Amerykański Forbes publikuje komentarz, którego autor przekonuje, że strach przed energetyką jądrową jest irracjonalny. Materiał wywołał dyskusję o przyszłości atomu. Jest wart przybliżenia polskiemu czytelnikowi. Tekst napisał Michael Shellenberger. Jego treść publikujemy poniżej.
Począwszy od początku lat 60. ubiegłego wieku, liderzy ruchów anty-nuklearnych kierowali w stronę młodych matek pseudonaukowe twierdzenia o rzekomo szkodliwym wpływie odpadów jądrowych.
Każdy chce zrobić coś w temacie odpadów jądrowych. Operatorzy elektrowni jądrowych i większość członków Parlamentu chcą zakopać je w Nevadzie. Ponadpartyjna grupa senatorów chce, aby Państwa ubiegały się o nie. Bill Gates i inni przedsiębiorcy chcą ponownie je stosować jako paliwo w reaktorach następnej generacji.
Prawie każdy się myli w tym co robi. Odpady radioaktywne nigdy nie były prawdziwym problemem. W rzeczywistości są one najlepszym rozwiązaniem dla ograniczenia oddziaływania produkcji energii na środowisko.
Weźmy pod uwagę następujące fakty:
• Co roku siedem milionów ludzi traci życie z powodu zanieczyszczenia powietrza wywołanego spalaniem biomasy i paliw kopalnych;
• Żaden kraj na świecie nie ma realnego planu, aby zapobiec przedostawaniu się toksycznych odpadów powstałych przy produkcji paneli słonecznych i turbin wiatrowych do globalnego obiegu odpadów elektronicznych;
• Żaden inny sposób wytwarzania energii elektrycznej, za wyjątkiem energii jądrowej, nie zarządza bezpiecznie i nie płaci za wszelkie swoje odpady.
Innymi słowy, odpady energetyki jądrowej nie są ujemną cechą tej technologii, lecz są jej kluczowym atutem. Przeciwnie, to właśnie te usiłowania podejmowane w celu „rozwiązania” problemu odpadów radioaktywnych, który w istocie nie jest żadnym problemem, stwarzają rzeczywiste światowe problemy. Wysiłki te są kosztowne, niepotrzebne i stanowią prawdziwe zagrożenie ponieważ są paliwem dla nie-jądrowych energii wytwarzających ogromne ilości odpadów, nad którymi nie można zapanować.
Twoje obawy dotyczące odpadów jądrowych są niedorzeczne i śmieszne
To co zazwyczaj określa się jako odpad jądrowy jest wypalonym paliwem jądrowym w postaci prętów o długości około 4 metrów. Przez cztery i pół roku atomy uranu, zawarte w prętach paliwowych są rozszczepiane i wydzielają ciepło, które zamienia wodę w parę napędzającą turbiny produkujące prąd elektryczny. Następnie pracownicy elektrowni jądrowych przenoszą zużyte pręty paliwowe do basenów z wodą w celu ich ochłodzenia.
Cztery do sześciu lat później, pracownicy elektrowni jądrowych przenoszą zużyte pręty paliwowe do pojemników o wysokości 5 metrów, zwanych „suchymi przechowalnikami” (dry casks), które ważą co najmniej 100 ton. Pojemniki zawierające zużyte paliwo w normalny, pozbawiony jakiejkolwiek dramaturgii, sposób rozlokowywane są na obszarze o powierzchni boiska do koszykówki. Dzięki serialowi „The Simpsons”, ludzie zwykle uważają, że odpady jądrowe są zielonym świecącym płynem. To nie jest prawda. Jest to nudny szary metal.
Ile jest tych odpadów? Jeśli wszystkie odpady radioaktywne z elektrowni USA zostałyby umieszczone na boisku do piłki nożnej, to utworzyłyby stos o wysokości ok. 16 metrów. W porównaniu do odpadów wytwarzanych przez inne sposoby produkcji energii elektrycznej ilość ta jest bliska zeru.
