icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Jędrak/Popkiewicz: Więcej zgonów w Polsce w „sezonie smogowym 2017”

Dane Głównego Urzędu Statystycznego pokazują [1], że w styczniu 2017 r. mieliśmy w Polsce o ponad 1/3 zgonów więcej niż w styczniu 2016 – piszą Jakub Jędrak, Polski Alarm Smogowy oraz Marcin Popkiewicz, analityk megatrendów, ekspert i dziennikarz zajmujący się powiązaniami w obszarach gospodarka-energia-zasoby-środowisko. Autor bestsellerów Świat na rozdrożu i Rewolucja energetyczna.

Jedenaście tysięcy nadmiarowych zgonów jednego miesiąca to bardzo duża liczba (nie odróżniamy tu zgonów z przyczyn naturalnych od zgonów w wypadkach, zabójstw, itd. – stanowią one jednak małą część całkowitej liczby zgonów, a tym bardziej różnicy w liczbie zgonów między latami 2016 i 2017).Co mogło być przyczyną tak dużego wzrostu liczby zgonów?

Przecież nie zdarzyła się żadna klęska żywiołowa, masowy zamach terrorystyczny ani inna katastrofa. Polska nie prowadziła też w styczniu wojny.W styczniu, a częściowo też w lutym tego roku mieliśmy na znacznych obszarach Polski do czynienia z wyjątkowo wysokimi stężeniami pyłu zawieszonego. Smog jest tu więc naturalnym podejrzanym.

Zacznijmy jednak od innych możliwych przyczyn wzrostu śmiertelności Polaków w tym okresie. Pierwszą jest grypa. Liczba zachorowań na grypę w styczniu 2017 wynosiła 885 tys., natomiast w styczniu 2016 zachorowań było dużo mniej: 367 tys. Grypa to poważna choroba, i może mieć ciężkie powikłania. Śmiertelność grypy sezonowej wynosi 0,1-0,5% (tzn. umiera 1-5 na 1000 osób, które zachorowały), przy czym 90% zgonów występuje u osób po 60 roku życia [2][3]. Ile z zachorowań w styczniu tego roku mogło więc skończyć się zgonem? Maksymalnie ok. 4,5 tys. (pomijamy fakt, że część zgonów w styczniu miała miejsce w wyniku zachorowania na grypę w grudniu, i podobnie – część zgonów w lutym dotyczyła osób, które zachorowały jeszcze w styczniu). Nawet naciągając statystykę i zakładając że rok wcześniej – w styczniu 2016 – śmiertelność grypy była minimalna, czyli wynosiła 0,1%, wciąż pozostaje do wyjaśniania przyczyna co najmniej ok. 7 tys. nadmiarowych zgonów.

Inne niż grypa infekcje układu oddechowego, w tym np. przypadki zapalenia płuc (przebiegające bez wcześniej występującej grypy, więc nie odnotowane w cytowanych wyżej statystykach PZH) również mogły mieć pewien wpływ na wzrost liczby zgonów w styczniu, lecz trudno obecnie odpowiedzieć jak duży. Wydaje się jednak niezmiernie mało prawdopodobne, by takich zgonów było w styczniu 2017 aż o 7 tys. więcej niż rok wcześniej. A może także śmiertelność grypy była w styczniu 2017 roku wyjątkowo wysoka, istotnie wyższa niż 0,5%? To również wydaje się wątpliwe.

Co jeszcze tragicznego w skutkach częściej zdarza się w sezonie zimowym?

Zatrucia czadem? Dane na temat liczby śmiertelnych zatruć czadem w styczniu 2017 nie są dostępne, ale korzystając z informacji, że rocznie z powodu zaczadzenia umiera w Polsce ok. 300-400 osób, możemy oszacować, że w styczniu 2017 roku z tego powodu umarło dodatkowo maksymalnie 100-200 osób.

Zamarznięcia? W styczniu 2016 roku zamarzło 80 osób, a w styczniu 2017 roku 53 osoby. Różnica – w ramach interesującej nas dokładności – jest więc pomijalna.

Co jeszcze należy wziąć pod uwagę?

Liczba zgonów z roku na rok zmienia się, czasem dość znacznie, także z powodu zmiany struktury wiekowej populacji. Jednak pomiędzy 2016 a 2017 rokiem struktura wiekowa populacji nie zmieniła się znacząco, nie wpływając istotnie na liczbę zgonów (co potwierdza zbliżona śmiertelność w marcu i kwietniu 2016 vs 2017 r.)

