Tauron stawia ładowarki w Katowicach, ma też udostępnić w tym mieście elektryczne auta na wynajem. Także PGE odpala pilotaż car-sharingu w Siedlcach. Czy to długoterminowy biznes czy chwilowa moda? – pytają Rafał Zasuń i Bartłomiej Derski z portalu WysokieNapiecie.pl.
Podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy państwowe spółki i politycy prześcigali się w zapowiedziach inwestycji w infrastrukturę służącą samochodom elektrycznym. List intencyjny w sprawie postawienia jednego słupka szybkiego ładowania na lotnisku w podkrakowskich Balicach podpisano nawet w obecności dwóch konstytucyjnych ministrów. Entuzjazm z jakim rząd podchodzi do elektromobilności cieszy, ale wciąż nie znamy odpowiedzi na pytanie na ile te wszystkie inicjatywy są efektem przekonania, że można na tym zarobić, a na ile efektem mody politycznej, nie tylko zresztą w naszym kraju.
Postawienie ładowarki jest stosunkowo proste i kosztuje (w zależności od jej mocy, czyli szybkości ładowania) od kilkunastu do 200 tys. zł. Budowa pokaźnej sieci oznaczałaby więc wydatek rzędu kilkunastu-kilkudziesięciu milionów złotych. Dla państwowych koncernów nie byłby to wielki ciężar finansowy. Ale co dalej? Dotychczasowe doświadczenia sprawiają, że mamy mieszane uczucia. Owszem coś się dzieje… ale ile z tego jest tylko na pokaz? W jednej ze spółek, która z dumą prezentowała na konferencjach „elektryki” ze swoim logotypem po kilku miesiącach dowiedzieliśmy się, że …już ich nie ma. Auta były tylko wynajęte. W innej inicjatywa postawienia słupków do ładowania została wprawdzie zatwierdzona przez zarząd, ale prezes przy okazji stwierdził, że traktuje to bardziej jako „projekt społeczny” a nie biznesowy. I trudno odmówić mu racji…
Na sprzedaży prądu w słupkach spółki energetyczne na pewno jeszcze długo nie zarobią, szukają więc dodatkowych możliwości. Tauron, który chce zainstalować 22 ładowarki w Katowicach ma zamiar dołożyć do tego elektryczny car-sharing czyli auta na minuty. To na razie tylko pilotaż. – Chcemy zebrać doświadczenia, w jaki sposób wykorzystać to komercyjnie. Wyciągnęliśmy wnioski na podstawie doświadczeń firm obecnych na w rynkach z Wrocławia, Warszawy i Paryża, będziemy starali się nie popełnić błędów popełnionych w tym ostatnim mieście – opowiada Marcin Koszałka, szef spółki Tauron Dystrybucja Serwis oraz Tauron Magenta.
Samochodów ma być 20, różnych marek – BMW i3, Renault Zoe, VW Golf, Nissan Leaf. – Zastanawiamy się również nad rowerami i hulajnogami elektrycznymi. Hulajnoga może jechać nawet 25 km/h, a cena wynajmu będzie niższa niż za wypożyczenie roweru – dodaje Koszałka.
To będzie drugi elektryczny carsharing po Wrocławiu, gdzie uruchomiła go w zeszłym roku prywatna firma Enigma, zajmująca się głównie systemami zabezpieczeń. Wcześniej e-carsharing testowało w Warszawie Innogy. Cieszył się sporą popularnością, choć był to tylko pilotaż. Projekt we Wrocławiu to już nie pilotaż, lecz umowa podpisana z miastem na pięć lat. Czy Enigma na niej zarobi, zobaczymy dopiero za jakiś czas, choć z rozmów jej przedstawicieli z WysokieNapiecie.pl wynika, że efekty są lepsze, niż oczekiwano. Kolejny ogromny system carsharingu opartego na elektrycznych BMW i3 w Warszawie buduje właśnie tamtejszy dostawca energii – Innogy. Kolejny, z takimi samymi autami, ma ruszyć w Krakowie. Elektryczne Renault ZOE w swojej flocie testuje także lider polskiego carsharingu – Traficar, wspierany przez francuski koncern motoryzacyjny i polskiego czempiona paliwowego – PKN Orlen.
Ile kilometrów musiałby zrobić elektryczny samochód w carsharingu, żeby na siebie zarobić, mając w dodatku tańszą, spalinową konkurencję? Czy Polskie firmy na tym zarobią? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl