Czy Polska może wymusić na Rosji przestrzeganie prawa unijnego na Gazociągu Jamalskim? Nie. To skutek spadku historycznego, z którym nadal sobie nie poradziliśmy – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Układ polsko-rosyjski
Historia Gas Tradingu pokazuje mroczną stronę polityki gazowej Polski, która w pewnym obszarze nadal pozostaje zależna od Rosji. Polski oligarcha Aleksander Gudzowaty odegrał w tej historii kluczową rolę. Nowe oblicze Gas Tradingu to symbol zmian, jakie zaszły w minionym ćwierćwieczu.
Jeszcze w listopadzie 1990 roku Sejm RP uznał, że Polska musi zwiększyć import gazu i rozbudować infrastrukturę przesyłową. 21 maja 1992 roku Borys Jelcyn i Lech Wałęsa ustalili, że powstanie polski odcinek gazociągu mającego dostarczać gaz ze złóż jamalskich do Europy Zachodniej. Był to jeden z punktów „traktatu o przyjaznej i dobrosąsiedzkiej współpracy”. Tak powstał pomysł budowy Gazociągu Jamalskiego przez Polskę.
W grudniu 1992 roku Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów przedstawił raport zakładający, że w 2010 roku zużycie gazu ziemnego w Polsce sięgnie 27-35 mld m sześc. rocznie (w 2018 roku było to 17 mld m sześc. – przyp. red.). Z tego względu rząd zobowiązał ówczesne ministerstwo przemysłu i handlu do zawarcia kontraktu długoterminowego na dostawy gazu z Rosji. Dokument zakładał także zwiększenie wydobycia krajowego i importu z innych kierunków. 25 sierpnia 1993 roku w obecności prezydentów Polski i Federacji Rosyjskiej doszło do podpisania „Porozumienia o budowie systemu gazociągów dla tranzytu gazu rosyjskiego przez terytorium Polski i dostawach gazu rosyjskiego do Rzeczpospolitej Polski”. Na jej mocy 23 września 1993 roku został powołany EuRoPol Gaz, spółka z udziałami PGNiG i Gazpromu, którego zadaniem była budowa polskiego odcinka Gazociągu Jamalskiego. Gazprombank był jednym z kredytodawców inwestycji.
Umowa budziła zastrzeżenia, ze względu na zależność od jednego dostawcy przekraczającą 30 procent będącym wówczas minimum w Unii Europejskiej i przez zapisy kontraktu przesyłowego. Dziś już wiemy, że został wynegocjowany na tyle źle, że Polska zarabia na nim „tylko” ponad 20 mln złotych rocznie. EuRoPol Gaz zarobił 9,5 mln złotych w 1995 roku, a potem przynosił już straty – pisał niezrównany Andrzej Kublik w latach dziewięćdziesiątych. Przewodniczący Polskiego Stowarzyszenia Budowniczych Rurociągów Witold Michałowski przekonywał wówczas, że gdyby stawki zostały wynegocjowane na ówczesnym poziomie europejskim, czyli 4 dolary za 1000 m sześc. na 100 km, spółka mogłaby zarobić prawie 1,5 mld dolarów miesięcznie. Nic dziwnego, że 20 mln złotych do zarobienia obecnie jest traktowane jak policzek.
Trzeci gracz
EuRoPol Gaz został zaprojektowany w porozumieniu w taki sposób, żeby PGNiG i Gazprom podejmowały decyzję na drodze konsensusu, mając po połowie akcji spółki. Z niejasnych przyczyn włączono jednak do spółki Gas Trading z udziałami Bartimpeksu Aleksandra Gudzowatego. Pojawił się argument, że kodeks spółek handlowych w owym czasie wymagał trzech założycieli spółki akcyjnej. Mimo to minister przemysłu rządu Hanny Suchockiej został w tej sprawie oskarżony przez prokuraturę o działalność na szkodę państwa polskiego przez dopuszczenie dodatkowego gracza do EuRoPol Gazu. Wprost pisał w 2001 roku, że według jego informacji w grę wchodziło podejrzenie korupcji przy przekazaniu wyłącznego prawa dystrybucji ropy z polskich złóż w lubuskiem na rzecz J&S Energy przez PGNiG, które w ten sposób działało na korzyść Rosjan, zagrażając bezpieczeństwu energetycznemu Polski. Najwyższa Izba Kontroli stwierdziła później, że to Rosjanie domagali się włączenia Gas Tradingu do akcjonariatu. Dzięki temu Gudzowaty dostał możliwość pośredniczenia w dostawach gazu do Polski od Gazpromu. Na propozycję mieli zgodzić się skwapliwie politycy rządu Waldemara Pawlaka, na czele z ministrem Wiesławem Walendziakiem.