A może jesienią 2016 roku było zdecydowanie mniej zgonów niż zwykle, i przesunęły się one na ów feralny styczeń 2017? Patrząc na dane GUS za lata 2015 i 2016 należy wykluczyć tę możliwość.

Kiedy już więc uwzględnimy osoby, które zmarły z powodu grypy i innych infekcji układu oddechowego, zamarzły i uległy zaczadzeniu, kolejną najbardziej prawdopodobną przyczyną większej niż zazwyczaj liczby zgonów było zanieczyszczone powietrze. Oczywiście, nie można wykluczyć że odgrywały tu też rolę inne czynniki, których teraz nie potrafimy dostrzec. Problem jednak w tym, że trudno wskazać jakąś inną niż zanieczyszczenie powietrza, realistyczną przyczynę aż tak znacznego wzrostu liczby zgonów. Możemy więc z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, że w styczniu tego roku smog zabił kilka tysięcy osób więcej niż zazwyczaj (mając na uwadze, że to „zazwyczaj” także oznacza tysiące zgonów miesięcznie z powodu zanieczyszczenia powietrza).

I nie jest to nic zaskakującego. Na podstawie bardzo wielu badań dobrze znamy związek między krótkoterminowym (rzędu dni) narażeniem na pył zawieszony a zwiększoną umieralnością. W przypadku wpływu zanieczyszczeń powietrza na zdrowie od dawna dysponujemy czymś więcej niż tylko korelacjami, m. in. wynikami badań klinicznych (np. na ochotnikach), jak i też wynikami badań laboratoryjnych na zwierzętach. Dużo wiemy też na temat reakcji i procesów, jakie zachodzą w organizmie pod wpływem narażenia na zanieczyszczenia powietrza. Są to m. in. stres oksydacyjny i uogólniony stan zapalny, wraz ze wszystkimi ich konsekwencjami. Wiemy, że drobne cząstki pyłu zawieszonego mogą przenikać z pęcherzyków płucnych do krwi, a z krwią do różnych narządów. Prowadzone na zwierzętach badania histopatologiczne pokazują poważne niekorzystne zmiany anatomiczne, np. w mózgu, pod wpływem ekspozycji na pył zawieszony.

Przykładów można wymienić wiele, tu ograniczymy się do zacytowania oświadczenia Amerykańskiego Towarzystwa Kardiologicznego z roku 2010 (patrz także tutaj, s.17):

Ogół dowodów naukowych jest zgodny z postulatem zależności przyczynowo-skutkowej między narażeniem na PM2.5 a zachorowalnością i umieralnością z powodu chorób układu krążenia … Te dowody są znacznie bogatsze i mocniejsze niż przed rokiem 2004, gdy opublikowano poprzednie oświadczenie AHA na ten temat.

Warto podkreślić, że wśród zgonów przypisywanych zanieczyszczeniu powietrza jest więcej zgonów związanych z chorobami układu krążenia niż z chorobami układu oddechowego.

Analizy dotyczące skutków epizodu smogowego ze stycznia bieżącego roku są obecnie prowadzone. Jednak dane uwzględniające datę i przyczyny zgonu w roku 2017 będą dostępne nie wcześniej niż pod koniec 2018 roku.

Myśląc o naszym smogu ze stycznia 2017, przychodzi czasem na myśl skojarzenie z tzw. Wielkim Smogiem Londyńskim z roku 1952, który jest „ikonicznym” przykładem tego typu zdarzeń. Skojarzenie takie nie jest pozbawione sensu, mimo oczywistych różnic pomiędzy obydwoma epizodami. Przypomnijmy, że w Londynie sytuacja wyglądała następująco: 5 grudnia gwałtownie zaczęły rosnąć stężenia pyłu zawieszonego i dwutlenku siarki, by po paru dniach wrócić z grubsza do poziomów sprzed epizodu. Wraz ze stężeniami gwałtownie wzrosła liczba zgonów. Jednak podwyższona umieralność utrzymywała się jeszcze przez kilka tygodni, także w okresie, kiedy stężenia zanieczyszczeń na powrót osiągnęły „normalne” wartości. Prawdopodobnie z czymś podobnym mieliśmy do czynienia w styczniu Polsce. Oczywiście należy pamiętać o zachowaniu właściwych proporcji i odpowiedniej skali – Wielki Smog Londyński był znacznie gorszy od tego, z czym mieliśmy do czynienia w Polsce w styczniu tego roku. Jednak podobnie jak w Londynie w grudniu 1952, w nocy z 7 na 8 stycznia stężenia zanieczyszczeń zaczęły w wielu miejscach w Polsce gwałtownie rosnąć, a wraz z nimi – liczba przyjęć do szpitali, a zapewne także liczby zgonów. Prawdopodobnie umieralność utrzymywała się na wyższym niż zwykle poziomie w kolejnych dniach epizodu i po jego zakończeniu. To można dość łatwo sprawdzić, choćby rysując na jednym wykresie zależność stężeń zanieczyszczeń, liczbę przyjęć szpitalnych i liczbę zgonów w danej miejscowości w zależności od czasu – o ile się oczywiście takimi danymi dysponuje. Obecnie takich danych niestety nie posiadamy.

