Dziesięć lat temu Gazprom wydawał się być niepowstrzymany. Dzięki rezerwom gazu i bezkonkurencyjnemu dostępowi do europejskiego rynku prezes spółki Aleksiej Miller był na tyle pewny siebie, że dekadę temu zapowiadał wzrost wartości Gazpromu do biliona dolarów w ciągu 7-10 lat. Uczyniłoby to rosyjską spółkę niekwestionowanym liderem sektora energetycznego. Gigant zaczyna się jednak chwiać – pisze „Financial Times”.
Marzenia Gazpromu
Gdy wypowiadał te słowa, spółka była wyceniana na 255 mld dolarów. Jednak zamiast czterokrotnie zyskać na wartości straciła, spadając do poziomu 55 mld dolarów. Jak zauważa „Financial Times”, obecnie Gazprom jest zmuszony do przeznaczania znacznych nakładów na realizację nowych projektów, aby zabezpieczyć stały wzrost. Jednocześnie spółka znacząco zwiększa swoje zadłużenie, co zagraża wolnemu przepływowi gotówki. Zdaniem gazety w 2007 roku Aleksiej Miller nie mógł sobie wyobrazić takiej sytuacji.
Czar prysł
Pierwszy cios nastąpił po kryzysie finansowym w 2008 roku, który uderzył w ceny energii i w popyt na nią w Europie. Stary Kontynent jest dla Gazpromu kluczowym rynkiem eksportowym. Wkrótce w Stanach Zjednoczonych zaczęła się rewolucja łupkowa i konkurencja ze strony LNG. Napięcia geopolityczne doprowadziły do tego, że niektóre państwa zaczęły poszukiwać alternatywnych dostawców. W tym samym czasie europejscy klienci zaczęli domagać się tańszych kontraktów, a Gazprom został zmuszony zastąpić dotychczasowe bardzo lukratywne umowy takimi, które są zbliżone do warunków rynkowych.
Kosztowne inwestycje
Koncern pożycza coraz więcej i realizuje kosztowne projekty infrastrukturalne licząc, że w perspektywie długoterminowej zapewni ona wzrost sprzedaży. W ubiegłym miesiącu Gazprom ogłosił, że w 2017 roku w porównaniu z pierwotnymi prognozami długoterminowe wydatki inwestycyjne wzrosną o 24 proc. Z kolei na początku tygodnia prezes koncernu zapowiedział, że przyszłoroczne wydatki osiągną rekordowy poziom 22 mld dolarów. Gazprom jednocześnie finansuje budowę wartego 55 mld dolarów gazociągu Siła Syberii, Turkish Stream (13 mld dolarów) i Nord Stream 2 (11,5 mld dolarów).
Zazwyczaj Gazprom chciał dzielić koszty inwestycji z docelowymi odbiorcami gazu. Jednak amerykańskie sankcje nałożone na spółkę po nielegalnej aneksji Krymu przez Rosję i ryzyko objęcia ograniczeniami projektów energetycznych, poddały pod wątpliwość uzyskanie finansowania przez zachodnie instytucje finansowe. Warto również zaznaczy, że w połowie lipca w prospekcie do planowanej emisji euroobligacji rosyjski monopolista ostrzegł inwestorów, że potencjalne sankcje USA mogą spowodować opóźnienie w realizacji kilku projektów.
Kredyty i zła kondycja
Mimo to spółka zdołała zdobyć kredyty. 28 listopada Gazprom poinformował o podpisaniu wartej 1 mld euro umowy z japońskimi bankami Mizuho Bank, Sumitomo Mitsui Banking oraz amerykańskim JPMorgan Chase & Co. Termin zapadalności wynosi 5 lat.
Szczegółów nie ujawniono. W wydanym komunikacie rosyjski koncern poinformował jedynie, że podpisanie umowy „było kolejnym krokiem w rozwoju wieloletniej i owocnej współpracy Gazpromu ze wspomnianymi instytucjami”.
Zwiększanie zobowiązań kredytowych może świadczyć o kiepskiej kondycji koncernu. Niepokojące dane płyną również z budżetu na lata 2017-2019. Gwałtowny spadek cen gazu w Europie oraz politycznie motywowane projekty infrastrukturalne, takie jak Nord Stream 2 czy Turkish Stream, doprowadziły do pojawienia się dziury w budżecie Gazpromu. Plan finansowy spółki zakłada, że w ciągu najbliższych 3 lat wydatki co roku będą przekraczały dochody.
Financial Times/Gazprom/Piotr Stępiński