Smog w Warszawie jest już tak koszmarny, że dziś na ulicy przechodząc koło kilkunastu osób zauważyłem, że wszyscy, dosłownie wszyscy kaszlemy jednocześnie. Jedna pani spojrzała na mnie z przestrachem, jakby szukając we mnie jakiegoś oparcia, zapewnienia, że jeszcze nie umieramy. Ale umieramy – pisze Bartosz Węglarczyk, dziennikarz i publicysta, dyrektor programowy Onet.pl.
Jeżdżę regularnie do Krakowa i kiedy pojechałem tam pierwszy raz po długiej przerwie dwa lata temu, rano po otwarciu okna byłem przekonany, że gdzieś się obok pali. Byłem jedynie zdziwiony, że nikt wokół nie biega, a i straży pożarnej nie było widać.
Od tego czasu zabieram zawsze do Krakowa proszki od bólu głowy, bo głowa boli mnie tam zawsze.
Teraz ten sam syf mamy w Warszawie. Wrażenie jest obezwładniające – wśród kaszlących dziś ze mną solidarnie na ul. Hożej w centrum Warszawy były idące do szkoły dzieci.
Na miejscu ich rodziców pisałbym i dzwonił do każdego znanego mi polityka. To, że nie robią oni w tej sprawie absolutnie nic, jest po prostu zbrodnią.
Politycy prowadzą durne awantury w Sejmie, biegają po telewizjach, walczą o punkty poparcia, tymczasem my naprawdę, dosłownie umieramy. Ludzie, którzy twierdzą, że bezpieczeństwo Polaków jest dla nich najważniejsze, nie robią nic, by to bezpieczeństwo nam zapewnić.
W weekend Wrocław był po raz kolejny najbardziej zanieczyszczonym miastem świata. Świata. Rok temu w Rybniku normy zanieczyszczeń były przekroczone 30 razy. W zasadzie miasto mogłoby spokojnie pozwolić dzieciom kupować papierosy, bo na to samo wychodzi.
Smog powinien być ogłoszony zagrożeniem bezpieczeństwa Polaków numer jeden. Rząd powinien ogłosić konkretny plan ograniczenia emisji i zrobienia porządku z paleniem śmieci. Powinien narzucić sprzedawcom samochodów surowe warunki emisji i karać właścicieli aut, które tych warunków nie spełniają. Powinien narzucić tak rygorystyczne żądania, by gwałtownie ograniczyć zjawisko smogu w polskich miastach w ciągu 1-2 lat.
To wszystko powinno stać się z pełnym poparciem opozycji, we współpracy z ekspertami zagranicznymi oraz z organizacjami pozarządowymi.
Oczywiście tak się nie stanie, bo nikt nikomu się nie narazi, a poza tym łatwiej jest bronić ustawami dobrego imienia narodu, niż skomplikowanymi działaniami i żelazną konsekwencją bronić życie współobywateli.
Nic się więc nie stanie, a my będziemy spokojnie pozwalać, by smog zabijał nasze dzieci. I marnym pocieszeniem w tym wszystkim jest fakt, że nawet jeżdżąc klimatyzowanymi limuzynami politycy wdychają ten sam syf, co reszta z nas.