Woźniak: Polska potrzebuje większej pewności dostaw gazu (ROZMOWA)

15 lipca 2016, 07:45 Energetyka

ROZMOWA

Z prezesem PGNiG Piotrem Woźniakiem rozmawiamy o bezpieczeństwie dostaw gazu do Polski, konsekwencjach projektu Nord Stream 2, oraz planach spółki dotyczących rywalizacji na rynku krajowym w dobie liberalizacji.

BiznesAlert.pl: Przy okazji szczytu NATO warto rozprawić się z pewnym mitem. Chcemy zbudować połączenie gazowe z Norwegią i pojawia się znowu sugestia, że nie może powstać, bo krzyżowałby się z gazociągiem Nord Stream. Czy to prawda?

Piotr Woźniak: Wszelkiego rodzaju rurociągi na morzu i lądzie mogą się krzyżować dość swobodnie. Muszą być jedynie zachowane względy bezpieczeństwa. Jeśli spojrzymy na Cieśninę Sund, to tam krzyżują się gazociągi, ropociągi, linie wysokiego napięcia, światłowody, kable, a także sprzęt podwójnego przeznaczenia. To kwestia odpowiedniego rozwiązania, podobnie jak przeprowadzenie gazociągu pod drogą. W wyjątkowych głębinach budowa może być droga. Nie ma jednak bariery ostatecznej.

Czy obawiają się Państwo o bezpieczeństwo infrastruktury?

W związku ze szczytem NATO zarządziliśmy specjalne, podwójne sprawdzenie kontrolne wszystkich naszych instalacji w okolicach miejsca obrad, poza instalacjami w domach. Potem doszło do ponownego sprawdzenia pod kątem wycieków i nieszczelności. Na okres szczytu zawieszone zostały prace remontowe i konserwacyjne. PGNiG jest zabezpieczone podwójnie. O wszystkim zostało zawiadomione Centrum Zarządzania Kryzysowego i inne organy. Natomiast faktem jest, że sieć gazowa jest na celowniku: tłocznie, kompresory – to wszystko jest infrastrukturą krytyczną.

Trwa dyskusja w Europie na temat tego, którędy powinien docierać rosyjski gaz do Europy. To kwestia przyszłości szlaku przez Ukrainę i Polskę. Rosjanie jako alternatywę proponują nowy gazociąg Nord Stream 2, czyli nowy Północny Potok. Polacy chcą zaś dostarczyć regionowi gaz z Norwegii za pomocą Korytarza Norweskiego. Czy rozpoczął się wyścig o to, kto szybciej zbuduje swój korytarz?

Nie nazwałbym tego wyścigiem, bo my mamy inny imperatyw niż Rosjanie. Zapowiedzi medialne Gazpromu i urzędników administracji rosyjskiej są coraz trudniejsze do zrozumienia. Tylko przez ostatni rok mieliśmy informacje na temat South Stream, Turkish Stream i Nord Stream 2. Po drodze mieliśmy jeszcze sugestie na temat nowego gazociągu do Grecji o nazwie Posejdon. Czy powstaną wszystkie cztery? A może żaden? Trudno za tym nadążyć. Niestety dla polskiego rynku najbardziej prawdopodobnie wygląda nowy Nord Stream. Władze regionalne w Niemczech, o czym z resztą Pan pisał, wydają zgody terytorialne na wykorzystanie do przesyłu gazu z Nord Stream 2 nowego gazociągu równoległego do OPAL (Por.: Nord Stream 2 zagraża Polsce wrogim przejęciem rynku gazu).

To wygląda jakby Niemcy, Czesi i Słowacy przygotowywali się na to…

…czy oni się rzeczywiście przygotowują, tego nie wiem. Infrastruktura niemiecka pod względem formalnym jest przygotowywana. A to wskazuje, że ów plan jest już zaawansowany. Realizacja tego typu przedsięwzięć jest wprawdzie czasochłonna, ale pierwsze ruchy już widać.

Co Nord Stream 2 zmieni w naszej sytuacji, skoro jest już Nord Stream?

Razem z pierwszym gazociągiem nowa magistrala bałtycka w połączeniu z infrastrukturą niemiecką i słowacką  zapewnią pełną substytucjęz naddatkiem w stosunku do gazociągów, z których my korzystamy: Gazociągu Jamalskiego i Braterstwa. Wszystkie te połączenia nie mogą przesyłać gazu na Zachód, bo wtedy mielibyśmy do czynienia z nadprzepustowością. Byłaby ona  prawie dwa razy większa niż zapotrzebowanie Europy Zachodniej. Proszę zwrócić uwagę, że rynek gazu w Europie rośnie w wolnym tempie. Dziesięcioletnia średnia to 2,2 procent, a w ostatnim roku 1 procent.

