Starkowski: Amerykanie odstraszają hakerów z Rosji

7 listopada 2016, 15:15 Bezpieczeństwo

KOMENTARZ

Mieczysław T. Starkowski

Redaktor BiznesAlert.pl

Hakerzy związani z amerykańską armią konktrolują rosyjskie sieci energetyczne, telekomunikacyjne, a także systemy dowodzenia. Atak może nastąpić, gdy Stany Zjednoczone uznają to za konieczne – podała telewizja NBC News powołując się na przedstawiciela wywiadu.

Amerykanie od dawna twierdzili, że Rosja, Chiny i inne państwa starają się rozpoznać ich infrastrukturę krytyczną, przygotowując pole bitwy do przeprowadzenia cyberataków, które mogłyby spowodować wyłączenia energii elektrycznej lub brak dostępu do internetu. Dla ekspertów nie jest jednak tajemnicą, że Amerykanie robią to samo. NBC News potwierdziła to w przypadku Rosji. W przeszłości takie działania były podejmowane wobec Iraku czy Iranu, a ostatnio – tak zwanego Państwa Islamskiego.

Haker

Jest zresztą pewien problem związany z cyberbezpieczeństwem. Ciągle brakuje dokładnych definicji, a z pewnością nie zostały uzgodnione normy międzynarodowe. Co to jest cyberszpiegostwo, cyberwojna? Na razie przyjmujemy to intuicyjnie, ale odmiennie widzą to Amerykanie, Rosjanie i Chińczycy.

Tak czy inaczej, od dawna mówi się o tym, że Rosja może użyć swoje służby, by zakłócić przebieg wtorkowych wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Prawdopodobnie nie będzie to bezpośredni atak na infrastrukturę krytyczną (co mogłoby zostać uznane za akt wojny – z poważnymi konsekwencjami). Chodzi raczej o spowodowanie zamieszania poprzez publikację sfabrykowanych dokumentów, rozpowszechnianie wygodnych dla siebie opinii na fałszywych kontach w serwisach społecznościowych i tak dalej. Miałoby to przecież ogromne znaczenie propagandowe.

Jak podkreślają Amerykanie, są dobrze przygotowani. Zastrzegają się jednak, że użyją cyberbroni tylko w zupełnie nieprawdopodobnym przypadku, gdyby Stany Zjednoczone zostały wcześniej zaatakowane w znaczący sposób. Podkreślają zawsze, iż sami dysponują najbardziej zaawansowanymi rozwiązaniami, ale ze zrozumiałych względów nie dzielą się szczegółami ze światem.  

James Lewis, ekspert Center for Strategic and International Studies cytowany przez NBC News twierdzi, że Stany Zjednoczone hakują teleinformatyczną infrastrukturę takich państw jak Chiny, Rosja, Iran czy Północna Korea. To się dzieje od wielu lat. Te metody są zresztą tak stare jak historia ludzkich konfliktów. Zmieniła się tylko technika.

Zwykle nie mówi się o tym głośno. Ale ostatnio przedstawiciele amerykańskiej administracji przyznają nieoficjalnie, że ostatnio ostrzegli Rosjan, by w żaden sposób nie próbowali wpływać na wyniki wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Gdyby przeprowadzili znaczący cyberatak zagrażający infrastrukturze krytycznej, spotka się on z aktywną obroną prowadzącą do wyłączenia rosyjskich systemów. Kontrofensywna będzie dostosowana do zagrożenia.  

***

Potencjalne cyberkonflikty Amerykanów ze światem i ich skutki komentuje dla portalu BiznesAlert.pl dr Joanna Świątkowska, dyrektor programowa CYBERSEC, ekspert Instytutu Kościuszki.

– Gorączka oczekiwania na wyniki amerykańskich wyborów jest ogromna. W ostatnim czasie dorównuje jej powszechna niepewność, czy wybory nie zostaną zakłócone przez atak hakerów powiązanych z Rosją. Pojawia się również wiele spekulacji dotyczących możliwej odpowiedzi amerykańskich podmiotów odpowiedzialnych za zapewnienie bezpieczeństwa cyberprzestrzeni – podkreśla. – Warto jednak spojrzeć na tę sytuację z dystansu. Po pierwsze, nawet bez faktycznego cyberataku na system wyborczy, adwersarze po części osiągnęli swe cele. Już teraz panuje powszechne przekonanie, że są zdolni do wpłynięcia na demokratyczne wybory i zmanipulowanie ich wyników. To bardzo poważna sytuacja. Demokracja opiera się na fundamencie zaufania społecznego, a jego zachwianie zarówno teraz, jak i w przyszłości, może zostać wykorzystane do celów politycznych. Przy małej różnicy głosów przegrany kandydat może podważyć wyniki wyborów, powołując się na argument, że zostały one zakłócone przez cyberatak. Część jego elektoratu może z kolei podzielić taki wniosek, co znacznie osłabi legitymizację wygranego kandydata zarówno na arenie międzynarodowej, jak i wewnątrz kraju. Podziały społeczne i napięcia. Czy to nie brzmi jak cel sam w sobie, który chcieliby osiągnąć przeciwnicy USA?

– Scenariusz ten jest bardzo prawdopodobny, zwłaszcza że kwestie cyberprzestrzeni były często wykorzystywane w dotychczasowej kampanii przez oba sztaby wyborcze. To pierwszy raz, kiedy w tak widoczny sposób odnoszono się do cyberataków. Problem polega jednak na tym, że sprowadzano je niejednokrotnie do amunicji politycznej mającej uderzyć w przeciwnika. Strategia ta jest jednak krótkowzroczna i może kiedyś zostać wykorzystana przeciwko ogólnemu interesowi politycznemu USA – ocenia Świątkowska. – Warto także przyjrzeć się reakcji amerykańskich służb na informacje o potencjalnym ataku. W tym kontekście obserwujemy stosowanie klasycznej koncepcji odstraszania. USA oficjalnie mówią, że są gotowe na kontratak cyfrowy, sugerując że mają rozpoznane sieci i systemy teleinformatyczne przeciwnika. Jednak spektakularne ataki, na przykład na infrastrukturę krytyczną rywala, nie są najbardziej prawdopodobną odpowiedzią. Ryzyko eskalacji konfliktu byłoby ogromne, a skutki samego ataku trudne do przewidzenia. Dlatego w pierwszej kolejności spodziewać się można mniej poważnego ataku, na przykład na serwisy informacyjne przeciwnika, gdzie kluczowe byłoby przekazanie komunikatu o posiadaniu zdolności do działań ofensywnych. Kolejną prawdopodobną odpowiedzią jest możliwość zastosowania działań konwencjonalnych, na przykład na polu dyplomatycznym. Wszystko to wyraźnie pokazuje jednak, że kwestie związane z cyberprzestrzenią na dobre stały się elementem walki politycznej. Zarówno w wymiarze polityki krajowej, jak i międzynarodowej.