Nasza obsesja na tle odpadów promieniotwórczych nie jest naturalna. Nie ma niczego w naszej ewolucyjnej przeszłości, co mogłoby wywoływać u nas obawę przed szarymi metalowymi pojemnikami. To raczej, trwające 50 lat stałe, dobrze finansowane, psychologicznie wyrafinowane i skoordynowane wysiłki wywołują ten strach wśród opinii publicznej:
• Zapoczątkowane na początku lat 1960 przez anty-nuklearnych przywódców, w tym Ralpha Nadera i Jane Fondę rozpowszechnianie pseudonaukowych twierdzeń skierowanych do kobiet i matek o
• Obecnie, anty-nuklearni dziennikarze jak Fred Pearce wprowadzają w błąd opinię publiczną, twierdząc że zużyte pręty paliwowe z elektrowni są podobne do niebezpiecznych odpadów powstałych przy produkcji broni jądrowej, w takich ośrodkach jak Hanford Nuclear Reservation w stanie Waszyngton;
• Anty-nuklearne grupy, jak Greenpeace i Union of Concerned Scientists twierdzą, że odpady radioaktywne mogą być skradzione lub wykorzystane przez terrorystów do produkcji bomb.
Aby ocenić, jak absurdalna jest ostatnia idea, na chwilę wyobraźmy sobie, że należymy do jednej z elitarnych grup terrorystycznych, podobnej do tych przedstawionych w „Mission Impossible” lub filmach z Jamesem Bondem.
Po pierwsze, musimy włamać się do elektrowni jądrowej ochranianej przez specjalnie wyszkolonych i uzbrojonych strażników, którzy są często – przynajmniej w Stanach Zjednoczonych – byłymi żołnierzami sił specjalnych. Następnie musimy zabić, uwięzić lub w inny sposób obezwładnić 700 do 1000 osób, które pracują w zakładzie. Po tym będziemy musieli szybko umieścić pojemnik z wypalonym paliwem jądrowym na ciężarówce. Nie może to być pick-up, który by załamał się pod jego ciężarem. Będzie musiała to być platforma ładunkowa zdolna do przewozu ponad 100 ton.
Następnie musimy uciec. Wymagać to będzie jazdy godzinami po autostradach i ucieczki przed organami ścigania i służbami specjalnymi, które będą nieuchronnie poderwane do akcji w odpowiedzi na nasze wtargnięcie do elektrowni.
Ale to jest dopiero początek. Aby przekształcić odpady nuklearne w ładunek jądrowy (bombę atomową), trzeba będzie przetworzyć je w wysoko wyspecjalizowanych zakładach, najlepiej pod ziemią, aby uniknąć wykrycia. Wewnątrz takiej kryjówki w górach, w której spędzimy miesiące na konstruowaniu ładunku niezauważeni przez nikogo, będziemy używać dźwigu, aby wyciągnąć ciężki metal z pojemnika i przerabiać go tak długo aż…
Cóż w tym momencie, nawet Michael Bay powiedziałby, że scenariusz był zbyt nierealistyczny. A co w sprawie „brudnej bomby”? Nie mógłby terrorysta włamać się do elektrowni i wyciągnąć trochę odpadów jądrowych z pojemnika i dołączyć ich do sporządzonego własnoręcznie improwizowanego urządzenia wybuchowego? Ale dlaczego jakiś terrorysta miałby to zrobić? Każdy terrorysta, który chce zrobić brudną bombę może po prostu włamać się do lokalnego szpitala, gdzie odpady radioaktywne (z lamp rentgenowskich i innych urządzeń) są dostępne przy znacznie niższym poziomie zabezpieczeń.
Uratuj atom, nie przenoś odpadów
Po 60 latach rozwoju cywilnej energetyki jądrowej możemy ostatecznie zadeklarować, że główną nagrodę w konkursie na tanie i bezpiecznie składowanie wypalonych prętów paliwowych zdobywają… pojemniki, w których pręty są obecnie przechowywane! Skąd wiemy, że pojemniki są najlepszym rozwiązaniem? Bo udowodniły 100% skuteczności. Wypalone pręty paliwowe składowane w tych przechowalnikach nigdy nawet nie zaszkodziły muchom, a co dopiero zabiły kogokolwiek.
Wręcz przeciwnie, transport pojemników z odpadami jądrowymi mógłby zwiększyć zagrożenie dla dalszego funkcjonowania naszych elektrowni jądrowych, które ratują życie ludzkie. Anty-nuklearne grupy, takie jak Greenpeace i ich agenci PR już od dawna planowali kampanię nękania, prześladowań i siania paniki, co skutkuje koniecznością stosowania większej ilości w istocie zbędnych i podnoszących koszty służb ochrony.
Kongres wielokrotnie podejmował nieudane próby przeniesienia odpadów radioaktywnych do centralnego składowiska. Dlaczego po wydaniu 15 mld USD i 35 lat usiłowań, pojemniki znajdują się nadal w elektrowniach? Z powodu obaw, że kontener… będzie przeciekał lub mógłby zostać skradziony przez ISIS lub coś w tym rodzaju. Nikt nie jest stuprocentowo pewny.
