Mazur: Z pamiętnika Putina – Mińsk nasz!

12 lutego 2015, 14:55 Bezpieczeństwo

KOMENTARZ

Bogusław Mazur

BiznesAlert.pl

Podpisane w Mińsku porozumienie najlepiej symbolizuje fotografia, na której widać idących przodem, zachmurzonych przywódców Niemiec, Francji i Ukrainy a dwa metry za nimi szyderczo uśmiechniętych prezydentów Rosji i Białorusi.

Gdyby prezydent Władimir Putin pisał pamiętnik, to mógłby dziś umieścić następującą notatkę:

12 luty 2015 roku.

Dzisiaj podpisałem porozumienie w Mińsku. Czas spokojnie wymienić rejestr korzyści, które uzyskałem.

Po pierwsze, zmusiłem Kijów do faktycznego uznania prorosyjskich władz w Doniecku i Ługańsku. Kijów będzie musiał de facto z nimi pertraktować we wszelkich możliwych sprawach. Musi znieść blokadę ekonomiczną, na nowo uruchomić system bankowy, zacząć wypłacać emerytury, więc odpadną mi koszty dokarmiania. W dodatku Niemcy i Francuzi deklarują pomoc w uruchomieniu systemu bankowego, zabawne. A że w obwodach donieckim i ługańskim  mają być przeprowadzone wybory lokalne pod okiem OBWE i zgodne z ukraińskimi przepisami? Nie szkodzi, już się postaramy, aby wyniki były takie, jak trzeba.

Po drugie, zgodnie z naszą strategią zamrażania konfliktów, zamroziłem i ten konflikt, który mogę w każdej chwili odmrozić. Dziś Międzynarodowy Fundusz Walutowy ogłosił gotowość przekazania Ukrainie 17,5 mld dolarów w ramach nowego, czteroletniego programu tzw. rozszerzonego finansowania oraz zamiar przekazania w ciągu czterech lat nawet 40 mld dolarów wsparcia. Dlatego nie wykluczam, że konflikt odmrozimy bardzo szybko, na przykład za trzy dni, cha, cha! W warunkach konfliktu z tej pomocy MFW wyjdą oczywiście nici.

Po trzecie, zawieszenie działań wojennych i utworzenie strefy bezpieczeństwa nie oznacza, że opuścimy braci w potrzebie. Nie bez powodu w czasie rozmów w Mińsku wysłałem na Ukrainę 50 czołgów i 40 wyrzutni rakietowych. Damy radę!

Po czwarte, obnażyłem iluzoryczną jedność Unii Europejskiej i wspólnoty atlantyckiej. Przy stole w Mińsku odbył się koncert trzech mocarstw europejskich przy gościnnym udziale druha Łukaszenki. Już się mówi o nowej osi Paryż – Berlin – Moskwa. I dobrze, troszkę zamieszania w NATO nie zaszkodzi. Amerykanie zostali wypchnięci z gry a ta cała UE okazuje się fantasmagorią. Oczywiście w europarlamencie pokrzyczą, ale i tak pewnie przyklepią to, co im Angela każe. A jak nie, to z Bogiem, nie my będziemy winni wznowienia konfliktu.

Po piąte, zyskałem trochę czasu na zebranie sił i ugruntowanie popularności w społeczeństwie. Będzie zachwycone kolejnym moim sukcesem. No i jeśli nie trzeba będzie odmrażać konfliktu, to wrócimy do tematu sankcji wobec Rosji. Na początek pozwolę troszkę pohandlować Francji i Niemcom, zasłużyli na marchewkę. Polska sobie poczeka, tamtejsi rolnicy już psioczą na swój rząd. Niech dalej popsioczą.

Po szóste, wprowadziłem na europejskie salony Łukaszenkę. To dobre posunięcie, Francois i Angela musieli uśmiechać się do „ostatniego dyktatora Europy”. Niech no któryś z zachodnich przywódców zacznie go tak teraz nazywać…

Po siódme, w Pribałtikach i w Polsce stracą pewność co do wartości gwarancji sojuszniczych. Jak przestana tak liczyć na NATO, to się staną bardziej podatni na argumenty.

No i tyle. Ciekawi mnie, co w swoich pamiętnikach napiszą Merkel i Francois… Może, że przywieźli Europie pokój, czy coś w tym stylu… I że znów zaczną robić z nami interesy. No ale może wpierw zobaczymy, co z francuskimi mistralami, czy do nas dopłyną…

Tak, to był dobry dzień. Muszę napić się wódki. Chociaż może lepiej koniaczku lub szampana…