Gazprom twierdzi, że będzie rosło…

Komisja Europejska ma najlepsze dane, bo zbiera je od przemysłu poprzez ACER. Tymczasem ktoś mógłby nawet posądzić Gazprom o celowe prezentowanie danych świadczących o perspektywie wzrostu zapotrzebowania, bo byłoby to zgodne z ich interesem. Pod względem wzrostu zapotrzebowania Polska może paradoksalnie być wyjątkiem, jeśli usuniemy ryzyko nagłego i nieuzasadnionego ograniczenia dostaw, z czym mieliśmy do czynienia w dniach 30.06-1.07 tego roku. Wtedy nasza energetyka gazowa powinna potencjalnie odżyć. Obecnie nie mamy praktycznie systemowych elektrowni na gaz.

A powinniśmy?

Obecnie nikt nie poniesie takiego ryzyka, bo będzie się obawiał nagłej przerwy dostaw gazu. Elektrowni gazowej nie można chwilowo opalać węglem. Nikt nie zdecyduje się na taką inwestycję w obawie o niedobory prądu, bo w systemie elektroenergetycznym zabraknie gazu, który trafi w czasie kryzysu w pierwszej kolejności do gospodarstw domowych. Proszę sobie wyobrazić, co mogłoby się stać, jeżeli będziemy mieli kryzys gazowy, jak w 2009 roku i niedobory gazu oraz prądu jednocześnie. Takie ryzyko nie pozwala nam myśleć o elektrowniach gazowych. Obecnie nie wiemy, kiedy i na jak długo nam tego gazu może zabraknąć. Ryzyko przerwy dostaw ze Wschodu jest cały czas na najwyższym poziomie.

Czy tłumaczą to problemy techniczne po stronie rosyjskiej?

To nie jest w ogóle tłumaczone. Panie Redaktorze, tragedia polega na tym, że nie ma dialogu. Nie możemy ryzykować. To zagrożenie techniczne, ale także handlowe. Co ma zrobić przedsiębiorca, który roztopił 500 wanien szkła i nagle brakuje mu gazu. Będzie miał 500 przycisków na biurko o wadze 2,5 tony. Przedsiębiorstwo będzie musiało zbankrutować. Musimy posiadać wiarygodnego dostawcę, który nie przerywa dostaw bez powodu. A jeśli zadziała siła wyższa, dostajemy odpowiednią informację i podejmujemy działania zaradcze. Jeżeli taka informacja będzie, to zarządzanie problemami wygląda całkiem inaczej niż bez informacji w ogóle. Tego dialogu ze stroną rosyjską brakuje. Kiedy odbieraliśmy norweski gaz w Niemczech, w Emden, w klauzulach kontraktowych miejsce dostawy było sztywno zapisane. Raz zdarzyła się awaria na Morzu Północnym i Norwedzy nie mogli dostarczyć gazu do ustalonego terminala numer 1, to zawiadomienie pojawiło się niezwłocznie. Punkt dostawy został przesunięty na terminal numer 2. To była pełna komunikacja. Mogliśmy nawet nie wiedzieć o awarii i nie byłoby problemu z dostawami. Takie są jednak normalne klauzule kontraktowe, że należy podać pełną informację w celu uniknięcia szkód. Jeśli się pojawią, to dostawca musi je pokryć.

I Gazprom będzie musiał Państwu oddawać pieniądze, jak po ograniczeniach z 2014 roku?

O naprawie szkód nie ma mowy. W kontrakcie jamalskim nie ma takiej ścieżki działania. Mogliśmy tylko zrekompensować straty finansowe. Tylko co nam to dało, jeżeli na przykład kilka szpitali nie dostało gazu. Za te wszystkie kłopoty płacimy my, odpowiadając za bezpieczeństwo dostaw przed klientami. Cały czas klarujemy Gazpromowi, że punkt odbioru gazu jest na granicy polsko-ukraińskiej, a to, że oni mają kłótnie z Turkmenami, niezgodę z Białorusią albo wojnę z Ukrainą, nas nie interesuje. Za ryzyko zapłaciliśmy w cenie gazu, która jest strasznie wysoka. Tak to powinno działać.

Czy po to potrzebujemy dywersyfikacji przy użyciu gazu z Norwegii?

Nie chcemy oczywiście jednego, nowego dostawcy. Chcemy, aby było ich wielu, ale takich, którzy przestrzegają cywilizowanych standardów handlu gazem.

Czemu nie wystarczy gazoport?

