w oparciu o formułę cenową paliwa, która była wyznaczana nie przez rynek, a stanowiła pochodną politycznej premii za przychylne relacje z Moskwą.

Z kolei odnosząc się do żądań PGNiG, ekspert Państwowego Funduszu Bezpieczeństwa Energetycznego Igor Juszkow stwierdził, że sytuacja jest „standardowa”, ponieważ w każdym kontrakcie Gazpromu wskazano, że raz na dwa, trzy lata strony mają prawo domagać się rewizji formuły cenowej. Według niego cena gazu dla PGNiG była indeksowana do cen ropy naftowej, dlatego też gdy w latach 2014–2015 ceny ropy zaczęły gwałtownie spadać, to analogicznie spadły również ceny błękitnego paliwa. – Żądania polskiej spółki są niezrozumiałe – mówił.

Co więcej, zdaniem rosyjskiego eksperta istnieją podstawy do tego, aby to Gazprom żądał odszkodowania. – W wielu wcześniejszych przypadkach klienci wskazywali, że na rynku spotowym ceny gazu są niższe od tych oferowanych przez Gazprom. Wobec czego domagali się zniżek od rosyjskiego koncernu. Teraz jest odwrotnie. Na spocie ceny są wyższe niż te, które oferuje Gazprom, dlatego w przypadku Polski istnieje poważna wątpliwość, czy PGNiG będzie w stanie udowodnić, że kontraktowe ceny surowca powinny zostać obniżone. Moim zdaniem Gazprom powinien wystąpić na drogę sądową i udowodnić, że oferowana przez niego cena nie jest rynkowa, ponieważ jest ona znacznie niższa od spotowych cen LNG – przekonywał Juszkow.

Z kolei na portalu Gazeta.ru można przeczytać, że Polska chce rabatu ze względu na brak możliwości wydobywania gazu łupkowego. Według gazety nasz kraj mógłby rozbudowywać terminale, tak by odbierać amerykańskie LNG, ale ze względu na kapitałochłonność takich projektów bardziej opłacalne byłyby rozmowy z Gazpromem.

Rosjanie boją się LNG z USA?

W tym kontekście rosyjskie media po raz kolejny odniosły się do możliwości dostaw amerykańskiego LNG do Europy, w tym także do Polski, podkreślając, że surowiec od Gazpromu jest znacznie tańszy od tego, co oferują Amerykanie. – To relacje oparte na wasalizacji. To możliwość pokazania, że oni (Polacy – przyp. red.) bezpośrednio kontaktują się z tak znaczącymi partnerami jak Stany Zjednoczone. Ten efekt PR ma Polsce pomóc przykryć wszystkie straty finansowe. Ponadto chce, aby Ukraina kupowała od niej gaz. To pozwala Polsce na prowadzenie imitacyjnej, ale głośnej polityki energetycznej Unii Europejskiej – powiedział w rozmowie z telewizją Russia Today wicedyrektor Instytutu Energetyki Narodowej Aleksandr Frołow.

Rosjanie starają się demonizować dostawy amerykańskiego gazu skroplonego. W tym kontekście przypomnijmy, że między lutym 2016 a majem 2018 roku ze Stanów Zjednoczonych wypłynęły 363 ładunki LNG. Głównym odbiorcą paliwa, wbrew narracji rosyjskiej, nie była Europa tylko Azja, do której trafiło 45 procent ładunków. W tym czasie Stary Kontynent odebrał tylko 11 procent transportu, a do Polski trafił zaledwie jeden ładunek. Trudno mówić o fali amerykańskiego LNG, które miałoby zalać rynek europejski. Jednak zachowania Rosji świadczą o tym, że coraz poważniej traktuje ona dostawy amerykańskiego gazu jako zagrożenie.

Źródło: PGNiG

Rosyjskie media starają się również wykreować tezę, że nad Wisłą ma powstać hub, który miałby zostać napędzany LNG zza Oceanu. Choć w wypowiedzi dla Sputnika rosyjski politolog Andriej Suzdalcew stwierdził, że tak się jednak nie stanie. Jego zdaniem nasz kraj nie może liczyć na to, że Amerykanie udzielą nam rabatu na paliwo, które następnie mielibyśmy odsprzedać. – To absolutna głupota – mówił.

To prawda. Polska chce zbudować hub, który umożliwi obrót gazem z różnych kierunków, aby stworzyć realną alternatywę dla rosyjskiej dominacji. W tym celu powstaje infrastruktura przesyłowa, która ma odwrócić niekorzystną oś dostaw Wschód–Zachód na rzecz osi Północ–Południe.

Warto jednak przypomnieć, że zarówno polskie władze, jak i kierownictwo PGNiG zaznaczały, że dotychczasowy import LNG z USA za pośrednictwem terminalu LNG w Świnoujściu był konkurencyjny cenowo. Ponadto polska spółka wielokrotnie podkreślała, że zakupy gazu ze Stanów Zjednoczonych będą uzależnione od ceny. Tymczasem przypomnijmy, że w ubiegłym tygodniu PGNiG podpisało porozumienia z amerykańskimi spółkami Port Arthur LNG i Venture Capital LNG w sprawie dostaw skroplonego gazu Jeżeli przełożą się one na wiążące umowy, to zapewnią dostawy ok. 5,5 mld m sześc. gazu rocznie. To jedna trzecia zapotrzebowania Polski na paliwo. – Od 2022 roku możemy z odwagą spojrzeć w przyszłość – mówił po podpisaniu porozumień z amerykańskimi spółkami prezes PGNiG Piotr Woźniak.

