Jakóbik: Londyńskie randki PGNiG. Polacy liczą na przełom kopernikański

21 sierpnia 2017, 07:30 Energetyka

W odpowiedzi na informację o tym, że Cheniere Energy otwiera biuro w Pekinie pojawiła się sugestia, że nie będzie podobnego obiektu w Warszawie, bo Amerykanie mniej interesują się polskim rynkiem LNG. Tymczasem polsko-amerykańskie rozmowy na ten temat toczą się w Warszawie i Londynie – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Ekipa PGNiG Supply&Trading oraz prezes PGNiG na otwarciu biura w Londynie. Fot. PGNiG
Ekipa PGNiG Supply&Trading oraz prezes PGNiG na otwarciu biura w Londynie. Fot. PGNiG

Londyn

Biuro Cheniere Energy w Londynie zajmuje się obsługą handlu LNG na rynku europejskim. – Nasze biuro w Londynie jest węzłem do obsługi naszej obecności w Europie, także do oceny naszych możliwości dostarczenia LNG do Polski i innych europejskich krajów – powiedział BiznesAlert.pl rzecznik Cheniere Energy Eben Burnham-Snyder. – Jesteśmy podekscytowani pierwszą dostawą LNG z USA do Polski z czerwca tego roku i liczymy na kolejne w przyszłości – dodał.

– Działamy od lutego, zawarliśmy trzy transakcje. Przygotowujemy się do kolejnych kroków – mówi szef biura PGNiG do handlu LNG Ireneusz Łazor. Londyn to jedno z regionalnych centrów tego rodzaju działalności na świecie. Pozostałe to Genewa, Singapur i Houston. – Chińczycy są dość aktywni. W 2019 roku odbędzie się u nich duża konferencja LNG. Oni stawiają na import gazu skroplonego i zapewne z tego powodu Cheniere chce otworzyć tam biuro. Jednak z naszego punktu widzenia do obsługi współpracy z tą firmą wystarczy biuro w Londynie – ocenił Łazor.

Warszawa

Tymczasem o kontrakcie krótko-, średnio- lub długoterminowym na dostawy LNG z USA rozmawiają bezpośrednio przedstawiciele PGNiG w Warszawie, którzy spotykają się z Cheniere Energy, ale także innymi potencjalnymi dostawcami gazu skroplonego do Polski.

Kluczowym elementem rozmów jest indeksacja ceny, która w przeciwieństwie do umów spotowych musi się pojawić w kontrakcie terminowym, jako forma ograniczenia ryzyka wahania cen na giełdzie. Polacy życzyliby sobie indeksacji do giełdy TTF, a Amerykanie tradycyjnie indeksują do Henry Hub. Zgoda na indeksację do TTF byłaby kopernikańskim przełomem z perspektywą na zainteresowanie tak tanio oferowanym gazem partnerów Polski w Europie Środkowo-Wschodniej. Byłby to dobry początek budowy polskiego hubu jako nowego, cenowego punktu odniesienia w regionie.

Możliwe jest także różnorakie wyliczanie ceny w zgodzie z Międzynarodowymi Regułami Handlu (Incoterms 2000). Można wyliczać cenę w terminalu LNG plus fracht (Free on Board – FOB) lub w punkcie odbioru (na granicy – Delivery at Frontier – DAF, do portu – Delivery Ex Ship – DES, na nabrzeże – Delivery at Quay – DEQ zamieniony w 2010 roku na punkt odbioru w terminalu – Delivery at Terminal – DAT).

W drugim przypadku dostawca bierze na siebie odpowiedzialność za nieprzewidziane okoliczności, a cena nie ulega zmianie, na przykład w razie problemów z dostawami jak było z LNG od katarskiego Qatargas. Polacy odebrali gaz w tej samej cenie bo dzięki kontraktowi z odpowiedzialnością spoczywającą na Katarczykach, to oni musieli wziąć na siebie związane z tym ryzyko. Tymczasem cena dostawy pomimo podniesionych kosztów po stronie katarskiej nie uległa zmianie, bo odpowiedzialność za dostawę spoczywała na Qatargas.

Można przypuszczać, że spotowe dostawy LNG z USA do Polski były zawierane w oparciu o taki model. Tego typu umowy są zawierane w kilka godzin i zawierają prostą wycenę jednej dostawy, w której uwzględnione są wszystkie koszty poniesione przez producenta. Zapewne ze względu na utrzymującą się nadpodaż na rynku LNG Amerykanie byli skłonni zejść z ceną do atrakcyjnego poziomu. Według PGNiG była ona niższa nie tylko od oferty rosyjskiego Gazpromu, ale i poziomów z giełdy niemieckiej, najtańszej w regionie.

Wróżenie z fusów o cenie LNG z USA

Warto jeszcze raz podkreślić, że oznacza to, iż publicystyczna teza o tym, że LNG z USA musi być drogie i droższe od gazu rosyjskiego jest nieuprawniona. Po pierwsze, nie ma jeszcze kontraktu,  który można byłoby porównać z kontraktem jamalskim. Po drugie, oba dokumenty prawdopodobnie pozostaną tajne. Po trzecie, LNG z USA może być tańsze od gazu z Rosji, jeżeli nasi negocjatorzy odniosą sukces. W innym wypadku deklarują, że nie podpiszą umowy. Mają przecież alternatywę.

Ze względu na toczące się rozmowy nie wiadomo kiedy ewentualnie mógłby zostać podpisany kontrakt. – Umowa terminowa może pojawić się za kilka dni, a może za kilka miesięcy. Taka jest natura negocjacji – powiedział portalowi BiznesAlert.pl wiceprezes PGNiG ds. handlowych Maciej Woźniak odpowiedzialny za negocjacje.

Jakóbik: Przypowieść o tanim gazie z Rosji