Pasjonujący serial nam się szykuje. Gdybym miała go zatytułować, byłby to „Węglowy pies ogrodnika”. Zastanawiam się bowiem, czy naprawdę lepiej jest importować węgiel zamiast wspomóc krajowe inwestycje w nowe kopalnie – – pisze Karolina Baca-Pogorzelska z Dziennika Gazety Prawnej.
Produkcja węgla kamiennego w Polsce spada. Zamknęliśmy część nierentownych kopalń i zamykać będziemy kolejne. Wiele kopalń na Śląsku to bardzo stare zakłady, gdzie wydobycie jest coraz trudniejsze i kosztowniejsze. A często też po prostu mniejsze niż jeszcze kilka czy kilkanaście lat temu. Nadal jednak najwięcej energii elektrycznej produkujemy z węgla, przede wszystkim kamiennego. A jego po prostu w tym roku nam zabraknie – bez względu na to, jak bardzo resort energii i Polska Grupa Górnicza będą próbowały zaklinać rzeczywistość i tabelki w excelu.
Od kilku lat słyszymy o tym, że prywatni inwestorzy chcą budować w Polsce nowe kopalnie, ewentualnie reaktywować stare. Na razie jednak nic wielkiego się nie wydarzyło. I to wcale nie dlatego, że ci inwestorzy są efemerydami i wydmuszkami, a dlatego, że wielokrotnie rzuca się im kłody pod nogi. Zacznę może od Czechów. Kiedy kilka lat temu fetowaliśmy zakup przez nich kopalni Silesia w Czechowicach-Dziedzicach od Kompanii Węglowej było święto – prywatny, zagraniczny inwestor uratował zakład przed zamknięciem. No i fajnie. Zainwestował tam grubo ponad 1 mld zł i… ma kłopoty. Bo teraz Polsce prywatny zagraniczny inwestor się jednak nie podoba. No bo jeszcze pokaże nie daj Boże, że sektor węgla kamiennego może być sprawnie zarządzany i może jeszcze na dodatek rentowny. I to naprawdę, a nie na papierze. Nie, na to zgody nie będzie.
Silesia przegrywa nierówną walkę na Śląsku, bo przecież PGG ją tam nokautuje. I nie jest to przewaga konkurencyjna. A raczej właścicielska. Skoro nawet Energa podpisała list intencyjny z PGG na dostawy węgla do planowanego bloku 1000 MW w Ostrołęce…I to mimo iż partnerem inwestycji ma być Enea, do której należy większościowy pakiet akcji Bogdanki. Z Bogdanki jest znacznie bliżej do Ostrołęki niż ze Śląska. No ale Energa jest jednym z tych szczęśliwców, którzy w rok wpakowali w PGG w sumie 3 mld zł. Kto więc bogatemu zabroni?
EPH wpadł więc na inny pomysł. Skoro Francuzi rezygnowali z węglowych aktywów w Polsce, to czemu się z nimi nie dogadać? Taki na przykład EDF po taniości sprzedałby elektrownię w Rybniku, bo wymaga ona ogromnej modernizacji. A gdyby taki EPH sobie to kupił, Silesia miałaby gdzie sprzedawać swój węgiel. A trochę go jednak wydobywa (ok. 1,7 mln ton rocznie, to ok. 2,5 proc. polskiej produkcji tego surowca). Plan był więc bardzo prosty. Jednak polski rząd zdecydował o repolonizacji francuskich aktywów i kupiły je nasze koncerny energetyczne (nieważne, czy tego chciały, czy nie). A Francuzi nie mieli ochoty kopać się z koniem, co zresztą nikogo nie powinno dziwić. Żeby było jasne – z punktu widzenia rządu mającego na celu dbanie o bezpieczeństwo energetyczne kraju nie uważam, że była to zła decyzja. Ale z punktu widzenia współpracy z inwestorami zagranicznymi – nie jestem o tym przekonana.
Dlatego z coraz mniej wierzę w to, że komukolwiek uda się zbudować nową kopalnię w Polsce. Australijczycy z Balamary chyba trochę odpuścili. Projekt pod Oświęcimiem Kopeksu przejętego przez Famur nie ma racji bytu. Zostają więc pomysły Prairie Mining – innych Australijczyków. Ale oni przecież chcą budować kopalnię Jan Karski koło Bogdanki. Na złożach K6 i K7, gdzie także chciałaby pracować Bogdanka, ale kilka lat termu trochę zaspała na starcie wyścigu o ten węgiel, co zresztą już dwukrotnie potwierdził Wojewódzki Sąd Administracyjny (obecnie sprawa ma finał w NSA). Pomijam fakt, czy Australijczycy są tam w stanie fedrować przy kosztach ok. 100 zł za tonę (Bogdanka ma ok. 160 zł, kopalnie na Śląsku ok. 250 zł). Ale skoro chcą inwestować w Polsce wschodniej, skoro mają powstać nowe miejsca pracy dla polskich górników zarabiających w złotówkach i płacących podatki w Polsce, to dlaczego nie? Projekt w większości ma być współfinansowany przez chińskiego giganta China Coal. A nie jakiegoś „nołnejma”.
Oczywiście pamiętamy sytuację ze Zdenkiem Bakalą i jego NWR, który obiecywał polskiemu górnictwu złote góry. Czasy te pamięta także Bogdanka, bo NWR w 2010 r. ogłosił wezwanie na jej akcje (wtedy była całkowicie prywatnym podmiotem). 100,75 zł za walor nie skusiło wówczas OFE do sprzedaży papierów, choć Bakala dwoił się i troił, by kopalnię przejąć. Dziś NWR praktycznie nie istnieje, a jego aktywa w Polsce, czyli Dębieńsko (nieczynna kopalnia w Czerwionce-Leszczynach, którą Australijczycy chcieliby reaktywować) przejęła właśnie spółka Prairie Mining.
I mam w sumie deja vu. Pamiętam bowiem, jak w 2015 r. Enea ni z tego, ni z owego wypowiedziała Bogdance kontrakt na dostawy węgla do swej elektrowni w Kozienicach. Kurs spadł, a Enea bardzo szybko ogłosiła wezwanie na Bogdankę (poznański koncern zapewnia, że sprawa kontraktu nie miała żadnego znaczenia w tym wypadku – a ja wciąż śmiem wątpić, ale to zostawmy).
Po kuriozalnym piśmie głównego geologa kraju do samorządowców z gmin na terenie których ma powstać kopalnia Jan Karski kurs Prairie ostro zjechał. Notowania spółki w ciągu ostatniego miesiąca spadły o 20 proc. Firma według kapitalizacji giełdowej warta jest nieco ponad 173,5 mln zł. To naprawdę nie są duże pieniądze dla większych graczy. Tylko co tu tak naprawdę kupić? Projekt? Pomysł? Tak naprawdę sprawa koncesji wydobywczej nie jest jasna, bo będzie się rozstrzygać dopiero w 2018 r. Można się domyślać nastawienia resortu środowiska, ale sprawa przesądzona nie jest. Dla mnie jednak ciekawym aspektem może być tu jednak Dębieńsko. Węgiel koksowy jest droższy niż energetyczny, a Australijczycy kupili ten majątek NWR za grosze. Dodam tylko, że Dębieńsko sąsiaduje z kopalnią Knurów-Szczygłowice należącą do Jastrzębskiej Spółki Węglowej, która to też jest spółką giełdową i która bardzo chętnie – oczywiście nieoficjalnie – sięgnęłaby po złoża Dębieńska od strony swojej kopalni. A koncesję tam ma kto? Australijczycy.
Ciekawie? Oczywiście. Dlatego nie mogę się doczekać kolejnego odcinka tego serialu.