Bałdyga: Podział ryzyk miedzy wykonawcę, a zamawiającego bardziej sprawiedliwy

20 lutego 2014, 12:40 Drogi

W ramach nowej perspektywy unijnego budżetu na lata 2014-2020 ogłoszono już przetargi na odcinki dróg ekspresowych i obwodnic o szacunkowej wartości ok. 40 mld zł. Takie wyliczenia przedstawił Zbigniew Rynasiewicz, sekretarz stanu w resorcie infrastruktury i rozwoju, podczas jednej z debat, która odbyła w ramach Forum Zmieniamy Polski Przemysł.

 

– Sytuacja zaczyna przypominać tę z roku 2008, kiedy nastąpił wysyp zleceń na budowę dróg na rynku. Zaś firmy, które przetargi wygrały zmuszone były niemal w tym samym czasie do kupowania tych samych materiałów, co bardzo skutecznie wywindowało ich cenę – uważa w rozmowie z naszym portalem Marcin Bałdyga, ekspert, członek Stowarzyszenia Inżynierów Doradców i Rzeczoznawców (SIDiR).

Zdaniem eksperta chodzi o specyficzne i powtarzalne na każdej budowie drogowej materiały. Bowiem technologie w tej branży są tożsame, lub bardzo zbliżone. W grę zatem wchodziły m.in. masy bitumiczne do produkcji asfaltów, beton, stal konstrukcyjna i inne tego typu kluczowe materiały. Jak również cena paliwa, co zawsze pozostaje istotnym elementem wpływającym na koszty.

– Należałoby zatem żałować, że zamawiający nie wyciągnął wniosków z poprzedniej sytuacji – mówi dalej Bałdyga. – Bowiem, miał dwa wyjścia. Nawet jeśli chciał ogłosić wszystkie przetargi w jednym czasie mógł wprowadzić jakiś mechanizm waloryzacji do kontraktów (potrzeba byłoby tu jednak dużo odwagi wśród urzędników GDDKiA, żeby zaproponować i bronić jakiegoś mechanizmu). Albo też mechanizm przećwiczony już wcześniej w Hiszpanii, a obecnie wprowadzany z powodzeniem w naszym kraju i możliwy w oparciu o istniejące przepisy, że zamawiający zakupuje kluczowe materiały.

– Mowa tu o rynku budowy gazociągów, gdzie sam zamawiający rury i inne elementy, stanowiące ok. 50 proc. wartości kontraktów – zakupuje i przekazuje wykonawcom – tłumaczy Bałdyga. – Dzięki temu ma wpływ na popyt i na podaż i pośrednio na ceny tych materiałów. Przez to nie dochodzi niepotrzebnego windowania ich cen.

W tej sytuacji obecnie nadszedł ostatni moment na podjęcie zdecydowanej akcji przez zamawiającego, zmierzającej do bardziej równomiernego, sprawiedliwego, a i rozsądnego podziału ryzyk pomiędzy zamawiającego i wykonawcę. Gros z tych przetargów, o których mowa, znajduje się na etapie prekwalifikacji. Do składania ofert cenowych pozostał jeszcze pewien czas.

– W związku z tym zamawiający może bez żadnego problemu dokonać zmiany w siwz (specyfikacji indywidualnych warunków zamówienia). Wystarczy, że o tym zawiadomi wszystkie podmioty biorące udział w przetargu oraz umieści odpowiednie ogłoszenie w Dzienniku Zamówień Publicznych i jego unijnym odpowiedniku – mówi Bałdyga.

Uważa on, że zamawiający, widząc, że sytuacja się powtarza (kumulacja terminu zamówień i groźba wywindowania cen materiałów potrzebnych do budowy), powinien zastanowić się nad wyjściem z tej sytuacji. Inaczej bowiem wykonawcy będą sprowadzać masy bitumiczne z zagranicy (np. – jak parę lat wcześniej – z Niemiec, a kruszywo – ze Szwecji; rzecz kuriozalna, gdy w Górach Świętokrzyskich czy na Mazurach tego surowca polodowcowego mamy pod dostatkiem i moglibyśmy nim jeszcze obdzielić państwa dookoła).

Zatem teraz nadszedł ostatni moment, by taką groźbę zmienić – twierdzi ekspert. – To jest wielka szansa dla nowej p.o Dyrektor Generalnej GDDKiA. Tym bardziej, że warunki kontraktowe w stosunku do obowiązujących w poprzedniej finansowej perspektywie unijnej, zostały jeszcze bardziej jednostronnie sformułowane. W jeszcze w większym stopniu przenoszą wszelkie ryzyka na wykonawcę. Zamawiający ustawia się w roli podmiotu głoszącego: „ja płacę, ma być zrobione na czas, niezależnie jakim kosztem i sposobem. Ma być po prostu dotrzymany termin i jestem gotowy w tym terminie dotrzymać umówionej zapłaty. Nie interesują mnie pozyskiwanie pozwoleń na budowę, a odpowiedzialność za działania administracji publicznej jest przenoszona całkowicie na wykonawcę kontraktu” – kończy ekspert.