Na łamach portalu BiznesAlert.pl ukazał się obszerny artykuł mgr Marcina Popkiewicza „Atom? Tak. Nie. Być może, ale…”w którym autor będący głównym redaktorem portali ziemianarozdrozu.pl i naukaoklimacie.pl. przedstawia argumenty za i przeciw wprowadzeniu energetyki jądrowej do mixu energetycznego w Polsce. Artykuł ten jest napisanych interesująco i dobrze skonstruowany. Niestety informacje będące podstawą do kształtowania wniosków końcowych dobierane są wybiórczo lub wręcz myląco – piszą dr inż. Andrzej Strupczewski, prof. NCBJ oraz mgr Łukasz Koszuk, Fundacja Forum Atomowe.
I tak np. pan Popkiewicz pisze, że jedynym krajem, który w XXI wieku zaczął wytwarzać energię elektryczną w elektrowniach jądrowych, a wcześniej tego nie robił, jest Iran. Przemilcza jednak , że wiele krajów buduje nowe elektrownie jądrowe, i to nie tylko wielkie mocarstwa jak Chiny, Rosja, Indie, UK i USA, ale i kraje średniej wielkości jak Finlandia, Węgry, Ukraina , Słowacja, Argentyna, a także wiele krajów, które dotąd nie miały elektrowni jądrowych, jak ZEA, Turcja, Białoruś, Wietnam, Bangladesz, Egipt, Pakistan, a dalsze np. Sudan planują ich budowę.
Co ważniejsze jednak, w części mówiącej o argumentach przeciw energetyce jądrowej pan Popkiewicz opiera swe twierdzenia na opracowaniach, które nie są obiektywne, a sugerują często mylne wnioski. I tak np. pokazany w jego artykule rysunek przedstawiający uśredniony koszt elektryczności w zależności od źródła opracowany przez Lazarda podaje bardzo niskie koszty dla wiatru, prawdziwe dla przełęczy w Górach Skalistych i dla paneli fotowoltaicznych, korzystających z silnego i nasłonecznienia na wyżynach wysuniętych na południe stanów USA jak Arizona i Teksas. Ale Polska nie dysponuje takimi terenami. Najbliższe naszego kraju warunki geograficzne mają Niemcy, chociaż i tam wiatry w części nadmorskiej są silniejsze, a nasłonecznienie w Bawarii większe niż w Polsce. Ale są to wielkości przynajmniej zbliżone. Przy omawianiu perspektyw OZE w Polsce należy więc uwzględniać dane i doświadczenia niemieckie, a nie warunki w południowych rejonach USA lub w krajach podzwrotnikowych. Dane o kosztach wytwarzania energii elektrycznej z wiatru , słońca i biomasy w Niemczech opublikowane zostały przez Instytut Fraunhofera, a więc najpoważniejszy ośrodek naukowo-techniczny wspierający „transformację energetyczną” w Niemczech , czyli przestawienie energetyki na źródła OZE. Okazuje się , że koszty te są wielokrotnie wyższe niż cytowane przez pana Popkiewicza.
Koszty produkcji prądu z elektrowni jądrowych są obecne zdecydowanie niższe niż dla innych rodzajów energii, chociaż w czasach, gdy budowano działające obecnie elektrownie jądrowe, ich przeciwnicy twierdzili wielokrotnie, że budowa elektrowni jądrowych to droga do bankructwa. W efekcie w Niemczech i Danii rozwijających OZE indywidualny odbiorca płaci blisko 0,3 euro/kWh, podczas gdy we Francji korzystającej w 80% z elektrowni jądrowych płaci on około połowy, mianowicie 0,16 euro/kWh. A dla nowych elektrowni jądrowych najbardziej obiektywne oceny przedstawia OECD. Są one pokazane na rysunku poniżej obok danych niemieckich dla OZE i dla gazu.
Wobec tego, że koszty te zależą silnie od oprocentowania kapitału , dla EJ pokazano dwa warianty, mianowicie dla oprocentowania 3% i 7 %. W Niemczech oprocentowanie kapitału dla OZE bez wsparcia wynosi od 4,25%/a do 6,25% [1] . Przyjęcie dla EJ stopy procentowej 7% jest więc pesymizacją.
Autor omawianego artykułu słusznie wymienia okoliczności, które powodują, że w Polsce koszty energii z OZE będą większe niż w USA, ale podawane przezeń wynikające stąd wielkości kosztów są zdecydowanie zaniżone. I tak podaje on dla nowych farm wiatrowych 15-20 gr/kWh, a dla fotowoltaiki 20-35 gr/kWh (odpowiednio dla instalacji wielkoskalowych i dachowych). Tymczasem wg danych niemieckich z instytutu Fraunhofera widać, że koszt dla farm wiatrowych pracujących 1800 h rocznie to 0,08 euro/kWh, czyli 35 gr/kWh, dla dużych instalacji PV pracujących przy strumieniu energii 950 kWh/m2a 27 gr/kWh/, a dla instalacji PV na dachach – 0,1154 euro/kWh czyli 50 gr/kWh.
Do tego dochodzą koszty systemu, nie tylko koszty przesyłu i dystrybucji, ale i koszty utrzymywania drugiego i równoległego systemu energetycznego, by móc pokrywać zapotrzebowania odbiorców gdy nie wieje wiatr i nie świeci słońce. Przy penetracji wiatru 30% komitet ekonomiczny OECD ocenił te koszty systemowe na 43 USD/MWh, a dla paneli pV na 82 USD/MWh [2] czyli 16 gr/kWh i 31 gr//kWh Nieprawdą jest więc powtarzana przez agitatorów OZE teza, że wprowadzanie OZE zredukuje koszty systemowe – jest wręcz przeciwnie, te koszty wzrosną i to bardzo!
