Świrski: Pakiet zimowy. Jak Polska straciła dwa gole na koniec meczu

2 grudnia 2016, 10:00 Energetyka

KOMENTARZ

Prof. nzw.dr hab. inż. Konrad Świrski

Politechnika Warszawska

Prezes Transition Technologies

Nasza kadra piłkarska pod wodzą trenera Nawałki to prawdziwa potęga. Każdy mecz to nowe widowisko i nigdy nie można być pewnym jak się potoczy gra. Kiedyś było zupełnie inaczej. Jak sięgam pamięcią, polska drużyna rozgrywała mecze zawsze według dwóch scenariuszy.

W pierwszym jakiś dziwny zbieg okoliczności dawał nam awans z grupy lub wejście do jakichś finałów- najczęściej wtedy trzeba było zremisować w ostatnim meczu, a przeciwnik zwykle był silny- wobec tego gra toczyła się o „zwycięski remis”. W pierwszych 45 minutach mogliśmy oglądać kilka anemicznych akcji, w drugiej części meczu rywale już siedzieli na naszej połowie, a w ostatnich minutach wyłącznie na naszym polu karnym i bramkowym. Strzały, parady, wykopy, słupki, poprzeczki i prośby, aby sędzia wreszcie odgwizdał koniec meczu a tym samym- „zwycięski remis”. W drugim scenariuszu było mniej kolorowo. Cały mecz głównie niemiłosiernie broniliśmy naszej bramki, a wraz z upływem 90 minut rywalom udało się trafić w nią co najmniej dwa razy, na koniec komentatorzy zawsze ze zdziwieniem pytali „gdzie byli nasi obrońcy”? Smutne analogie piłkarskie przychodzą na myśl dzisiaj po przeczytaniu opublikowanego 30 listopada 2016 dokumentu Unii Europejskiej dotyczącego proponowanych zmian rynku energii.

Dokument pod nazwą „Proposal for a REGULATION OF THE EUROPEAN PARLIAMENT AND OF THE COUNCIL on the internal market for electricity”, który można znaleźć tutaj to owoc wielomiesięcznych negocjacji i przygotowań w kierunku nowego, kompleksowego podejścia do rynku energii w Europie i próba „nowego oddechu” – eliminacja nagromadzonych problemów, twórcze rozwiązania i nowe koncepcje. Dokument ewoluował przez długie miesiące i był iterowany w wielu poprawkach. 30 listopada pokazał się w wersji ostatecznej tzn. już oficjalnej i za chwilę poddawanej do głosowania w Parlamencie Europejskim. Dokument jest „hitem” wszystkich ostatnich wiadomości i komentarzy – szczególnie poprzez nowe rewolucyjne paragrafy w akapitach dotyczących propozycji organizacji rynków mocy (o czym dokładnie napisze w dalszej części tekstu).

W sensie ogólnym – ostatnia wersja jest silną kontynuacją dotychczasowej europejskiej polityki obniżania emisji CO2, wprowadzania energii odnawialnej oraz podnoszenia efektywności energetycznej. Już pierwsze zdanie (we wstępie) nie pozostawia wątpliwości „European citizens spend a significant part of their income on energy, and energy is an important input for European industry. At the same time, the energy sector plays a key role in the obligation to reduce greenhouse gas emissions in the Union by at least 40% until 2030 with an expected share of 50% of renewables by 2030” – należy to rozumieć w ten sposób, że dotychczasowe cele będą utrzymane, a nawet jeszcze zaostrzone. W paragrafach proponowanej ustawy można przeczytać m.in. „Europe’s energy system is in the middle of its most profound change in decades. The electricity market is at the heart of these processes. The common goal to decarbonise the energy system creates new opportunities and challenges for market participants. At the same time, technological developments allow for new forms of consumer participation and cross-border cooperation” czy też “The decarbonisation of the electricity sector, with renewable energy becoming a major part of the market, is a core objective of the Energy Union”. Te zapisy jasno pokazują, że nadchodzą bardzo ciężkie czasy dla węgla. Skupiając się na najbardziej obecnym w polskich mediach zagadnieniu- rynku mocy trafiamy na kluczowy paragraf 23 (we wszystkich wersjach europejskiej propozycji odnosił się on do koncepcji rynków mocy – zauważalnego problemu z koniecznością zapewnienia odpowiedniego poziomu mocy w generacji i systemami rynków mocy które już weszły ( Wlk. Brytania, Francja) (lub są przygotowane do wejścia) w kolejnych krajach Europy (m.in. Polska).