Powody są dwa. Gaz rurociągowy cały czas jest tańszy. Tempo konwergencji z LNG postępuje w sposób absolutnie niekontrolowany i powoli. Ta zmienność krzywych jest nie do opanowania, podobnie jak na rynku finansowym. Drugi powód to nasze złoża na Morzu Północnym. Obecnie musimy wydobywany tam gaz sprzedawać na rynku niemieckim, bo innej drogi dostaw nie ma. Na tym handlu wychodzimy gorzej, niż jak sprzedawalibyśmy go w kraju.

Czy gaz norweski z Korytarza byłby konkurencyjny do dostaw z Rosji?

Oczywiście. Przede wszystkim ze względu na to, że byłby nasz.

Chodzi o ten niecały miliard m3 rocznie?

Obecnie wydobywamy 600 mln m3 rocznie. Przy okazji wydobywamy ropę naftową. Mamy 19 koncesji, z których co najmniej 4 wejdą do produkcji. Mówimy, że do 2020 roku powinniśmy osiągnąć 2 mld m3 rocznie. Docelowo chcemy mieć 4 mld m3 wydobycia z Morza Północnego. Potrzebujemy więcej, aby skompensować ewentualnie zakończony kontrakt jamalski. Ewentualne braki zapełnimy zakupami na rynku norweskim.

Ile gazu potrzeba?

Musimy się liczyć z substytucją kontraktu z Rosją w całości, bo jego losy są niepewne. Mamy także zasadę N-1 z rozporządzenia SOS. Nie wiemy, czy połączenie z Norwegią się uda, bo to jest biznes i należy brać pod uwagę różne scenariusze. Będziemy mądrzejsi po feasibility study prowadzone przez polski Gaz-System, duński Energinet.dk i norweskie Gassco. Pod koniec roku zostaną rozpatrzone koszty i przebiegi regulacyjne oraz taryfowe dla trzech wolumenów. Największy wariant to 10 mld m3 rocznie. To jest ilość bez problemu dostępna na rynku norweskim, bo Norwegia miała w zeszłym roku wydobycie sięgające 109 mld m3. Opowieści o zaniku wydobycia w Norwegii kompletnie ignorujemy. To nieprawda. Mamy jednak plan B. Chodzi o rozwój rynku LNG.

Przy wykorzystaniu FSRU?

Może FSRU, może znacznie mniejszy terminal. To na pewno nie powinno być zarządzane tak samo, jak w przypadku pierwszego terminala. Jeżeli z jakichkolwiek powodów Korytarz Norweski nie wypali, idziemy w kierunku LNG pełną parą. Na tym rynku nie znamy się jeszcze wystarczająco. Jest on zupełnie odseparowany od rynku gazu z gazociągów, o którym wiemy wszystko. To zupełnie inna sfera. Potrzebujemy więcej wiedzy na ten temat. Na razie mamy kontrakt katarski wymagający codziennej obsługi.

Czy jego też trzeba zmienić?

Zobaczymy. Tutaj mamy całkiem inne relacje. Partner katarski to zawodowcy nieskażeni żadną intencją polityczną. Rozmowy z nimi są normalne. Jest elastyczność i wzajemne zrozumienie. Chcemy mieć symetryczne warunki, aby wszyscy byli zadowoleni. Jest bardzo przyjemny klimat rozmów. Dowodem jest fakt, że jeszcze za poprzedniego zarządu zgodzili się na opóźnienie odbioru. Wpisali dostawy w normalny grafik produkcji. Po opóźnieniu uruchomienia gazoportu mogli oczekiwać opłaty kar. Poszli jednak na rękę i wprowadzili mechanizm net proceed. Jeżeli gaz, który dostarczą zamiast nam komuś innemu, będzie tańszy niż w kontrakcie, to my dopłacimy; jeśli będzie droższy, dopłacą oni. Strach myśleć, ile płacilibyśmy z tytułu klauzuli take or pay. Dzięki temu udało się uniknąć negatywnych skutków złego zarządzania gazoportem.

Jakie miejsce na zdywersyfikowanym rynku w Polsce chce zająć PGNiG?

Korzyści, które zamierzamy uzyskać w drodze dywersyfikacji, zamierzamy przenieść na naszego klienta. Chcemy walczyć o rynek. Jeżeli wszystko się powiedzie, będziemy mieli konkurencyjny gaz z Morza Północnego, utrzymamy wydobycie krajowe na tym samym poziomie, a ten gaz jest niesłychanie tani. Zawsze jest dużo tańszy od importowanego. Są zatem warunki do utrzymania dobrej pozycji.

Rozmawiał Wojciech Jakóbik