KOMENTARZ
Wojciech Jakóbik
Redaktor naczelny BiznesAlert.pl
Podtrzymuję tezę, że Turkish Stream to blef Rosji. Pozostanie nim, dopóki nie uwierzą w niego Europejczycy, których istotna pomoc jest niezbędna dla realizacji projektu zgodnie z oczekiwaniami Rosjan.
Głównym celem budowy gazociągu ma być zakończenie tranzytu przez terytorium Ukrainy na korzyść Turcji i tym samym zmniejszenie ryzyka politycznego. Jest to antyteza propozycji ukraińskiej czyli ustabilizowania tranzytu nad Dnieprem poprzez inwestycje zachodnie w tamtejsze gazociągi i magazyny gazu. Być może prawdziwym celem Rosjan jest synteza czyli dofinansowanie systemu przesyłowego na Ukrainie przez Gazprom, który zyskają udział w akcjonariacie. Takiego scenariusza obawia się ukraiński Naftogaz i rząd, który ustawowo zabronił wpuszczania rosyjskiej spółki do struktury właścicielskiej infrastruktury gazowej w jego kraju.
Turkish Stream pozostaje projektem na papierze. W spadku po South Stream otrzymał rury zamówione na poczet budowy projektu odrzuconego przez Komisję Europejską oraz szlak morski, który ma się pokrywać aż do brzegów gdzie Turkish Stream miałby wychodzić na terytorium europejskie Turcji, zamiast w Bułgarii, gdzie w założeniu miał kontynuować bieg South Stream. Eksperci Vygon Consulting, czyli grupy doradczej z centrum innowacji Skolkowo pod Moskwą, przedstawili trzy scenariusze dla inwestycji.
Pesymistyczny zakłada, że do 2020 roku Gazprom wykona jedynie pierwszą nitkę gazociągu z których każda ma osiągnąć przepustowość 15,75 mld m3 rocznie. Pozwoli ona na zmniejszenie wykorzystania Gazociągu Transbałkańskiego z Ukrainy przez Bałkany do Turcji. Według ekspertów pozwoli na słanie przez rewers do 13 mld m3 gazu ziemnego rocznie do Bułgarii, Grecji, Macedonii, Rumunii i Mołdawii. Wtedy Rosja będzie musiała dalej walczyć o pełny dostęp do przepustowości lądowej odnogi Nord Stream, czyli gazociągu OPAL biegnącego wzdłuż Odry do Czech, na co nadal nie chce zgodzić się Komisja Europejska broniąc wolności dostępu do nieprzyznanej Gazpromowi połowy z 32 mld m3 rocznie. Wtedy jednak – podkreśla Vyborg Consulting – musiałoby dojść do zmiany punktów odbioru w kontraktach na dostawy gazu do klientów europejskich. Tym samym przyznają rację Komisji, która twierdzi, że bez tych zmian przekierowanie tranzytu do Turkish Stream będzie niemożliwe. Nawet jeśli się to powiedzie, Gazprom będzie w stanie zmniejszyć tranzyt przez Ukrainę tylko o połowę i w 2019 roku podpisać nową umowę tranzytową na 28-36 mld m3 rocznie.
Optymistyczny scenariusz zakłada budowę trzech nitek Turkish Stream i rozpoczęcie budowy czwartej przed 2019 rokiem, maksymalne wykorzystanie Nord Stream po zgodzie KE oraz wykorzystanie rewersu Gazociągu Transbałkańskiego. Do realizacji tego celu potrzebna byłaby dodatkowo budowa nowej infrastruktury dostarczającej surowiec z granicy tureckiej na Bałkany i do Europy Środkowej. Eksperci Vyborg Consulting wskazują w tym kontekście na anulowane projekty Nabucco-West i połączenia gazowego Włochy-Grecja (ITGI). W tym scenariuszu Rosjanie również musieliby wynegocjować zmiany punktów odbioru gazu. Musieliby także skłonić Europejczyków do dopusczenia ich do akcjonariatu projektów gazociągów, które w założeniu miały doprowadzać alternatywne dostawy gazu z regionu kaspijskiego, przez Korytarz Południowy czynnie wspierany przez Unię Europejską. Jednak nawet pokonanie tych wyzwań nie pozwoli Rosji na całkowitą rezygnację z tranzytu przez terytorium ukraińskie. Według ekspertów Vyborga system przesyłowy gazu Grecji nie jest w stanie przyjąć wolumenu trzech ani czterech nitek Turkish Stream. Dla Europejczyków Gazprom przeznaczył 47 z 63 mld m3 zakładanej przepustowości tego gazociągu.