Paragraf 23 w ostatecznej wersji propozycji, wygląda zupełnie inaczej niż kiedykolwiek wcześniej i nagle, zamiast być narzędziem wspomagania pracy elektrowni konwencjonalnych (u nas w domyśle węglowych) został sprytnie obrócony w zupełnie inną stronę. Co ciekawe – informacje o kluczowych zapisach pojawiły się dosłownie na kilka dni przed publikacją wersji końcowej propozycji i teraz wygląda on następująco:

Art. 23, wersja aktualna z 30 listopada.
Art. 23, wersja aktualna z 30 listopada.

Dla porównania niżej wkleiłem wersję, którą jeszcze niedawno można było zobaczyć w drafcie propozycji zmian europejskiego rynku energii (tu zapisy były neutralne i pewnie wszystkie, polskie elektrownie by je poparły).

Art. 23, jedna z wersji poprzednich- czerwiec 2016.
Art. 23, jedna z wersji poprzednich- czerwiec 2016.

Obecne zapisy wprowadzają kluczowy limit generacji CO2 550 g/kWh. Zwracałem uwagę na niego nie raz ponieważ szereg razy był używany w działaniach antywęglowych – m.in. jako zapis banków inwestycyjnych (np. EBI) dotyczących projektów, które mogą być finansowane. 550 g/kWh jest w energetyce wielkością magiczną, bo bardzo umiejętnie eliminuje jakiekolwiek możliwości wykorzystania węgla (żadna, obecnie dostępna, komercyjna technologia węglowa od wysokosprawnych bloków jak Kozienice czy Opole poprzez możliwe bloki na zgazowanie IGCC – nie ma szans na emisję CO2 poniżej tej wartości (realnie zwykle najniższa wartość to ok 680- 720 g/kWh), a więc należy stosować CCS (Carbon Capture – wychwyt CO2 ze spalin) co jak wiadomo nie działa komercyjnie. 550 g/kWh jest natomiast bardzo miłą granicą dla elektrowni gazowych, które to zarówno w układach parowo-gazowych czy samych nowych turbinach gazowych – mieszczą się poniżej poziomu. Do tej pory granica 550g CO2/kWh nie pojawiała się oficjalnie w dokumentach Unii Europejskiej (enigmatycznie nazywano ją „low emission”, a używały jej tylko banki inwestycyjne) – teraz wchodzi oficjalnie do dokumentów i pokazuje „cienką czerwoną linię” dekarbonizacji.

Okazuje się więc, że nasze, polskie, sprytne plany przemycenia dofinansowania dla elektrowni węglowych w postaci rynku mocy – spotkały się z mocną odpowiedzią przeciwników węgla. Propozycja jest bardzo sprytnie sformułowana na przykład w wypowiedziach odpowiednich komisarzy jak Miguel Arias Canete, które sugerują, że właściwie mamy pełne prawo do planowania własnego Energy mix i że całość jest jakby ukłonem w stronę Polski, gdyż daje (ograniczone) możliwości wspierania starych elektrowni węglowych. Tymczasem jednak Art. 23 jest na pewno porażką. Dla zwolenników polskiego węgla literalnie oznacza to, że nawet jeśli wprowadzimy odpowiedni rynek mocy (oczywiście pod określonymi warunkami, o których napisze dalej) to i tak korzystać z niego będą mogły tylko stare jednostki, a nie jakiekolwiek budowane po wprowadzeniu nowej ustawy. Praktycznie patrząc na proces inwestycyjny – żadnej z polskich elektrowni ten zapis nie dotyczy, a i dla starych pomoc przewidziana jest jedynie przez pięć lat, więc – wiec całość jakiejkolwiek pomocy dla węgla z rynku mocy musi skończyć się do 2026.