Styczeń 2017 roku na tle ostatnich lat był szczególnie chłodny, w wielu miejscach w Polsce mieliśmy też do czynienia z utrzymującym się wiele dni zjawiskiem tzw. inwersji termicznej, sprzyjającej występowaniu bardzo wysokich poziomów zanieczyszczeń. Nie zapominajmy jednak, że smog nie jest zjawiskiem jednorazowym, lecz raczej regularnym elementem „polskiego krajobrazu”. Skupianie się na wyjątkowych, efektownych epizodach smogowych mogłoby sprawić, że przestaniemy dostrzegać to, co się dzieje co roku przez kilka miesięcy na dużych obszarach naszego kraju. Ten „zwykły” smog, ogólniej, i bardziej poprawnie: zanieczyszczenia powietrza, na które jesteśmy narażeni w mniejszym czy większym stopniu przez cały rok, są przyczyną ponad 40 tysięcy przedwczesnych zgonów rocznie (szacunki bardziej konserwatywne, opierając się na nieco innych założeniach, i tak dają 26 tys. przedwczesnych zgonów rocznie).
Najwyższy czas zdać sobie w pełni sprawę z prawdziwej ceny, którą płacimy za brudne powietrze w naszym kraju.

[1]- http://stat.gov.pl/obszary-tematyczne/inne-opracowania/informacje-o-sytuacji-spoleczno-gospodarczej/biuletyn-statystyczny-nr-52017,4,64.html

[2]- http://wsse.waw.pl/aktualnosci-i-komunikaty/aktualnosci/grypa-sezon-2016-2017

[3] – http://gis.gov.pl/images/ep/choroby_zaka%C5%BAne/informacja_dotycz%C4%85ca_sezonu_grypowego_2016_2017.pdf

Dane Głównego Urzędu Statystycznego pokazują [1], że w styczniu 2017 r. mieliśmy w Polsce o ponad 1/3 zgonów więcej niż w styczniu 2016 – piszą Jakub Jędrak, Polski Alarm Smogowy oraz Marcin Popkiewicz, analityk megatrendów, ekspert i dziennikarz zajmujący się powiązaniami w obszarach gospodarka-energia-zasoby-środowisko. Autor bestsellerów Świat na rozdrożu i Rewolucja energetyczna.

Jedenaście tysięcy nadmiarowych zgonów jednego miesiąca to bardzo duża liczba (nie odróżniamy tu zgonów z przyczyn naturalnych od zgonów w wypadkach, zabójstw, itd. – stanowią one jednak małą część całkowitej liczby zgonów, a tym bardziej różnicy w liczbie zgonów między latami 2016 i 2017).Co mogło być przyczyną tak dużego wzrostu liczby zgonów?

Przecież nie zdarzyła się żadna klęska żywiołowa, masowy zamach terrorystyczny ani inna katastrofa. Polska nie prowadziła też w styczniu wojny.W styczniu, a częściowo też w lutym tego roku mieliśmy na znacznych obszarach Polski do czynienia z wyjątkowo wysokimi stężeniami pyłu zawieszonego. Smog jest tu więc naturalnym podejrzanym.

Zacznijmy jednak od innych możliwych przyczyn wzrostu śmiertelności Polaków w tym okresie. Pierwszą jest grypa. Liczba zachorowań na grypę w styczniu 2017 wynosiła 885 tys., natomiast w styczniu 2016 zachorowań było dużo mniej: 367 tys. Grypa to poważna choroba, i może mieć ciężkie powikłania. Śmiertelność grypy sezonowej wynosi 0,1-0,5% (tzn. umiera 1-5 na 1000 osób, które zachorowały), przy czym 90% zgonów występuje u osób po 60 roku życia [2][3]. Ile z zachorowań w styczniu tego roku mogło więc skończyć się zgonem? Maksymalnie ok. 4,5 tys. (pomijamy fakt, że część zgonów w styczniu miała miejsce w wyniku zachorowania na grypę w grudniu, i podobnie – część zgonów w lutym dotyczyła osób, które zachorowały jeszcze w styczniu). Nawet naciągając statystykę i zakładając że rok wcześniej – w styczniu 2016 – śmiertelność grypy była minimalna, czyli wynosiła 0,1%, wciąż pozostaje do wyjaśniania przyczyna co najmniej ok. 7 tys. nadmiarowych zgonów.

