Bukowski: Energia będzie droższa. O ile?

4 września 2018, 06:30 Energetyka

Struktura cen energii elektrycznej zależy od tego, jak będzie kształtowany system energetyczny. Możemy np. w systemie mieć sporo źródeł produkujących energię relatywnie tanio i pracujących w tzw. podstawie systemu, a jednocześnie koszt wytworzenia megawatogodziny w instalacjach produkujących prąd przy ponadprzeciętnym zapotrzebowaniu mogą być wysokie. Wtedy hurtowe ceny energii będą duże. W krajach jak Szwecja czy Szwajcaria, gdzie jest dużo elektrowni wodnych i atomowych, jest odwrotnie – koszt wytworzenia energii elektrycznej jest zwykle bardzo niski niezależnie od zapotrzebowania, o ile nie wystąpią okoliczności nadzwyczajne np. w postaci długiego okresu suszy. W Polsce tego luksusu nie mamy, bowiem koszt produkcji energii przez źródła wchodzące do systemu w sytuacji wysokiego zapotrzebowania na prąd jest wysoki, co wynika z ich niskiej efektywności oraz oparcia o (operacyjnie drogie) paliwa kopalne – powiedział w rozmowie z portalem BiznesAlert.pl prezes think tanku WiseEuropa dr Maciej Bukowski.

Chłodnia kominowa w Elektrowni Kozienice. Fot. BiznesAlert
Chłodnia kominowa w Elektrowni Kozienice. Fot. BiznesAlert

Wobec wzrostu zapotrzebowania na prąd elektryczny, braku inwestycji w zeroemisyjne źródła o niskich kosztach krańcowych oraz rosnących kosztów emisji CO2 musimy się więc spodziewać wzrostu cen energii, choć niekoniecznie dla wszystkich odbiorców. Kto i w jakiej perspektywie poniesie ten koszt, zależy bowiem od charakteru nowo budowanych źródeł oraz regulacji rynku energii.

Nie ma jednej ceny energii elektrycznej 

Kwestia porównywania cen energii elektrycznej jest bardzo złożona, ponieważ nie ma jednej ceny energii, jednakowej dla wszystkich odbiorców i niezmiennej w czasie. Nabywcy aktywni na rynku hurtowym kupują prąd po różnej cenie zależnie od tego kiedy takiego zakupu dokonują. Z kolei wiele firm usługowych, a także gospodarstwa domowe korzysta z regulowanych taryf detalicznych, znacznie wyższych od cen hurtowych. To ile płacą za energię zależy więc od decyzji regulatora i szeregu opłat oraz podatków jakie do ceny energii zostanie doliczonych – powiedział Bukowski. Podkreślił, że odbiorcy przemysłowi, którzy kupują znacznie więcej energii, także są różni, i tylko najwięksi z nich płacą cenę hurtową zachowując się aktywnie na rynku energii. Jednak i dla nich cena energii będzie rosła. – Jest to wynik naszego profilu energetycznego, uzależnionego do węgla oraz braku woli do jego zmiany w kierunku zeroemisyjnym. W Europie – w tym Polsce – jest obecnie duża koniunktura gospodarcza, a więc rośnie zarówno popyt na energię jak i na uprawnienia do emisji CO2. Nie widać przy tym szans na to by w naszym systemie pojawiło się dużo nowych mocy o niskim koszcie krańcowym produkcji energii. Jednocześnie cena uprawnień będzie prawdopodobnie rosła dalej w trendzie, choć pewne jej fluktuacje w takt cyklu koniunkturalnego są także nieuniknione. Możemy być jednak pewni, że w roku 2030 koszt emisji CO2 będzie znacznie wyższy niż dziś, ponieważ do tego czasu pula uprawnień dostępnych na rynku zmniejszy się prawdopodobnie bardziej niż zapotrzebowanie na nie ze strony wciąż emisyjnego przemysłu i energetyki europejskiej– podkreślił Bukowski.

OZE czy węgiel? 