Wczytując się dalej w ustawę widzimy dobrze przygotowane paragrafy. Wspomaganie energii odnawialnej wysuwane jest na pierwszy plan i choć nie są zdefiniowane cele dla poszczególnych krajów to jeszcze raz mocno podkreślony jest obligatoryjny cel dla całej Europy na poziomie 27% a może zaraz nawet jeszcze więcej. Całość idzie też w kierunku bardzo silnej integracji, z uwagi na fakt, że powoływani są regionalni (ponadkrajowi) koordynatorzy sieci, zastępujący powoli w domyśle krajowe OSP, decydujący o bilansach energetycznych i rozpływach pomiędzy krajami. Mówi się silnie o zwiększeniu połączeń transgranicznych, a nawet sam rynek bilansujący rozpatruje się ponad-krajowo. Samo wprowadzenie rynku mocy musi nastąpić po europejskiej analizie stwierdzającej, że jest on konieczny, a następnie odpowiednie wspomaganie wytwórców za pomocą rynku mocy musi być konkurencyjnie (więc będą aukcje) ale także dopuszczające generatorów zza granicy. Wszystko jest zgrabne i przemyślane. O ile sami snuliśmy plany wzmocnienia naszych, węglowych elektrowni, a nawet ich działania jako rodzaj pan-europejskich rezerw mocy konwencjonalnej to teraz jest zupełnie odwrotnie – docelowo nie będziemy mogli elektrowni węglowych dotować rynkiem mocy (nawet tych nowych, bo po 2026 będą już stare) a mamy korzystać z rezerw mocy zza granicy. Na samym końcu negocjacji o nowych propozycjach – dostaliśmy szybkie gole do naszej bramki. Warto spytać gdzie byli obrońcy (polscy negocjatorzy i polscy europosłowie wszystkich opcji politycznych) podczas przygotowania kolejnej wersji propozycji tej ustawy. Obawiam się, że niestety już na świątecznym urlopie w kraju.

Nie sądzę też, żeby był to koniec kolejnych meczy. Spodziewałbym się w przyszłości kolejnych prostych kroków, które już gdzieniegdzie są sygnalizowane jako propozycja– jak na przykład obszarowe bilansowanie ilości energii odnawialnej i obligatoryjna konieczność zakupu (niekoniecznie produkcji) 27% energii odnawialnej, bo jak nie produkujemy to zawsze możemy kupić od sąsiadów, w najbardziej ekstremalnych prognozach – w połączeniu z obligatoryjnym zwiększaniem cen certyfikatów CO2 (obecnie 5 euro za tonę) do 30, a może 100 Euro/t (w końcu dekarbonizacja). Łatwo też przewidzieć co będzie z niektórymi propozycjami energetyki odnawialnej. W regulacjach jest mianowicie propozycja eliminacji preferencji w dostępie do sieci już w 2020 (dla nowych dużych instalacji OZE, bez prosumentów) – a więc energetyka odnawialna byłaby traktowana tak samo jak konwencjonalna. Ale będąc lobbystą – na pewno w międzyczasie wprowadziłbym za to obowiązkowe dotowanie (np. feed in tariff) dla magazynów energii (jako promowanie technologii) i w ten sposób za porównywalną (ale oczywiście dotowaną cenę) osiągnięty zostanie grid parity ogłoszony jako finalne zielone zwycięstwo.

Kolejne mecze trwają więc dalej, ale w odróżnieniu od nowej kadry Nawałki, naszych negocjatorów widzę słabo, raczej jak z poprzedniej epoki. Niewątpliwie propozycja zmian europejskiego rynku energii bardzo sprytnie wytrąciła nasze planowane, krajowe posunięcia ratujące węgiel. Warto zdać sobie sprawę z naszej realnej pozycji w dekarbonizującej się Europie i popatrzeć jak negocjują inni – może byłby jakiś cud i szansa choćby na „zwycięski remis” ?

konradswirski.blog