Scenariusz optymalny, który zakłada realizację planu rezygnacji z tranzytu przez Ukrainę w 2019 roku uwzględnia wszystkie założenia scenariusza optymistycznego oraz budowę wszystkich czterech nitek gazociągu oraz budowę infrastruktury niezbędnej do słania gazu z Turkish Stream do klientów europejskich lub wręcz skorzystanie z przepustowości Gazociągu Transadriatyckiego, która obecnie zakładana jest na 10 mld m3 rocznie i w całości zarezerwowano ją dla dostaw z Azerbejdżanu. To wszystko musiałoby się odbywać za pełną zgodą Komisji Europejskiej. Eksperci Vyborg Consulting nie biorą pod uwagę prowadzonego przez Brukselę śledztwa antymonopolowego, które uwzględnia także zarzuty w sprawie nieuprawnionego wpływu Gazpromu na infrastrukturę gazową w Europie. Może być to czynnik blokujący w nadchodzących latach plany Rosjan na kontynencie, jeżeli KE zakaże im określonych praktyk. Nie należy także mieć pewności, że ich analiza jest pozbawiona wpływu Kremla, który toleruje deklaratywną niezależność Skolkowa założonego jeszcze przez równie deklaratywnego reformatora Dmitrija Miedwiediewa.
Sam nakreślę czwarty, dwuwariantowy scenariusz. Uważam, że Rosjanie atakują jednocześnie na wielu frontach, korzystając z blefu Turkish Stream, aby uzyskać najbardziej korzystną i mozliwą do uzyskania konfigurację, przy założeniu, że chcą dalej destabilizować Ukrainę aż do zmiany władzy z proatlantyckiej na inną. Ich celem nie jest jednak rezygnacja z tranzytu przez Ukrainę. To tylko kolejne (z wielu) narzędzie destabilizacji, bo budżet Kijowa jest w dużym stopniu uzależniony od zysków z tranzytu rosyjskiego surowca. Jeżeli na drodze nie będzie już stała nastawiona przeciwko Rosji władza, Gazprom z korzyścią dla swojej działalności, miałby szansę na belarusyzację ukraińskiego sektora gazowego, czyli przejęcie infrastruktury i powołanie własnego operatora, który mógłby się nazywać np. Gazprom Ukraina, analogicznie do działającego już Gazprom Belarus. A może w grę wchodzi jeszcze inny wariant, który jak aneksja Krymu zaskoczy analityków. Rosjanie nie lubią dogmatów i będą reagować elastycznie do zmieniających się okoliczności.
W moim scenariuszu Gazprom uzyskuje koncesje Europejczyków w sprawie Turkish Stream, lub w sprawie ukraińskiego GTS. W pierwszym przypadku Kreml destabilizuje Ukrainę (militarnie, politycznie, ekonomicznie) aż do zmiany władzy, po czym przejmuje ukraińskie gazociągi. W drugim otrzymuje częściową kontrolę od Europejczyków i nie musi budować nowego połączenia z Turcją, bo może dalej korzystać z tranzytu przez Ukrainę. Wtedy Turkish Stream staje się projektem regionalnym o znaczeniu dla unijnego projektu Korytarza Południowego. Rosyjski gaz z jednej, czy dwóch nitek nowego gazociągu konkuruje z dostawami azerskimi, a w przyszłości być może turkmeńskimi i innymi. W obu przypadkach Rosjanie osiągają główny cel czyli zatrzymanie Ukrainy w swojej strefie wpływów.
Blef Turkish Stream jest więc skutecznym narzędziem wpływu na Ukrainę oraz politykę energetyczną Unii Europejskiej niezależnie od tego, czy Europa w niego wierzy, czy nie. Sprawdzona polityka faktów dokonanych Kremla może zostać zablokowana jedynie przez fakty dokonane po stronie europejskiej jak budowa Gazociągu Transadriatyckiego, gazoporty w kolejnych krajach i nowe połaczenia gazowe między nimi. Faktem dokonanym jest także śledztwo antymonopolowe przeciwko Gazpromowi, które może jeszcze zostać zmanipulowane i rozmyte. Zabiegi Rosji zmierzają do zepchnięcia Europy ze słusznej drogi dywersyfikacji, na którą wydaje się wchodzić tym bardziej stanowczo, im silniejsza łuna goreje nad Ukrainą. Moskwie będzie trudno przekonać Europejczyków, że odpowiedzią na inspirowaną przez nią destabilizację Ukrainy jest kompromis z Rosją i utrzymanie zależności. W realizacji tego celu będzie ona jednak silna słabością Europy, która nadal nie potrafi stworzyć solidarności w energetyce.