Rządowe pomysły na węgiel to ślepe zaułki

23 listopada 2015, 13:44 Energetyka

KOMENTARZ

Bartłomiej Derski

WysokieNapiecie.pl

Szukanie nowych rynków zbytu dla polskiego węgla – co zapowiada minister Tchórzewski – to dobry kierunek. Jednak realnie rzecz biorąc szanse na utrzymanie wszystkich kopalń dzięki temu są znikome. Zamiast żyć złudzeniami, zacznijmy inwestować w nowe miejsca pracy.

Przypomnijmy, że już dzisiaj niewykorzystane zdolności wydobycia miałów w Polsce przekraczają 25% zużycia, a do końca dekady będzie to ponad 40% (blisko 19 mln ton) co dobitnie pokazuje ta infografika:

Co zrobić z taką ilością węgla? Na pewno nie opłaca nam się go eksportować, bo – jak wskazują dzisiejsze prognozy – jeszcze przez wiele lat cena na światowych rynkach będzie znacznie poniżej średniego kosztu wydobycia w Polsce. Aby pokryć te koszty rząd będzie zmuszał państwowe firmy do odbioru surowca, bo te prywatne będą chciały go kupić za cenę rynkową (czyt. poniżej średnich kosztów wydobycia, a więc ze stratą dla górnictwa, której przecież kopalnie mają już nie generować).

A co z nadmiarem węgla mogą zrobić państwowe spółki? Zdaniem ministra Tchórzewskiego państwowa energetyka może go przepalać, a państwowa chemia przerabiać np. na gazy syntetyczne.

Tyle, że energetyka buduje właśnie najnowocześniejsze w Europie bloki energetyczne, które będą zużywać o ok. 40% mniej węgla. Z kolei wzrostu zużycia energii będzie mniejszy, niż wzrost gospodarczy i w efekcie za pięć lat zamiast 48,8 mln ton miałów, w tej branży potrzebnych będzie 43 mln ton, a – jak liczą na palcach energetycy – za 10-15 lat zapotrzebowanie (przy rozwijającej się gospodarce i rosnącym zużyciu energii) wyniesie od 30 do maksymalnie 40 mln ton.

Wyrażane przez ministra nadzieje, że wraz z rozwojem gospodarczym polskie rodziny będą zużywać więcej prądu, na szczęście nie mają odzwierciedlenia w trendach. Oczywiście widać wyraźną zależność poziomu PKB od zużycia energii w gospodarstwach domowych. Polska plasuje się tu w europejskim ogonie. Ale mimo rozwoju gospodarczego w ostatnich latach konsumpcja prądu w domach wręcz malała. Być może wystarczyła wymiana oświetlenia na energooszczędne, czy telewizorów na LCD, aby w statystykach już pojawiła się ta różnica. Z tego powodu nigdy nie będziemy zużywać, albo inaczej – marnotrawić – tyle energii co Amerykanie, czy Francuzi, którzy przywykli do relatywnie taniej energii i nie przejmują się oświetlaniem całego domu, basenu i zużywaniem energii przez zdezelowane lodówki, klimatyzatory i ogrzewanie.

Druga uliczka – przetwarzanie węgla – np. na gaz syntezowy to mantra powtarzana przy każdym kolejnym zamykaniu kopalń w Polsce. Od lat 90. to miało być zbawienie dla naszego górnictwa. Ale nie widać nawet cienia szansy, że w końcu będzie. Taniejący na rynkach gaz (ten trend także ma się jeszcze przez kilka lat utrzymać) jeszcze nas od tego celu oddala. Zdrowy rozsądek podpowiadałby, że gdyby zamiana węgla w gaz była w jakimś realnym horyzoncie opłacalna, to nasi zachodni sąsiedzi – którzy problem z górnictwem mają nie mniejszy niż my – już dawno by tę technologię rozwinęli. W końcu są jej prekursorami. O spektakularnych sukcesach za Odrą nie słychać, więc mam delikatną obawę, że także i polska chemia może być jeszcze daleko od momentu, w którym gaz syntezowy z węgla będzie opłacalny.

Warto oczywiście próbować, ale jeśli spojrzymy na trendy wydobycia węgla w Wielkiej Brytanii, Francji, czy Niemczech, to trudno nie odnieść wrażenia, że nawet nie od dziesięciu, czy dwudziestu lat, ale już od 40 lat podążamy tą samą ścieżką, która na pewno nie kończy się za 200 lat, ale znacznie wcześniej, co łatwo można wyczytać z tej infografiki:

Zamiast żyć złudzeniami, może warto w końcu zrobić to, czego przez osiem lat nie zrobił rząd PO-PSL – inwestować w nowe miejsca pracy na Śląsku, bo tych w górnictwie na pewno będzie ubywać i co do tego ostatniego nie ma żadnych wątpliwości.