Rosyjski atak na Baltic Pipe

Rok 2022 będzie kluczowy dla polskiego rynku gazu. Wówczas uruchomiony zostanie gazociąg Baltic Pipe. Przy okazji korzystnego dla PGNiG rozstrzygnięcia arbitrażu, także on stał się przedmiotem ataków rosyjskich mediów i ekspertów. Na jego temat wypowiedział się członek komitetu ds. strategii energetycznej i rozwoju kompleksu paliwowo-energetycznego rosyjskiej Izby Handlowo-Przemysłowej Rustam Tankiew. – Nie ma jakiejkolwiek szansy, aby Dania zastąpiła Rosję na polskim rynku gazu. To czysta fantazja – przekonywał. Rosyjski ekspert zapomniał jednak bądź też celowo nie wspomniał, że Baltic Pipe będzie przesyłał gaz wydobywany z norweskich złóż, które eksploatuje PGNiG.

To tylko pokazuje, że Rosjanie dostrzegają, że sytuacja na europejskim rynku gazu zmienia się dynamicznie także dzięki możliwości pozyskania surowców energetycznych z alternatywnych źródeł. Dywersyfikacja źródeł dostaw gazu przez państwa z regionu Europy Środkowo-Wschodniej oznacza szansę na zmniejszenie zależności Europy od rosyjskiego paliwa. Dlatego też Moskwa stara się promować budowę gazociągu Nord Stream 2, obawiając się utraty swoich udziałów na tym rynku. W tym samym czasie europejscy klienci zaczęli domagać się tańszych kontraktów, a Gazprom został zmuszony zastąpić dotychczasowe, bardzo lukratywne umowy takimi, które są zbliżone do warunków rynkowych. Aby zabezpieczyć swoje udziały w rynku, rosyjski monopolista po cichu zawierał umowy cenowe z dużymi klientami i zaczął dotrzymywać unijnych zasad, które wcześniej zdarzało mu się lekceważyć. Kluczowym czynnikiem wpływającym na zmianę sposobu działania Gazpromu jest dostrzeżenie, że Europa posiada alternatywę.

Właśnie dzięki kontraktom z alternatywnymi dostawcami i budowie Baltic Pipe mamy możliwość odpowiedzi na gazową pętlę, jaką wokół Europy Środkowo-Wschodniej chcą zacisnąć Rosjanie. Dla Gazpromu każdy metr sześcienny gazu dostarczonego do Europy z innego źródła niż Rosja oznacza słabnięcie jego pozycji jako monopolisty w obszarze dostaw błękitnego paliwa. Nasz region zbyt długo płacił za brak alternatywy.

Polska teoretycznie mogłaby zrezygnować z usług rosyjskiego dostawcy. Nie oznacza to jednak, że Warszawa całkowicie skreśla surowiec dostarczany z Półwyspu Jamalskiego. Przedstawiciele strony polskiej podkreślają, że taka współpraca jest możliwa, ale nie w oparciu o dotychczasowe założenia kontraktu długoterminowego, tylko o transparentne i rynkowe warunki.

Po reakcji rosyjskich mediów widać, jak rozstrzygnięcie Trybunału Arbitrażowego w Sztokholmie dotknęło Rosję, która szuka teraz sposobów, aby w inny sposób uderzyć w Polskę. Po podobną taktykę Moskwa sięgnęła po niekorzystnym werdykcie arbitrażu w sporze między Gazpromem a Naftogazem. Na jego mocy Rosjanie mają zapłacić Ukraińcom 4,63 miliarda dolarów za dostawy gazu poniżej wolumenu zapisanego w umowie tranzytowej. Ponadto przykład Ukrainy pokazuje, że Rosjanie źle znoszą porażkę. Gazprom próbuje za wszelką cenę „bronić swoich interesów” i nie chce zastosować się do rozstrzygnięć zagranicznych sądów. W przypadku sporu o tranzyt rosyjski monopolista usiłuje wstrzymać egzekucję decyzji arbitrażu. Zdaniem spółki udało jej się osiągnąć zamierzony cel, ponieważ sąd apelacyjny okręgu Svea zgodził się z wnioskiem monopolisty i zawiesił egzekucję decyzji arbitrażu, co wzmacnia stanowisko Gazpromu. Monopolista zapomniał jednak, że decyzja ma charakter tymczasowy i może zostać zmieniona po zapoznaniu się z argumentacją Naftogazu, o czym szerzej pisaliśmy na łamach BiznesAlert.pl.

Nie jest wykluczone, że w przypadku PGNiG Rosjanie również będą chcieli „grać na czas”. O ile rozstrzygnięcia arbitrażu można być pewnym, o tyle nie jest jasne, czy Gazprom się do niego zastosuje.  – Jak widać emocje toczą się nie tylko na boisku. Możliwe, że przykład korzystnych dla PGNiG i Naftogazu rozstrzygnięć spowoduje, że w ślad za nimi pójdą inne spółki, które nie godzą się na administracyjne dyktowanie cen gazu. Na energetycznym boisku Gazprom przegrywa i wszystko wskazuje na to, że ten niekorzystny wynik będzie rósł.