Inne niż grypa infekcje układu oddechowego, w tym np. przypadki zapalenia płuc (przebiegające bez wcześniej występującej grypy, więc nie odnotowane w cytowanych wyżej statystykach PZH) również mogły mieć pewien wpływ na wzrost liczby zgonów w styczniu, lecz trudno obecnie odpowiedzieć jak duży. Wydaje się jednak niezmiernie mało prawdopodobne, by takich zgonów było w styczniu 2017 aż o 7 tys. więcej niż rok wcześniej. A może także śmiertelność grypy była w styczniu 2017 roku wyjątkowo wysoka, istotnie wyższa niż 0,5%? To również wydaje się wątpliwe.

Co jeszcze tragicznego w skutkach częściej zdarza się w sezonie zimowym?

Zatrucia czadem? Dane na temat liczby śmiertelnych zatruć czadem w styczniu 2017 nie są dostępne, ale korzystając z informacji, że rocznie z powodu zaczadzenia umiera w Polsce ok. 300-400 osób, możemy oszacować, że w styczniu 2017 roku z tego powodu umarło dodatkowo maksymalnie 100-200 osób.

Zamarznięcia? W styczniu 2016 roku zamarzło 80 osób, a w styczniu 2017 roku 53 osoby. Różnica – w ramach interesującej nas dokładności – jest więc pomijalna.

Co jeszcze należy wziąć pod uwagę?

Liczba zgonów z roku na rok zmienia się, czasem dość znacznie, także z powodu zmiany struktury wiekowej populacji. Jednak pomiędzy 2016 a 2017 rokiem struktura wiekowa populacji nie zmieniła się znacząco, nie wpływając istotnie na liczbę zgonów (co potwierdza zbliżona śmiertelność w marcu i kwietniu 2016 vs 2017 r.)

A może jesienią 2016 roku było zdecydowanie mniej zgonów niż zwykle, i przesunęły się one na ów feralny styczeń 2017? Patrząc na dane GUS za lata 2015 i 2016 należy wykluczyć tę możliwość.

Kiedy już więc uwzględnimy osoby, które zmarły z powodu grypy i innych infekcji układu oddechowego, zamarzły i uległy zaczadzeniu, kolejną najbardziej prawdopodobną przyczyną większej niż zazwyczaj liczby zgonów było zanieczyszczone powietrze. Oczywiście, nie można wykluczyć że odgrywały tu też rolę inne czynniki, których teraz nie potrafimy dostrzec. Problem jednak w tym, że trudno wskazać jakąś inną niż zanieczyszczenie powietrza, realistyczną przyczynę aż tak znacznego wzrostu liczby zgonów. Możemy więc z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, że w styczniu tego roku smog zabił kilka tysięcy osób więcej niż zazwyczaj (mając na uwadze, że to „zazwyczaj” także oznacza tysiące zgonów miesięcznie z powodu zanieczyszczenia powietrza).

I nie jest to nic zaskakującego. Na podstawie bardzo wielu badań dobrze znamy związek między krótkoterminowym (rzędu dni) narażeniem na pył zawieszony a zwiększoną umieralnością. W przypadku wpływu zanieczyszczeń powietrza na zdrowie od dawna dysponujemy czymś więcej niż tylko korelacjami, m. in. wynikami badań klinicznych (np. na ochotnikach), jak i też wynikami badań laboratoryjnych na zwierzętach. Dużo wiemy też na temat reakcji i procesów, jakie zachodzą w organizmie pod wpływem narażenia na zanieczyszczenia powietrza. Są to m. in. stres oksydacyjny i uogólniony stan zapalny, wraz ze wszystkimi ich konsekwencjami. Wiemy, że drobne cząstki pyłu zawieszonego mogą przenikać z pęcherzyków płucnych do krwi, a z krwią do różnych narządów. Prowadzone na zwierzętach badania histopatologiczne pokazują poważne niekorzystne zmiany anatomiczne, np. w mózgu, pod wpływem ekspozycji na pył zawieszony.