Próby rozwiązania tego nieistniejącego problemu kosztowałyby 20 miliardów USD – jak ocenia NRC – kwotę, która nie uwzględnia pół miliarda rocznie na pokrycie kosztów działania składowiska lub dodatkowo ćwierć miliarda na jego monitorowanie po wypełnieniu go zużytym paliwem. Dla kontrastu każdy pojemnik kosztuje zaledwie od 500000 do 1 mln USD – są to grosze dla elektrowni, która potrzebuje ich maksymalnie kilkadziesiąt.
Ale jak długo wytrzyma taki pojemnik? „Trudno mi jest sobie wyobrazić jakąś przyczynę, dla której system [bieżącego składowania odpadów] nie mógłby działać przez dziesiątki lat do wieku”- napisał w 2005 r. Rod Adams – dean blogerów energii jądrowej. Przestrzeń zajmowana przez pojemniki z odpadami powstałymi podczas 60 lat eksploatacji elektrowni jądrowej jest mniejsza od tej, która jest potrzebna dla funkcjonowania supermarketu sieci Wal-Mart – nawet bez podejmowania żadnych działań, aby efektywnie rozmieszczać kontenery. Wszystkie elektrownie w USA mają dziesiątki do setki akrów wolnego terenu. Liczba personelu niezbędna do monitorowania tego obszaru jest raczej niewielka; zapewnia on bezpieczeństwo i dokonuje sporadycznych inspekcji przechowalników, nie mając wielu dodatkowych zadań.
Realne zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego związane jest z ryzykiem, że amerykańskie elektrownie jądrowe zostaną zastąpione przez paliwa kopalne. Gdy to nastąpi wzrośnie zanieczyszczenie powietrza i emisja dwutlenku węgla i będą umierać ludzie. Uwalniając się od naszych absurdalnych lęków przed odpadami nuklearnymi możemy uratować energetykę jądrową. Amerykański fundusz odpadów jądrowych – na który składają się kwoty wpłacane przez operatorów elektrowni jądrowych – ma nadal do dyspozycji 46 mld USD. Powinien być on wykorzystywany na dopłaty do dalszego funkcjonowania elektrowni jądrowych, które znajdują się w trudnej sytuacji ekonomicznej oraz wsparcie budowy nowych obiektów.
Jeśli taki fundusz wypłacałby pięć procent odsetek rocznie – kwotę, którą urząd podatkowy wymaga, aby fundacje przekazywały na cele charytatywne, to 2,3 mld USD mogłoby zasilać elektrownie będące w trudnej sytuacji finansowej lub nowobudowane. Kwota ta będzie wystarczająca aby utrzymywać w ruchu nieopłacalne elektrownie jądrowe oraz będzie tworzyć zachętę do budowy nowych reaktorów.
(Rozłożone na 200 terawatogodzin energii wyprodukowanej przez jedną czwartą elektrowni jądrowych w USA, które są zagrożone zamknięciem, 2,3 mld USD zapewni dotację w wysokości 11,50 USD/MWh, wystarczającą do podtrzymania pracy tych elektrowni). Zmiany w naszym postrzeganiu odpadów nuklearnych muszą następować równolegle ze zmianami w ogólnym stosunku do elektrowni jądrowych. Musimy przestać je widzieć jako tymczasowe urządzenia i zacząć traktować je jak stabilny i trwały kręgosłup naszego systemu czystej energii w przyszłości.
Elektrownie jądrowe funkcjonalnie są nieśmiertelne. Istniejące instalacje mogą pracować przez 60, 80, 100 lat lub dłużej bowiem wszystkie ich elementy począwszy od panelu sterowania do wytwornic pary i nawet sam zbiornik reaktora mogą być wymienione w razie potrzeby.
Czy pojemniki zawierające wypalone paliwo jądrowe będą nam towarzyszyć wiecznie? Prawdopodobnie nie. W latach 2050-2100 elektrownie jądrowe następnej IV generacji – takie jak np. opracowywane przez Billa Gatesa (reaktor prędki z postępującą falą – TerraPower), prawdopodobnie będą w stanie wykorzystywać te tzw. „odpady” jako paliwo. Aby osiągnąć taką przyszłość najpierw musimy porzucić nasze śmieszne i niedorzeczne lęki i zacząć dostrzegać odpady jądrowe jako błogosławieństwo dla środowiska.