Sąd rejonowy w Groznym orzekł, że czeczeński dług za gaz w wysokości 135 mln dolarów powinien być umorzony, ponieważ próby jego egzekucji mogą doprowadzić do niepokojów społecznych. Gazprom się nie poddaje, a w innych regionach pada pytanie: skoro Czeczenia może, to dlaczego nie my? Sprawa nabiera coraz większego politycznego ciężaru – a Kreml ma twardy orzech do zgryzienia – pisze Grzegorz Kuczyński, współpracownik BiznesAlert.pl
Osiemnastego stycznia rejonowy sąd Zawodskoj w Groznym przychylił się do wniosku biura prokuratury generalnej Czeczenii, które wystąpiło z wnioskiem o umorzenie długów wobec lokalnej filii Gazpromu w wysokości 9 mld rubli (135 mln dolarów). Czeczeńscy prokuratorzy podali dwa argumenty. Po pierwsze, przedawnienie. Ale sąd przekonał argument nr 2: próby egzekucji długu „wywołają napięcia społeczne w społeczeństwie i mogą doprowadzić do protestów ludności”. Oczywiście ten argument czeczeńscy prokuratorzy adresowali nie do sądu (tutaj orzeczenie było oczywiste z góry), ale do centrum federalnego w Moskwie. I nie chodzi oczywiście o uliczne demonstracje, chodzi o to, że Ramzan Kadyrow ma własną armię nawet 30 tys. uzbrojonych ludzi. W połączeniu z doświadczeniami dwóch wojen czeczeńskich powinno to być wystarczająco przekonujące dla Moskwy, by uznała, że mieszkańcom republiki należy się taka finansowa ulga.
Gaz w części podmiotów Federacji Rosyjskiej sprzedają lokalne spółki wchodzące z kolei w skład spółki-córki Gazpromu, Gazprom Mieżregiongaz. W Czeczenii jest to Gazprom Mieżregiongaz Grozny. Już 21 stycznia spółka zaskarżyła wyrok sądu rejonowego, podnosząc m.in., że wnioskująca strona (czeczeńska prokuratura) nie przedłożyła w sądzie dokumentów wskazujących na to, że jest to dług nie do odzyskania, a tak w ogóle, to sąd przekroczył swoje kompetencje. Odsiecz przyszła też ze strony federalnej prokuratury generalnej w Moskwie. 22 stycznia zarządziła ona kontrolę w czeczeńskiej prokuraturze i wydała oświadczenie, że czeczeński sąd nie miał prawa decydować, czy dług jest do spłacenia czy nie, wskazując, że o tym decyduje wierzyciel, w tym wypadku Mieżregiongaz. „Biuro rosyjskiego prokuratora generalnego poleciło prokuratorowi Republiki Czeczeńskiej wesprzeć apelację złożoną przez spółkę Gazprom Mieżregiongaz Grozny” – czytamy w komunikacie. Czego oczywiście czeczeńscy prokuratorzy nie zrobią, bo lojalni są w pierwszej kolejności wobec Kadyrowa. Tego samego dnia głos też zabrał Walerij Gołubiew, wiceprezes Gazpromu nadzorujący rynek krajowy. Powiedział on, że decyzja sądu „jest sprzeczna z wszelkimi istniejącymi normami prawnymi i będzie interpretowana przez płacących rachunki klientów jako niesprawiedliwa”.
Na to z kolei zareagowały władze Czeczenii. Dżambułat Umarow, regionalny minister, który nadzoruje media i politykę narodowościową, pochwalił republikańską prokuraturę i lokalny sąd, tłumacząc, że Czeczenia ucierpiała na skutek dwóch wojen z Rosją. „Republika nie ma specjalnych praw odnośnie centrum federalnego. Ale, biorąc pod uwagę specyfikę naszego regionu, a szczególnie poprzednie wojny, kiedy praktycznie nikt nie używał gazu, regionalny prokurator podjął właściwy krok w interesie narodu czeczeńskiego” – oświadczył Umarow 22 stycznia. Stwierdził, że region nie powinien być zmuszany do spłaty długu, który powstał podczas okresu wojen. Na co odpowiedział Gołubiew, wskazując, że będący przedmiotem sporu gazowy dług nie odnosi się do okresu żadnego z czeczeńskich konfliktów zbrojnych. Mieżregiongaz twierdzi, że zadłużenie skumulowane u klientów indywidualnych i przemysłowych odnosi się do okresu od 1 stycznia 2007 do 30 września 2015. Ale już kilka dni po wystąpieniu Umarowa, w komunikacie służby prasowej Kadyrowa, akcenty rozłożono inaczej. Napisano, że ludzi wprowadza się w błąd, mówiąc, że sąd umorzył mieszkańcom Czeczenii 9 mld rubli długu, prace nadal trwają, a ostateczna suma będzie ustalona dopiero po przeprowadzeniu pełnej inwentaryzacji długu. Ale sam fakt takiej konieczności pozostał. Zaś Kadyrow dodał, że mieszkańcy republiki „przeżyli dwie najcięższe narodowe tragedie” i „nie są winni tego, że międzynarodowi terroryści wybrali Czeczenię na przyczółek dla ataku na Rosję”.
