Onichimowski: Nie ma tańszej energii od tej zaoszczędzonej (ROZMOWA)

22 sierpnia 2022, 07:30 Energetyka

 – Nawet jeśli dostaniemy dofinansowanie, to ono pochodzić będzie z naszych pieniędzy. Tę prawdę rządzący, ale także opozycja, eksperci, media powinni powtarzać do znudzenia. Nie ma tańszej energii od tej zaoszczędzonej. Ona jest darmowa – mówi Grzegorz Onichimowski z Instytutu Obywatelskiego w rozmowie z BiznesAlert.pl.

Grzegorz Onichimowski. Fot. autora.
Grzegorz Onichimowski. Fot. autora.

BiznesAlert.pl: Czy Polska powinna wprowadzić program oszczędzania energii i surowców?

Grzegorz Onichimowski: Jestem w tej kwestii bezbrzeżnie zdumiony dezynwolturą rządzących i niemałej części społeczeństwa. Gdyby premier i/lub prezydent np. 25 lutego przemówił do narodu mówiąc: „Mamy wojnę, jesteśmy jej stroną, czy tego chcemy czy nie. Na szczęście nie strzelają do nas, ale to nie znaczy, że nie jesteśmy celem i nie z naszego zaangażowania wynikają obowiązki. Jednym z głównych obowiązków patriotycznych jest oszczędzanie każdego litra paliwa, kWh energii i ciepła. Od dziś wprowadzamy następujące ograniczenia:..” to jestem pewien, że reakcja opinii publicznej byłaby pozytywna. Także opozycja, nie miałaby żadnego wyjścia tylko poprzeć taki apel. Tymczasem mówi się nam, że wszystkiego wystarczy – węgla, gazu, energii i de facto wyśmiewa oszczędzanie. Jeśli państwo znajdzie nawet środki na ograniczenie podwyżek dla gospodarstw domowych, to biorąc pod uwagę różnicę między tym, co płacą indywidualni klienci dziś – ok. 600 zł/MWh (wraz ze zmiennymi kosztami dystrybucji) a ceną na MWh na giełdzie na rok przyszły – ok.1800 zł/MWh, widzimy jak horrendalną cenę jako społeczeństwo musimy zapłacić – czy to w rachunku, czy w podatkach – naszych i innych. Podobnie jest z ciepłem – nawet jak dostaniemy dofinansowanie, to ono pochodzić będzie z naszych pieniędzy. Tę prawdę rządzący, ale także opozycja, eksperci, media powinni powtarzać do znudzenia. Nie ma tańszej energii od tej zaoszczędzonej. Ona jest darmowa.

Czy jednorazowe dopłaty do paliw bez cenzusu majątkowego to dobry pomysł?

Nie wiem. Nie uciekam od tego pytania, ale naprawdę nie wiem. Na dodatek obawiam się, że głosujący nad ustawą o dodatku węglowym politycy też nie wiedzieli i to już jest dramat. Dlaczego nie wiedzieli? Bo nie mogli! Pokazano im wyłącznie sytuację na rynku ciepła i to niekompletną (nie obejmującą np. tych, którzy grzeją energią elektryczną). W efekcie Polacy, którzy zgłosili fakt posiadania pieców na węgiel, wcale nie tożsamy z grzaniem węglem, dostaną po 3 tys dofinansowania. I teraz nagle przenieśmy się na ziemię niczyją, czyli w obszar dotychczas nie omawianej energii elektrycznej. Załóżmy, że rząd, w swej „łaskawości” zaproponuje nam zamrożenie taryfy na energię. Gdybym był niebogatym, ale dbającym o środowisko, beneficjentem dodatku węglowego wcale nie kupowałbym wówczas węgla, tylko korzystając z tych 3 tys. i pośrednio zamrożenia taryf grzałbym energią (może nie cały dom, ale 2-3 pomieszczenia) nawet dość energochłonnym piecykiem olejowym. Koszt z pewnością poniżej 14-16 tys potrzebnych na węgiel a 3 tys już na to dostałem. Oczywiście chyba nie muszę dodawać, że PSE i spółkom dystrybucyjnym taki scenariusz śni się jako koszmar – lokalne awarie sieci pewne, blackout – niewykluczony. Oczywiście ci, którzy nie dbają o innych spalą śmieci i węgiel pozaklasowy.