Przykładów można wymienić wiele, tu ograniczymy się do zacytowania oświadczenia Amerykańskiego Towarzystwa Kardiologicznego z roku 2010 (patrz także tutaj, s.17):

Ogół dowodów naukowych jest zgodny z postulatem zależności przyczynowo-skutkowej między narażeniem na PM2.5 a zachorowalnością i umieralnością z powodu chorób układu krążenia … Te dowody są znacznie bogatsze i mocniejsze niż przed rokiem 2004, gdy opublikowano poprzednie oświadczenie AHA na ten temat.

Warto podkreślić, że wśród zgonów przypisywanych zanieczyszczeniu powietrza jest więcej zgonów związanych z chorobami układu krążenia niż z chorobami układu oddechowego.

Analizy dotyczące skutków epizodu smogowego ze stycznia bieżącego roku są obecnie prowadzone. Jednak dane uwzględniające datę i przyczyny zgonu w roku 2017 będą dostępne nie wcześniej niż pod koniec 2018 roku.

Myśląc o naszym smogu ze stycznia 2017, przychodzi czasem na myśl skojarzenie z tzw. Wielkim Smogiem Londyńskim z roku 1952, który jest „ikonicznym” przykładem tego typu zdarzeń. Skojarzenie takie nie jest pozbawione sensu, mimo oczywistych różnic pomiędzy obydwoma epizodami. Przypomnijmy, że w Londynie sytuacja wyglądała następująco: 5 grudnia gwałtownie zaczęły rosnąć stężenia pyłu zawieszonego i dwutlenku siarki, by po paru dniach wrócić z grubsza do poziomów sprzed epizodu. Wraz ze stężeniami gwałtownie wzrosła liczba zgonów. Jednak podwyższona umieralność utrzymywała się jeszcze przez kilka tygodni, także w okresie, kiedy stężenia zanieczyszczeń na powrót osiągnęły „normalne” wartości. Prawdopodobnie z czymś podobnym mieliśmy do czynienia w styczniu Polsce. Oczywiście należy pamiętać o zachowaniu właściwych proporcji i odpowiedniej skali – Wielki Smog Londyński był znacznie gorszy od tego, z czym mieliśmy do czynienia w Polsce w styczniu tego roku. Jednak podobnie jak w Londynie w grudniu 1952, w nocy z 7 na 8 stycznia stężenia zanieczyszczeń zaczęły w wielu miejscach w Polsce gwałtownie rosnąć, a wraz z nimi – liczba przyjęć do szpitali, a zapewne także liczby zgonów. Prawdopodobnie umieralność utrzymywała się na wyższym niż zwykle poziomie w kolejnych dniach epizodu i po jego zakończeniu. To można dość łatwo sprawdzić, choćby rysując na jednym wykresie zależność stężeń zanieczyszczeń, liczbę przyjęć szpitalnych i liczbę zgonów w danej miejscowości w zależności od czasu – o ile się oczywiście takimi danymi dysponuje. Obecnie takich danych niestety nie posiadamy.

Styczeń 2017 roku na tle ostatnich lat był szczególnie chłodny, w wielu miejscach w Polsce mieliśmy też do czynienia z utrzymującym się wiele dni zjawiskiem tzw. inwersji termicznej, sprzyjającej występowaniu bardzo wysokich poziomów zanieczyszczeń. Nie zapominajmy jednak, że smog nie jest zjawiskiem jednorazowym, lecz raczej regularnym elementem „polskiego krajobrazu”. Skupianie się na wyjątkowych, efektownych epizodach smogowych mogłoby sprawić, że przestaniemy dostrzegać to, co się dzieje co roku przez kilka miesięcy na dużych obszarach naszego kraju. Ten „zwykły” smog, ogólniej, i bardziej poprawnie: zanieczyszczenia powietrza, na które jesteśmy narażeni w mniejszym czy większym stopniu przez cały rok, są przyczyną ponad 40 tysięcy przedwczesnych zgonów rocznie (szacunki bardziej konserwatywne, opierając się na nieco innych założeniach, i tak dają 26 tys. przedwczesnych zgonów rocznie).
Najwyższy czas zdać sobie w pełni sprawę z prawdziwej ceny, którą płacimy za brudne powietrze w naszym kraju.

[1]- http://stat.gov.pl/obszary-tematyczne/inne-opracowania/informacje-o-sytuacji-spoleczno-gospodarczej/biuletyn-statystyczny-nr-52017,4,64.html

[2]- http://wsse.waw.pl/aktualnosci-i-komunikaty/aktualnosci/grypa-sezon-2016-2017

[3] – http://gis.gov.pl/images/ep/choroby_zaka%C5%BAne/informacja_dotycz%C4%85ca_sezonu_grypowego_2016_2017.pdf

Najnowsze artykuły