W październiku 1995 roku rząd przyjął założenia polityki energetycznej Polski do 2010 roku, w których przedstawił prognozę zapotrzebowania na gaz w Polsce na poziomie 22-27 mld m sześc. rocznie. Była to przesłanka do podpisania umowy jamalskiej z 25 września 1996 roku. Została zawarta przez Gazprom i PGNiG na dostawy 10 mld m sześc. rocznie przez 25 lat do 2022 roku. Oznacza to, że jedna piąta gazu dostarczanego PGNiG była pod kontrolą firmy Gudzowatego. Co ciekawe, jego firma płaciła za rosyjski gaz żywnością, porcelaną, maszynami do obierani ziemniaków, aparatami do leczenia prostaty i nie tylko – czytamy w Gazecie Wyborczej z epoki. Gudzowaty tłumaczył, że sprzedaje PGNiG gaz rosyjski bez marży i jest on swoistą walutą Bartimpexu pozwalającą sprzedawać różności w Rosji. Oligarcha utrzymywał aktywne kontakty z politykami różnych opcji. Dał 20 mld starych złotych na kampanię Lecha Wałęsy.
Później Gas Trading przekazał handel gazem tej spółce skarbu, która posiadała sieć przesyłową i dystrybucyjną w kraju. Mimo to w przeszłości rząd polski udzielił gwarancji wartych 350 mln dolarów na budowę tłoczni na szlaku Gazociągu Jamalskiego, o które potem w ślad mediów rosyjskich upominał się Gudzowaty. Dzięki nim przepustowość magistrali miała wzrosnąć z 20 do 33 mld m sześc. rocznie. Przede wszystkim jednak trzeci partner pozwalał wpływać na decyzje EuRoPol Gazu. Chociaż teoretycznie 4 procent akcji Gas Tradingu dawało większość kapitałowi polskiemu, to poza Bartimpexem posiadającym 36 procent akcji, miały je Węglokoks, Wintershall i Gazexport. Wszystkie z nich poza Węglokoksem współpracowały na różnych polach z Gazpromem. Rosyjski gigant miał 35 procent akcji w Gazexport. Wintershall założył z Gazpromem spółkę Wingas zajmującą się dostawami gazu rosyjskiego na rynku niemieckim. Jest akcjonariuszem Nord Stream 1 i gwarantem części pożyczki na Nord Stream 2. Co ciekawe, obecny prezes Wintershalla i zwolennik zbliżenia z Rosją Reiner Seele zasiadał przez kilka lat w radzie nadzorczej Gas Tradingu. Inne nazwiska z rady warte wspomnienia to Jerzy Kurella, potem członek zarządu PGNiG, a obecnie przedstawiciel Instytutu Staszica, czy Stanisław Rychlicki, profesor Akademii Górniczo-Hutniczej. Był nim także Mirosław Dobrut kojarzony w Polsce z projektem tzw. pieremyczka, o którym więcej napiszę niżej. W 2015 roku przewodniczącym rady nadzorczej został Mariusz Zawisza, ówczesny prezes PGNiG.