Dlatego zanim zaczniemy rozmawiać, ile komu się należy i za co, skupmy się na bilansie naszych aktywów i pasywów. Co mamy, czego nam zabraknie? Czy naprawdę wystarczy węgla i gazu? Czy trzeba będzie wprowadzić stopnie zasilania? I nie ściemniać i nie oszukiwać tak jak dziś w przypadku awarii i odstawień bloków energetycznych. Rozumiem, że szczegóły kontraktów handlowych są tajne, ale dlaczego ma być tajne porozumienie w sprawie zasad działania Baltic Pipe? Ludzie powinni wiedzieć, na ile sprowadzanie gazu tą drogą różni się kosztami od sprowadzania go np. poprzez rurociąg Europipe 2 i następnie rewers na Jamale, czy naprawdę będzie węgiel, gaz, energia i za ile. To ostatnie w zasadzie wiemy, znamy ceny na giełdach na rok 2023. Ile z tej ceny zapłacimy w rachunku, a ile w podatkach jest ważne, ale drugorzędne. Z takiego bilansu wynikać będzie dopiero pełen obraz sytuacji – ile kosztować nas będzie bezpośrednie wsparcie miliona gospodarstw domowych, ile 3 milionów a ile wszystkich. Z drugiej strony trzeba się też zastanowić, jak miałaby wyglądać taka pomoc kierowana. Dziś np. emeryt A z Warszawy może się spodziewać 22-23 procent podwyżki za ciepło, a emeryt B z Mszczonowa pewnie ponad 150%. Czy jeśli mają takie same emerytury to czy powinni dostać takie same dofinansowanie? Założenia projektu MKiS odnośnie do pomocy, chociaż bez progów dochodowych, są tutaj trafniejsze o tyle, że uwzględniają różnice w stopniu podwyżek. Ale jednocześnie np. ogranicza się pomoc do 6 miesięcy okresu zimowego nie widząc, że odbiorcy często płacą za ciepło ryczałtem przez cały rok.

Marzy mi się rozwiązanie, w którym zawarlibyśmy kilka elementów. Po pierwsze, uwzględniałoby całość kosztów energetycznych. Po drugie, obejmowało nie tylko odbiorców taryfowanych, ale także np. prosumentów (wspierając tylko taryfowanych zupełnie rujnujemy opłacalność nowych PV), rolników, właścicieli małych biznesów, a może też tych większych. Po trzecie ustalało jaki % budżetu (przychodów) mogą maksymalnie wydawać na energię. I po trzecie ustalać formę pomocy, najlepiej bezgotówkową. Towarzyszyć temu rozwiązaniu mogłyby nieoprocentowane pożyczki umarzane częściowo pod warunkiem przeznaczenia środków z nich na podnoszenie efektywności energetycznej mieszkania czy domu, zamiany źródła ciepła itp. Bardzo prosty schemat, uwzględniający rolę banków, także komercyjnych.

Czy faktycznie trudno byłoby wyliczać takie wycelowane wsparcie?

Na pewno w tym roku byłoby to już trudne. NGO’sy skupione wokół Polskiego Alarmu Smogowego zaproponowały łatwiejsze, ograniczające beneficjentów do adresatów zasiłków osłonowych. To też jest pomysł, ale nie adresuje problemów, o jakich mówiłem. Rozwiązaniem znacznie efektywniejszym byłaby reforma rynku energii elektrycznej idąca w kierunku jego decentralizacji i jednocześnie ustanowienia, przy pomocy aktywów mających stałe koszty, zasobu tańszej energii dla konsumentów na zasadach podobnych do francuskiego ARENH. Dziś mając w większości aktywa o kosztach z przedziału 0-500 zł płacić mamy ponad 2 tys za MWh. To chory system.

Czy widmo niedoborów węgla jest realne?

Jest, ale są iskierki nadziei. Przy cenach ponad 3 tys. złotych za tonę popyt może się zmniejszyć i wówczas władza pewnie triumfalnie pokaże obrazki z pełnych placów składowych. Tyle, że „bezpieczeństwo energetyczne państwa to jego zdolność do zapewnienia nieprzerwanych dostaw energii po społecznie akceptowanej cenie”. Biorąc drugą część tej definicji Polska nie jest dziś krajem bezpiecznym energetycznie.

Co się stało z zapasami po czkawce pandemicznej?

