W rezultacie starannego i stałego wygaszania elektrowni węglowych (a w dalszej perspektywie także przestarzałych elektrowni atomowych), czy to ze względów politycznych, czy stricte ekologicznych, europejski rynek energetyczny poszukuje alternatyw, które zagospodarowałyby lukę pozostawioną przez „węgiel i atom”.
Obecnie wszystkie państwa Grupy Wyszehradzkiej, na bazie relatywnie najbardziej aktualnych koncepcji, planują budowę nowoczesnych elektrowni jądrowych. Na Węgrzech chodzi o dwa nowe reaktory w Paks, o możliwościach produkcyjnych sięgających 2400 MW. Projekt ma zostać sfinalizowany do 2026 roku. Czesi także zamierzają wzbogacić się o dwa nowe reaktory w Temelinie i Dukovanach, oba o mocy 1200 MW. Na Słowacji elektrownia Bohunice planuje gruntowny remont i wymianę głównego reaktora (1200 MW) oraz konstrukcję dwóch pomniejszych o mocy łącznej rzędu 900 MW w Mochovcach, które mają być włączone do użytku do 2020 roku. Co ciekawe, Słowacy planują również budowę nowej elektrowni na wschodzie kraju – chodzi tutaj o elektrownię atomową Kecerovce z reaktorem o mocy 1200 MW. W Polsce pomimo ogólnej absencji elektrowni jądrowych dostrzegalne są plany dotyczące potencjalnej budowy trzech reaktorów o łącznej mocy 3000 MW. Jako moment finalizacji przedsięwzięcia wyznaczają one połowę lat 30. XXI wieku. Wciąż nieznana jest dokładna lokalizacja, ale bierze się pod uwagę powszechnie znany Żarnowiec oraz Lubiatowo-Kopalino.
Alternatywa na horyzoncie
Jak zatem widać, państwa Grupy Wyszehradzkiej zamierzają dość prężnie doinwestować sektor atomowy. Istnieje jednak alternatywa dla takowego rozwiązania. Chodzi o niezbyt często spotykany rodzaj elektrowni bazującej na odnawialnych źródłach energii – tzw. controllable renewable energy (cRE) power plant. Takie elektrownie gwarantują stabilność w dostarczaniu energii oraz stanowią konkurencyjną alternatywę wobec domyślnie proponowanych elektrowni jądrowych. Od standardowych elektrowni bazujących na OZE odróżnia je to, że nie są podatne na problemy związane z „okresowością”, co czyni je bardziej konkurencyjnymi na rynku energetycznym. Jak to działa? Aby nadążyć za popytem, elektrownie bazujące na cRE łączą w sobie elektrownie wiatrowe, słoneczne oraz instalacje gazowe, zabezpieczające produktywność całej placówki.
Aby przedstawić to w miarę lapidarny i zrozumiały sposób, należy powiedzieć, że proponowane elektrownie korzystają z procesów elektrolizy, na bazie których uzyskiwany jest wodór. Ów wodór służy później do produkcji gazu syntezowego, paliwa uzyskiwanego na drodze łączenia wodoru z tlenkiem węgla. Dzięki pozyskiwaniu gazu syntezowego, zwanego także gazem wodnym, elektrownie marginalizują problem okresowości i tym samym wzmacniają swoją wydajność i efektywność energetyczną.
Jak zatem wypada proponowana ekologiczna alternatywa na tle domyślnych rozwiązań atomowych pod względem kosztów? Według wyliczeń Philippa Heidingera, Fabiana Huneke i Simona Gössa z portalu energypost.eu – elektrownie jądrowe w Europie pochłaniają od 87 do 126 euro za megawatogodzinę. Przykładowo elektrownia jądrowa Flamanville III we Francji pochłania 126 euro za jedną MWh, a subsydiowana elektrownia Hinkley Point w Wielkiej Brytanii – 119 euro. Warto zauważyć, że w przedprodukcyjnych planach podaje się niejednokrotnie kwoty wahające się pomiędzy 55 a 80 euro za MWh, nie uwzględnia się tam jednak szeregu kosztów, które wpływają na końcową cenę.
Tak czy inaczej, powyższe kwoty są wystarczająco atrakcyjne, by przykuwać uwagę państw Grupy Wyszehradzkiej. W przypadku elektrowni wykorzystujących cRE sytuacja kształtuje się podobnie. Z wyliczeń zamieszczonych na portalu energypost.eu wynika, że w Polsce koszt produkcji energii z cRE wyniósłby około 112 euro za megawatogodzinę. Na Węgrzech i w Czechach cena oscylowałaby analogicznie w okolicach 129 i 119 euro. Wstępne kosztorysy dla Słowacji nie są w pełni opracowane, jednak mowa jest o 167 euro, głównie z uwagi na słabe warunki wietrzne. Pamiętać należy, że z czasem cena będzie spadać. Patrząc na obecne ceny energii pochodzącej z OZE i korzystny trend w kwestii ich spadku, potencjał kryjący się za „sterowalnymi” ekologicznymi elektrowniami jest spory.
Technologia związana z placówkami bazującymi na cRE jest wciąż rozwijana i w planach rządowych wielu państw pozostaje w rozsądnym dystansie od domyślnych rozwiązań energetycznych. Warto jednak śledzić jej rozwój, bo wraz ze zmianą struktury europejskiej energetyki i wzrostem znaczenia proekologicznych rozwiązań rośnie także potencjał całego sektora OZE i jego pochodnych. Jeżeli informacje o stosunkowo nowym i atrakcyjnym rodzaju elektrowni będą częściej trafiać do decyzyjnych gremiów w państwach Europy Środkowo-Wschodniej, to kto wie, być może atomowe plany Warszawy, Pragi, Bratysławy i Budapesztu ulegną restrukturyzacji.
Energy Post/Adam Targowski