Prywatyzacja polityki gazowej Polski
Część polskich rządów chciała przejąć kontrolę nad Gas Tradingiem. Wbrew rozpowszechnionemu mitowi przejęcie tej spółki nie dawałoby PGNiG możliwości decydowania o kosach EuRoPol Gazu, bo umowa polsko-rosyjska zakładała podejmowanie decyzji w drodze konsensusu. Powodem przejęcia mogła być chęć wypełnienia tej umowy, która zakładała współpracę dwóch podmiotów przy Gazociągu Jamalskim, albo – jak słusznie zasugerował Andrzej Kublik z Gazety Wyborczej – do zwiększenia wpływu na obsadzanie zarządów dzięki możliwości zwoływania Nadzwyczajnego Zgromadzenia Akcjonariuszy. Ludzie Gudzowatego byli przeciwko usunięciu trzeciego gracza w EuRoPol Gazie. Na początku nowego milenium adwokat i prof. Lech Falandysz z Kancelarii Smoktunowicz i Falandysz bronił interesów Bartimpexu w sądzie i próbował zablokować zmiany prawne umożliwiające PGNiG przejęcie Gas-Tradingu. Straszył, że będzie ono oznaczało likwidację spółki. Padł nawet argument, że PGNiG ma zostać sprzedany norweskiemu Statoilowi albo niemieckiemu Ruhrgasowi i „czyści przedpole”. Rząd Akcji Wyborczej Solidarność na czele z wicepremierem Januszem Steinhoffem stał jednak na stanowisku, że należy usunąć Gas Trading z akcjonariatu EuRoPol Gazu zgodnie z porozumieniem podpisanym w obecności Borysa Jelcyna i Lecha Wałęsy. Nie udało się jednak doprowadzić sprawy do końca.
W lutym 2001 roku Gudzowaty zgłosił do prokuratury wicepremiera Steinhoffa zarzucając mu niegospodarność i faworyzowanie Statoila oraz Gazpromu przy dyskryminacji Bartimpexu. Oligarcha przekonywał, że to likwidacja Gas Tradingu byłaby działaniem na korzyść Rosji, bo to przecież polska spółka, reprezentująca polskie interesy w EuRoPol Gazie. Przeciwko eliminacji Gas Tradingu protestował Sojusz Lewicy Demokratycznej. Po zwycięstwie Leszka Millera i utworzeniu jego rządu w 2001 roku minister skarbu Wiesław Kaczmarek odwołał zarząd PGNiG i na prezesa spółki wyznaczył Michała Kwiatkowskiego…wcześniej szefa Węglokoksu współpracującego wówczas z Bartimpexem Gudzowatego. Pojawiły się wówczas plotki o planie prywatyzacji PGNiG, które nie mogło wyjść z zadłużenia między innymi przez zbyt małe przychody z opłat tranzytowych na Gazociągu Jamalskim. Ktoś podejrzliwy mógłby zauważyć podobieństwa do scenariusza ukraińskiego, w którym na Ukrainie został wylansowany pośrednik w dostawach gazu RosUkrEnergo, który w pewnym momencie zagroził pozycji krajowego Naftogazu i mógł doprowadzić do „sprywatyzowania” polityki gazowej kraju przez spółkę, która była de facto pod wpływem Rosjan. Czy Bartimpex miał zrobić to samo poprzez Gas Trading?
W późniejszych latach udało się doprowadzić do przyjęcia projektu uchwały PGNiG, Bartimpexu i Węglokoksu o likwidacji Gas Tradingu. Była to odpowiedź na chwilowe zatrzymanie dostaw gazu z Rosji. Gazprom wystąpił jednak przeciwko zmianom. Powodem mógł być sprzeciw Rosjan wobec podwyżki taryf przesyłowych sugerowanej przez Polaków. Bez Gas Tradingu byłoby im trudniej blokować taką zmianę. Poza tym Gazprom i PGNiG spierały się o sprawy finansowe. Padła propozycja porozumienia o zakończeniu sporu w zamian za przedłużenie umowy gazowej. Wówczas także pojawił się pomysł budowy kolejnej nitki Gazociągu Jamalskiego przez konsorcjum z Gazpromem, firmami niemieckimi Ruhrgas i Wintershall, włoskim SNAM i PGNiG. Echem tej propozycji była tzw. pieremyczka omijająca Ukrainę w dostawach na Słowację, która przyniosła Polsce tzw. Jamałgate. Z kolei idee fixe Gudzowatego stał się Gazociąg Bernau-Szczecin mający zapewnić Polsce gaz z Norwegii przez Danię. Później przejął go nieżyjący już Jan Kulczyk, który chciał sprowadzać nową magistralą gaz z Niemiec od Zachodu. Chodziło o 3-5 mld m sześc. rocznie od 2018 roku, pod warunkiem, że budowa ruszyłaby w 2016 roku. Gaz-System pod rządami Jana Chadama krytykował ten pomysł i przeczekał go do wyborów w 2015 roku. Przejęcie władzy przez ekipę Prawa i Sprawiedliwości było gwoździem do trumny projektu, będącego ostatnią znaną próbą prywatyzacji polityki gazowej Polski, który mógł stać się – po OPAL i NEL – trzecią odnogą Nord Stream.