To jedno z ciekawszych pytań, jakie media powinny zadawać byłemu ministrowi Naimskiemu, wiecepremierowi Sasinowi i innym ważnym przedstawicielom rządu. U progu 2021 roku Polska miała niemal 10 mln ton węgla w zapasie na składach. Po roku nie ostało się z tego nic. Oczywiście ze względu na skok cen gazu nasza energia elektryczna stała się konkurencyjna na zintegrowanym rynku europejskim i z importera netto staliśmy się eksporterem. Jednak eksport energii nie tłumaczy wszystkiego. Dziś jest sztucznie ograniczany, ale takie narzędzia, na widok malejących gwałtownie zapasów paliwa, powinny być wprowadzone przed 7-8 miesiącami. No i węgiel też był eksportowany po cenach znacznie niższych od dzisiejszych. Zawiniła pewnie dziwna organizacja rządu, w której nie bardzo wiadomo, kto za co odpowiada. A ja bym bardzo chciał, by można było personalnie przypisywać sukcesy i porażki. Wskoczenie do basenu z napisem „embargo” w momencie, gdy był on pusty to spektakularna kompromitacja. Jeśli nawet istniała w tej sprawie presja społeczna można było zorganizować spotkanie Rady Bezpieczeństwa Narodowego i tam wytłumaczyć, dlaczego trzeba się chwilę wstrzymać i jaki ma rząd pomysł albo od razu zabrać się za organizację importu na wielką skalę, także przy udziale prywatnych importerów.

Czy należy maksymalnie zapełnić Baltic Pipe?

Na to wskazują analizy zapotrzebowania na gaz, ale znów analizy odnoszą się do sytuacji rynkowej sprzed roku, a wiadomo, że ceny będą dużo wyższe. Z drugiej strony gwałtowny spadek popytu mógłby uruchomić rynek wtórny i wpłynąć na obniżenie cen. Dziś wiadomo, że gaz z Baltic Pipe będzie prawdopodobnie jednym z najdroższych składników polskiego miksu gazowego. Ceny LNG i koszt wydobycia gazu krajowego są, niewątpliwie niższe.  Kupowanie na siłę i za wszelką cenę gazu tylko po to, by pokazać, że Baltic Pipe działa ma niewielki sens. Ale próba analizy zapotrzebowania miesiąc po miesiącu począwszy od 1 października wskazuje, że sytuacja jest znacznie poważniejsza niż gdy posługujemy się wielkościami rocznymi. Po prostu zapotrzebowanie w szczytowych miesiącach wzrasta o 150-170 procent, a dostawy LNG czy wydobycie własne ma wartość dość stałą miesiąc po miesiącu. Przykładowo w grudniu ubiegłego roku zużyliśmy około 2,7 mld m sześc. gazu. Miesięcznie LNG możemy sprowadzić 500 mln, wydobędziemy w Polsce około 300. A zapasów magazynowych mamy faktycznie trochę ponad 2 mld, bo tyle da się z nich wyciągnąć. Nie można zatem wykluczać konieczności nie tylko ekonomicznego, ale także administracyjnego ograniczenia popytu – czyli wprowadzenia stopni zasilania.

Jak Polska powinna realizować zasadę solidarności unijnej w energetyce?

Bez wahania i w zgodzie z ustaleniami Komisji Europejskiej. Na dłuższą metę to się zawsze opłaca. Jeśli np. mam rację co do gazu, to nie my będziemy ratować sąsiadów a oni nas, szczególnie jeśli uda się im uruchomić dwa terminale FSRU, jak zapowiadają. Mimo wszelkich rosyjskich „dąsów” nie przypuszczam też, by definitywnie zaprzestali dostaw przez Nord Stream 1. Ale zima zweryfikuje wszystko. A propos zimy, to zachowujemy się trochę tak, jakby to miała być już zima ostatnia i popełniamy ten sam błąd krótkowzroczności, co przed rokiem. Natychmiastowe uchylenie zasady 10H w ustawie odległościowej, wprowadzenie wspomnianych prostych kredytów na termomodernizację, zasilenie tanim pieniądzem firm produkujących pompy ciepła czy materiały termoizolacyjne nie da pewnie nam efektu za dwa miesiące, ale za 14-15 już może. Senat przyjął projekt ustawy uchylającej 10H, rząd ma ponoć swoją wersję. Trzymanie ich w zamrażarce to dla mnie coś dla Trybunału Stanu.

Rozmawiał Wojciech Jakóbik

Łukaszewska-Trzeciakowska: Trwa gra strachem na rynku gazu i węgla (ROZMOWA)