W prowincji Mersin na południu Turcji powstaje pierwsza elektrownia turecka elektrownia atomowa Akkuyu. Jej głównym wykonawcą jest państwowa rosyjska spółka Rosatom. Prezydenci Recep Tayip Erdogan i Władimir Putin byli obecni na wylaniu betonu na fundamenty wspólnego przedsięwzięcia.
Projekt Akkuyu
Koszt elektrowni ma wynieść 20 miliardów dolarów, ma mieć ona cztery reaktory po 1200 MW, co ma zaspokoić dziesięć procent zapotrzebowania Turcji na energię elektryczną. – Mamy ambitne zadanie, chcemy otworzyć pierwszy reaktor do 2023 roku, by zdążyć do obchodów 100-lecia założenia Republiki Turcji – powiedział Władimir Putin. Choć decyzja o jej budowie zapadła już w 2010 roku, to jej los był niepewny po tym, jak w 2015 roku tureckie wojsko zestrzeliło rosyjski samolot przy granicy z Syrią, co mocno odbiło się na stosunkach między krajami.
Niebezpieczna przyjaźń
Turcja jest drugim, po Niemczech, największym kupcem rosyjskiego gazu. Współzależność tę wzmacnia duży gazociąg Turkish Stream, którego budowa się już zakończyła. Oprócz zwiększenia dostaw do Turcji, jest to dla Gazpromu kolejny sposób na zwiększenie dostaw do Europy za pominięciem Ukrainy. Kwitnąca współpraca między Putinem a Erdoganem wzbudza duży niepokój wśród sojuszników Turcji w NATO.
Problemy Turcji
Akkuyu jest jedną z trzech zaplanowanych elektrowni atomowych w Turcji, które mają napędzić rozwój gospodarczy kraju. Zapotrzebowanie na energię elektryczną w okresie 2005-2015 rosło tam średnio o 4,4 procent rocznie. Prezydent Erdogan i minister energii Berat Albaryak (prywatnie zięć prezydenta) pokładają w energetyce jądrowej duże nadzieje na uniezależnienie się od ropy i gazu. W tej chwili Turcja pokrywa trzy czwarte zapotrzebowania na energię importem. Tymczasem ceny ropy na świecie rosną, a turecka lira słabnie. – To teraz jeden z najgorętszych tematów w Turcji – powiedział Emre Erturk z Enerji IQ, ośrodka badań nad tym sektorem. – Wyższe ceny ropy pogłębiają deficyt budżetowy, co pokazuje potrzebę szybkiego zwiększenia produkcji energii w kraju.
Okazja dla Rosji
Z kolei dla Rosatomu Akkuyu jest okazją do zdobycia przewagi nad przeciwnikami na wschodzących rynkach. Po katastrofie w Fukushimie zapotrzebowanie na nowe reaktory atomowe spadło, a pole to zagospodarowała energetyka wiatrowa i słoneczna. Przypadek Turcji będzie więc testem, czy atom może nadal być konkurencyjny na rynku.
Z kolei dla samej Rosji jest to szansa na energetyczne uzależnienie od siebie kolejnego dużego kraju – choć Turcja jest zaangażowana w projekty dywersyfikacyjne jak Gazociąg Transanatolijski i planuje zaangażować się w wydobycie w kurdyjskim północnym Iraku, to inwestycje Rosatomu zapewnią Rosjanom mocną pozycję na tureckim rynku na dekady.
Financial Times/Michał Perzyński