Gdyby to pozostało tylko kolejnym sporem na linii Czeczenia – Moskwa… Oto wspomniany Umarow poradził innym regionom, aby zmierzyły się z podobnymi dylematami odnośnie długów. „Jest konieczne i usprawiedliwione, aby inne regiony wzięły z nas przykład. To wasze prawo” – mówił minister z Czeczenii. Rosnące niespłacane długi za usługi komunalne dotyczą nie tylko Czeczenii. Już w 2013 roku premier Dmitrij Miedwiediew mówił, że łączne zadłużenie za gaz na Kaukazie Północnym wynosi 50 mld rubli, czyli niemal połowę takiego zadłużenia w całej Rosji. Dziś jest jeszcze gorzej. Łączne zadłużenie za gaz wszystkich odbiorców w Rosji wynosi 137,7 mld rubli. Według danych za pierwsze półrocze 2018 roku zadłużenie z tytułu opłat za gaz, prąd i wodę w Północnokaukaskim Okręgu Federalnym sięga 20 proc. W żadnym innym regionie Rosji nie jest tak źle. Największe zadłużenie mają mieszkańcy Inguszetii (65 proc.). Dagestanu – 43 proc., Kabardyno-Bałkarii – 31 proc., Czeczenii – 29 proc. Mniejsze długi mają inne regiony – co nie przeszkodziło ich politycznym działaczom wykorzystać czeczeńskiej sprawy. Już 18 stycznia trzej komunistyczni deputowani obwodowej Dumy w Smoleńsku wysłali pismo do regionalnego biura prokuratora wnioskując o ocenę przypadku czeczeńskiego i rozważenie podobnych działań. Szybko dołączyli deputowani regionalnych parlamentów obwodu penzeńskiego, Kraju Krasnojarskiego, Kraju Permskiego, Autonomicznego Obwodu Chanty-Mansyjskiego, Czuwaszji, Baszkortostanu, obwodu riazańskiego. Wnioski poszły też do prokuratur w Astrachaniu, Samarze, Rostowie nad Donem, Swierdłowsku. Również opozycyjni deputowani legislatywy petersburskiej (od komunistów po Jabłoko) zwrócili się do prokuratury z podobnym wnioskiem. Wydaje się jednak, że w większości tych przypadków skończy się na biciu piany przez miejscowych polityków widzących w tym szansę na zdobycie paru punktów u wyborców. Trzeba sobie bowiem szczerze powiedzieć: w całej Federacji jest tylko jeden taki podmiot jak Czeczenia. Niemalże niezależne państwo, związane z Moskwą swoistą unią personalną – więziami Kadyrowa z Putinem. Republika, gdzie i prokuratura i sądy realizują jedynie polecenia prezydenta.
Warto zwrócić uwagę, że najwyższym rangą człowiekiem w Gazpromie, który poszedł na wymianę słownych ciosów z potężnym Ramzanem, był Walerij Gołubiew. Od wielu lat nadzorujący rynek krajowy, w tym Gazprom Mieżregiongaz (także czeczeńską filię, rzecz jasna). I oto mija miesiąc od orzeczenia sądu w Groznym, i Gołubiew traci posadę. W elegancki sposób, ale jednak, wylatuje z fotela wiceprezesa Gazpromu. Kara za czeczeńską wpadkę? Czy może przeciwnie, eliminacja przeciwnika umarzania długów Czeczenom? Jest też wielce prawdopodobne, że roszady w kierownictwie Gazpromu mają związek zarówno ze sprawą czeczeńską, jak i rozbiciem klanu Araszukowów. W jednym i w drugim przypadku w centrum wydarzeń jest Gazprom Mieżregiongaz. W obu przypadkach chodzi o Kaukaz Północny. W obu przypadkach chodzi o straty, jakie ponosi Gazprom – czy to na skutek kradzieży gazu w mechanizmie zbudowanym przez Czerkiesa Araszukowa, czy na skutek widzimisię Czeczena Kadyrowa.
Decydujące w takich kwestiach, jak ta dotycząca gazowego długu Czeczenii, gdzie z jednej strony mamy Kadyrowa, zaś z drugiej federalnych, jest stanowisko Kremla. Poprzednia bitwa w schemacie Ramzan kontra Moskwa została przez Kadyrowa wygrana – wtedy zapłacić musiała Rosnieft Igora Sieczina. Teraz Kadyrow wziął na celownik rywala Sieczina, czyli millerowski Gazprom. I znów to Kreml będzie musiał podjąć ostateczną decyzję. Na razie unika jednoznacznego opowiedzenia się po którejś ze stron konfliktu. 21 stycznia Dmitrij Pieskow powiedział tylko, że to „bardzo skomplikowana kwestia” i Kreml nie zajmuje w tej sprawie żadnego stanowiska. Acz trzeba uwzględniać interesy zarówno spółki, jak i zwykłych ludzi.
Wydaje się, że Kadyrow z Kremlem tej akurat kwestii nie uzgadniał. Może uznał, że te 135 mln dolarów to grosze i nie ma co nawet zawracać głowy patronowi. Postawił Putina przed faktem dokonanym. I być może udałoby się to jakoś zamieść pod dywan, gdyby nie duży negatywny rezonans w rosyjskim społeczeństwie: oto znów Czeczenia jest traktowana preferencyjnie. A przecież ją Rosja pokonała i kosztowało to mnóstwa wysiłku. Drugi efekt niemiły dla Kremla – szczególnie dziś, gdy spadają rankingi popularności, a na jesieni ludzie Putina w paru regionach sromotnie przegrali wybory – to polityczne wykorzystanie czeczeńskiego przypadku przez opozycję. Lokalni politycy, głównie z LDPR i komuniści wykorzystują sprawę dla budowy własnej popularności w regionach. Na kogo w końcu postawi Kreml? Sprawa zapewne zakończy się ostatecznie w Sądzie Najwyższym Federacji Rosyjskiej – wtedy poznamy odpowiedź.