Groźby Gazpromu
Aleksander Gudzowaty zmarł w 2013 roku. W lipcu 2015 roku po zgodzie Urzędu Ochrony i Konkurencji na koncentrację PGNiG pod wodzą Mariusza Zawiszy przejęło Gas Trading. Mimo to los Gazociągu Jamalskiego pozostaje nierozstrzygnięty. Chociaż PGNiG ma po przejęciu Gas Tradingu 52 procent akcji EuRoPol Gazu to impas trwa. Zasada konsensusu pozwala Rosjanom blokować przejęcie faktycznej kontroli nad gazociągiem przez formalnego operatora, czyli Gaz-System. PGNiG nie jest w stanie narzucić Gazpromowi zmian, które usuną jego nieuprawniony wpływ na tę infrastrukturę stwierdzony przez Komisję, która daje odpowiedź na pytanie o przyczynę. – Komisja ustaliła w toku czynności wyjaśniających, że postępowanie antymonopolowe nie jest w stanie zmienić obecnej sytuacji ze względu na umowę międzyrządową pomiędzy Polską a Rosją – czytamy w depeszy. Państwa członkowskie nie oddały jeszcze Brukseli kompetencji w tym zakresie. To od negocjacji polsko-rosyjskich zależy przyszłość dostaw gazu z Jamału przez Polskę. Można podejrzewać, że problem zniknie wraz z zakończeniem umowy przesyłowej Polska-Rosja, która obowiązuje do końca 2019 roku. Polacy wynegocjują warunki lepsze niż 20 mln złotych miesięcznie albo będą odbierać gaz rosyjski przez Niemcy. Natomiast próba odzyskania kontroli przed tą cezurą skończyła się już groźbami Gazpromu ujawnionymi przez BiznesAlert.pl w przeszłości.
Nowe oblicze Gas Trading
Od czasu przejęcia Gas Trading zmienia oblicze. Przedstawiła strategię pięcioletnią do 2022 roku, czyli terminu zakończenia kontraktu jamalskiego. Zamierza wygasić nierentowny segment działalności, czyli handel gazem, i zajmować się głównie logistyką w GK PGNiG przy transporcie LNG, handlem i dostawami LPG, mobilną regazyfikacji gazu skroplonego, audytami efektywności energetycznej, cyfryzacją oraz gazomobilnością. Obecnie znana jest z dostaw gazu w butlach i mobilnych stacji LNG. Celem jej działania jest gazyfikacja kraju z wykorzystaniem rosnącej sieci logistycznej.
– Dostarczamy poza paliwem także mikro instalacje dla firm, tam, gdzie nie ma sieci gazociągowej. LNG jest paliwem dla biznesu, chociaż jedna gmina na Pomorzu, posiada własną instalację do jego odbioru, a więc ma możliwość dostaw tego surowca do domów i wykorzystywać go do produkcji ogrzewania. Udało nam się przejechać autocysternami już 1 mln km kw. i w ten sposób dowieźć naszym klientom LNG. Staramy się pozyskać klientów u naszych sąsiadów. Nasze cysterny dostarczają paliwo m.in. do Czech, niewykluczone, że w przyszłości będą to także Niemcy – wylicza prezes Tymoteusz Pruchnik.