– W przyszłym tygodniu do Warszawy zjadą demonstranci chcący zablokować inwestycje w nowe złoża węgla brunatnego. Zaprotestują, bo boją się wywłaszczeń i konieczności przeprowadzki – pisze na portalu Rp.pl Krzysztof Adam Kowalczyk. Zdaniem komentatora, plany zablokowania inwestycji, od których zależy nie tylko los polskiej energetyki, ale i blisko 3 mln ludzi pracujących w krajowym przemyśle, są szkodliwe.
– Węgiel brunatny jest obecnie najtańszym paliwem do produkcji energii elektrycznej w naszym kraju, a w interesie gospodarki jest utrzymanie jak najniższych jej kosztów – wskazuje Kowalczyk. Zwraca równieź uwagę, że tania energia staje się dziś na świecie siłą napędową reindustrializacji – np. w USA, gdzie opiera się na gazie z łupków. Jak zauważa autor, w Polsce łupki okazały się mirażem: nie dość, że biurokracja podstawia im nogę, to struktury geologiczne w Polsce są dużo bardziej złożone niż w USA, co podnosi koszty wydobycia.
– Na węgiel kamienny nie liczmy. Już teraz nie wytrzymuje konkurencji cenowej z importem. Atom w Polsce to nadal pieśń dalekiej przyszłości. Nie ma więc wyjścia – jeśli chcemy tanich krajowych źródeł energii, musimy postawić na węgiel brunatny. I zapewnić energetykom dostęp do jego pokładów – ocenia Kowalczyk.
Publicysta podkreśla, że jeśli politykom rzeczywiście leży na sercu bezpieczeństwo energetyczne, będą musieli okazać odwagę i w czasie trwającego już maratonu wyborczego przeciwstawić się protestom ludzi zagrożonych wywłaszczeniem oraz ekologów.
Źródło: Rp.pl