Tak więc wbrew wnioskom z wykresu Lazarda, a zgodnie z realiami naszego kraju, widzimy, że energia jądrowa pozwoli na wytwarzanie energii elektrycznej taniej niż OZE! Dane OECD dotyczące głównie krajów europejskich można uzupełnić informacją z USA, że przeciętne koszty wytwarzania elektryczności w amerykańskich elektrowniach jądrowych w 2017 roku wyniosły $34/MWh, to jest 13,2 gr/kWh. Koszty systemowe wg OECD wynoszą dla energii jądrowej około 5 PLN/MWh, to jest 0,5 gr/kWh. Razem poniżej 14 gr/kWh, a więc dużo mniej niż dla instalacji OZE.- Pan Popkiewicz twierdzi, że w razie budowy w Polsce elektrowni jądrowych lwia część wydanych na ich budowę pieniędzy (dla dwóch elektrowni jądrowych o mocy 4-5 GW rzędu 150 mld złotych) wypłynie za granicę, ale udział części jądrowego układu wytwarzania pary w koszcie całej elektrowni jądrowej to tylko 28% [3] , reszta to prace i dostawy które może zapewnić przemysł polski. A więc jeśli dobrze przygotujemy kadry i firmy przemysłowe, to „lwia część” pieniędzy pozostanie w Polsce! A akcja przeprowadzona przez Ministerstwo Energii, która zakończyła się wydaniem katalogu 300 firm polskich przygotowujących się do udziału w budowie elektrowni jądrowych lub mających już doświadczenie w takich budowach zagranicą wskazuje , że przemysł polski ma mocne podstawy do uczestnictwa w budowie energetyki jądrowej w Polsce. Tytuł „wyciek pieniędzy z Polski” jest więc zręczną próbą manipulowania opinią publiczną, a nie obiektywną oceną sytuacji.
Błędna jest też podana w artykule wielkość nakładów inwestycyjnych dla dwóch elektrowni jądrowych o mocy 4-5 GW, które wg pana Popkiewicza mają wyciec za granicę. Pan Popkiewicz twierdzi, że będzie to około 150 mld złotych. Wg danych opublikowanych przez USA, nakłady bezpośrednie ( overnight) to 6 mld USD/GW, a więc około 22,8 mld PLN, czyli na 4-5 GW potrzeba 90 – 114 mld PLN.
Duży rozdział poświęcony jest awarii reaktorów w Fukushimie z sugestią, że skoro kraj zaawansowany technicznie nie ustrzegł się katastrofy, to tym bardziej Polska musi się z nią liczyć. Ale autor artykułu pomija ważne cechy mentalności japońskiej, które przyczyniły się do katastrofy, a także przeprowadzoną w krajach UE i w USA po tamtej awarii akcję weryfikacji bezpieczeństwa elektrowni jądrowych w warunkach ekstremalnych, która generalnie potwierdziła, że elektrownie jądrowe mogą wytrzymać zagrożenia większe niż przyjmowano przy ich projektowaniu i budowie. A porównania z innymi krajami warto byłoby zacząć nie od USA, UK i Japonii, ale od Słowacji, Bułgarii czy Chorwacji. W każdym z tych krajów pracują elektrownie jądrowe, znacznie starsze od tych, które powstaną w Polsce – i to pracują bezpiecznie i niezawodnie od dziesiątków lat, dostarczając rok po roku tanią energie elektryczną. Czy Pan Popkiewicz uważa, że my Polacy jesteśmy gorsi od Słowaków lub Bułgarów? Że nie potrafimy dobrze zrobić tego, co robią inni, nie tylko w Europie, ale i w krajach Trzeciego Świata?
Wśród wniosków pojawia się wizja że „energochłonne procesy (huty stali, aluminium, cementownie, rafinerie) wytwarzania surowców mogą zostać przeniesione do pasa zwrotnikowego”. Czy pan Popkiewicz proponuje też przeniesienie do pasa zwrotnikowego części ludności Polski? Przed II wojną światową mieliśmy już w Polsce Ligę Morską i Kolonialną i rozważaliśmy przejęcie i zasiedlenie Madagaskaru… A jeśli nie – to czy nie należałoby być bardziej konsekwentnym – skoro zdaniem pana Popkiewicza Polacy nie potrafią wybudować i eksploatować elektrowni jądrowej, to czemu mamy wierzyć, że będziemy umieli zrobić „produkty o dużej wartości dodanej”?
A może potomkowie Kalego, którzy przed nami zbudują w Sudanie elektrownie jądrowe, zamiast dostarczać nam prefabrykaty, zatrudnią Polaków – potomków Stasia Tarkowskiego – jako siłę roboczą do obsługi, czyszczenia i konserwacji milionów paneli słonecznych, zainstalowanych w pasie podzwrotnikowym? Czy taka przyszłość – bezpieczna i nie wymagająca myślenia – ma być polską wizją przyszłości?
[1] http://www.cleanenergypipeline.com/Resources/CE/ResearchReports/renewable-energy-discount-rate-survey-2017.pdf
[2] Nuclear Energy and Renewables: System Effects in Low-carbon Electricity Systems, OECD 2012 NEA No. 7056
[3] http://www.world-nuclear.org/information-library/economic-aspects/economics-of-nuclear-power.aspx