„Nigdy nie mów nigdy. Jeśli punkt odbioru zostałby przeniesiony na wschodnią granicę, można byłoby to rozpatrywać” – powiedział Kistion w opublikowanym w poniedziałek wywiadzie dla gazety internetowej „Europejska Prawda”.
We wrześniu prezydent Ukrainy Petro Poroszenko oświadczył, że Kijów chce, by po wygaśnięciu kontraktu z Gazpromem, państwa UE kupowały od niego gaz na wschodniej granicy Ukrainy. „W związku z tym, że kontrakt kończy się w 2019 roku, chcemy z pomocą Unii Europejskiej przeprowadzić rewolucyjną zmianę w organizacji tranzytu gazu” – mówił.
Poroszenko wyjaśniał, że Ukraina chce sprzedawać usługi tranzytowe państwom unijnym, a nie Rosji. Europejskie firmy, które nabywałyby rosyjski gaz na wschodniej granicy Ukrainy mogłyby następnie przechowywać go w ukraińskich zbiornikach podziemnych.
Gazprom: Konieczna rewizja kontraktów
Ukraina nie kupuje obecnie gazu ziemnego od Gazpromu, lecz zużywa surowiec z własnego wydobycia oraz kupuje go na Zachodzie w ramach tzw. rewersu.
W 2019 roku Rosja ma zamiar ukończyć budowę rurociągu Nord Stream 2, który ma powstać na dnie Bałtyku, równolegle do uruchomionego w 2011 roku gazociągu Nord Stream i prowadzić do Niemiec. Po oddaniu gazociągu do użytku Moskwa zamierza zaprzestać przesyłania gazu rurociągami biegnącymi przez terytorium Ukrainy. Budowie Nord Stream 2 sprzeciwiają się Polska, kraje bałtyckie i Ukraina.
Wypowiedź ukraińskiego wicepremiera skomentował już Gazprom. Według przedstawicieli spółki spełnienie warunków Kijowa wymagałoby rewizji kontraktów długoterminowych z odbiorcami w Europie.
– Punkty dostaw Gazpromu są kwestią wzajemnych stosunków z naszymi europejskimi klientami, a nie stosunków z Ukrainą – powiedział rzecznik rosyjskiego monopolisty Siergiej Kuprianow.
Aktualizacja 24.10.2017 godz. 12.10 (dodano komentarz przedstawiciela Gazpromu)
Polska Agencja Prasowa/Prime