Pytany, czy każdy scenariusz opierający miks energetyczny na węglu czy zielonej energii będzie oznaczał wzrost cen hurtowych energii powiedział, że niekoniecznie musi tak być. – Możliwe są bowiem modele, w których to drobniejsi odbiorcy, czyli firmy usługowe oraz gospodarstwa domowe będą ponosić dużą część kosztów inwestycji w nowe źródła zwłaszcza zeroemisyjne. Będą oni więc subsydiować uczestników rynku hurtowego, którzy poniosą co prawda całość dodatkowych kosztów wynikających ze wzrostu ceny uprawnień do emisji CO2, ale tylko część kosztów budowy nowych mocy. Tak dzieje się np. w Niemczech, w których źródła odnawialne mogą na rynku hurtowym, oferować energię niemal za darmo właśnie dlatego, że spłata kosztu ich budowy pokrywana jest w taryfach detalicznych – podkreślił Bukowski. Jednocześnie w Niemczech, jak na razie, są spore nadwyżki mocy, co powoduje, ze rzadko kiedy na hurtową cenę energii oddziałują mało efektywne źródła o najwyższym koszcie jej wytworzenia, a więc także te na które cena CO2 ma szczególnie duży wpływ. Czynniki te łącznie powodują, że hurtowe ceny energii, a więc koszt jej zakupu dla energochłonnego przemysłu są w Niemczech jak na razie stosunkowo niskie, mimo, że jednocześnie cena jaką płacą konsumenci detaliczni jest wysoka bowiem koszty kapitałowe inwestycji w zielone technologie są ponoszone w taryfach dla odbiorców indywidualnych. Można powiedzieć, że jest to rodzaj zielonego podatku. Należy przy tym pamiętać, że w Polsce sytuacja jest inna. Forma dotacji do spółek energetycznych w postaci rynku mocy będzie zasilać przede wszystkim energetykę węglową, a więc nie jest to zielony lecz raczej czarny podatek jaki ponosić musimy za nasze niekończące się niezdecydowanie jak kształtować nas miks energetyczny oraz bierność inwestycyjną – wyjaśnił.

Cena uprawnień do emisji CO2 a cena energii 

Podkreślił, że bierność ta ma drugi aspekt w postaci wpływu jaki cena emisji CO2 będzie mieć na cenę energii elektrycznej na rynku hurtowym. Wobec stagnacji w inwestycjach zeroemisyjnych i wzrostu popytu na prąd, coraz mniej efektywne i krańcowo bardziej emisyjne źródła będą aktywne w systemie przez dłuższy czas w przekroju roku. Do tego kosztu doliczona zostanie z każdym rokiem coraz wyższa cena CO2. Nasz przemysł energochłonny będzie więc albo płacić za energię dużo więcej niż przemysł ulokowany u sąsiadów albo wzrośnie import taniej energii z zagranicy. Może się więc okazać, że – wobec bierności inwestycyjnej dominujących podmiotów energetycznych – rynek mocy oraz tzw. derogacja nie wygenerują środków niezbędnych na inwestycje. Jest to szczególnie ważne w kontekście konieczności budowy nowych, a jednocześnie zeroemisyjnych źródeł. W koszcie kapitałowym elektrownie jądrowe czy odnawialne, są zwykle droższe od węglowych czy gazowych, choć jednocześnie są one dużo tańsze operacyjnie. Inne czynniki powodują więc wzrost ceny energii (lub taryf rynku mocy) w systemie zdominowanym przez OZE czy EJ a inne w systemie zdominowanym przez elektrownie węglowe. W tym pierwszym wypadku jest to konieczność pokrycia wysokich kosztów kapitałowych, w tym drugim wysokich kosztów operacyjnych oraz konieczności zakupu uprawnień do emisji. W przypadku elektrowni węglowych czy gazowych wydatki kapitałowe, są relatywnie małe, ale surowiec oraz opłaty za emisję CO2 będą coraz droższe. W przypadku wiatru i słońca, czy uranu koszty produkcji energii są zerowe lub bardzo niskie, jednak budowa samej instalacji wymaga poniesienia znacznych nakładów na jednostkę produkowanej energii co musi znaleźć odzwierciedlenie albo w cenie energii na rynku hurtowym albo w jakiejś taryfie finansującej rynek mocy lub inne podobne rozwiązanie – podkreślił Maciej Bukowski. Tym samym nasze wydatki na energię elektryczną będą rosły niezależnie od tego czy będziemy mieli do czynienia z jednofilarowym, czy dwufilarowym rynkiem energii.